W niewielkim mieszkaniu przy ulicy
Roosvelta 5 w latach siedemdziesiątych zamieszkała rodzina Borejków
– mama Mila, pełna ciepła i spokoju, tata Ignacy, wiecznie
zaczytany w książkach, Gabrysia, najstarsza i najbardziej
uporządkowana ze sióstr, Ida, trzpiotka i okropna gaduła, Natalia,
która przeżywała wszystko silnie i emocjonalnie oraz Patrycja,
najmłodsza i najsłodsza z całej grupy.
Borejkowie nie wyróżniali się niczym
szczególnym na reszcie polskiego społeczeństwa w latach
siedemdziesiątych ubiegłego wieku; ojciec rodziny chodził do
pracy, a mama zajmowała się całym domem, doglądając córek i
pilnując, by na męża zawsze czekał ciepły obiad po powrocie do
domu. Często cierpieli na brak pieniędzy a spowodowane to było
zbytnią rozrzutnością w księgarniach wszelakich, jednak Ignacy
Borejko wyrażał opinię, że lepiej jest kupić polskie tłumaczenie
Plutarcha, które będzie dojrzewało na półce aż dziewczęta po
niego sięgną, niż wydawać pieniądze na czekoladę, która nie
wpłynie na ich życie w stopniu nawet najmniejszym.
Z tego to powodu wszystkie siostry
Borejko były nader oczytane i inteligentne, jednak przy dobrym
cieście nie umiały się zachować i zjadały wszystko co do
ostatniego okruszka, tęsknie patrząc za dokładką.
„Z ulicy, pod skośnie zawieszoną,
kusą zasłonką, widać było za plecami Idy migający ekran
telewizora i schyloną mamę, która zbierała naczynie ze stołu.
Pulpa i Nutria ze śmiechem nosiły się na barana. Nie było widać
ojca, który siedział zapewne przed telewizorem i z nieobecnym
spojrzeniem ciągnął herbatę ze swej ulubionej, wysokiej szklanki.
Gabrysia popatrzyła w głąb pełnego Borejków pokoju i pomyślała,
że diabelnie, diabelnie ich wszystkich kocha.”
Prawdopodobnie to zamiłowanie do
smakołyków, które w domu pojawiały się od święta, sprawiło,
iż Gabriela wybrała się na Sylwestra do swojej kuzynki Joanny w końcówce roku 1977. Poznała tam znanych nam już z poprzednich części
Anielę Kowalik i Roberta Rojka – w książkach
Musierowicz to jest właśnie najwspanialsze; że wszystkie wątki
łączą się jakby samoistnie, nic nie dzieje się na siłę. Ot,
Gaba chodziła do szkoły razem z Hajdukiem i Cesią z „Szóstej
klepki” a ich wychowawcą był dobrze znany profesor Dmuchawiec.
Joanna natomiast uczęszczała do szkoły poligraficznej razem z
Anielą, Robertem i Januszem Pyziakiem, którego nie lubi
prawdopodobnie żaden fan tej serii.
Powracając do Sylwestra, niesiona
uczuciem współczucia, Gabriela wylądowała w ramionach Pyziaka i
tak zaczęło się między nimi uczucie, które – jeśli ktoś czytał
części kolejne – pociągnie za sobą dwa pozytywny i całą masę
negatywów w życiu rodziny Borejków.
Cała zabawa kończy się szybciej niż
planowy wybuch fajerwerków, bowiem wcześniej nadchodzi informacja,
że mamę dziewczyn zabrało pogotowie. Później potoczyło się szybko lawinowo - strach, niedowierzanie i
nieopisana pomoc Robrojka, który właśnie tej nocy po raz pierwszy
przekroczył próg ich mieszkania i uspokoił rozhisteryzowaną małą
Natalię i pozostałe siostry.
Podczas pobytu Mili w szpitalu stery
przejęła Gaba i przekonała się, że mama – ta mama, która
zdawałaby się nic całymi dniami nie robić – robi aż nazbyt
wiele. Wstawała najwcześniej ze wszystkich, paliła w piecu, żeby
reszta obudziła się już w nagrzanym domu i wyszła spod pierzyny
bez żalu. Szykowała śniadanie, sprzątała, pocieszała,
rozmawiała, szorowała wannę i robiła masę innych rzeczy, które
w odczuciu reszty rodziny robiły się same. A wszystko to bez słowa
skargi czy narzekania, tak jakby to był mamimy obowiązek.
„Dzieci mają prawdziwy dom, mówiła
mama, i mogą sobie kwitnąć w jego cieple. Nie ma piękniejszej
pracy społecznej niż wychować dziecko na porządnego człowieka,
mówiła mama.”
Jako najstarsza przejęła większość
jej obowiązków i – co widać w częściach kolejnych – nigdy
już do końca nie oddała sterów. Teraz to ona wstawała co rano,
robiła to, na co miała więcej siły niż mama i stała się opoką
całej rodziny.
„Kwiat kalafiora” to nie tylko
smutne wydarzenia; to także humor Pulpy i Nutrii, którego podrobić
się nie da, to roztargnienie Ignacego Borejki, który był wielce
zdziwiony, że na zakupy trzeba wychodzić z domu i rozkoszne wręcz
siostrzane kłótnie, które miały wiele wspólnego z Arystotelesem
i kozą - ale żeby to zrozumieć to trzeba sięgnąć po książkę.
To także spotkania grupy ESD –
Eksperymentalny Sygnał Dobra, którą założyła Gabriela razem z
przyjaciółmi. Celem owej grupy było uśmiechanie się do
przypadkowych przechodniów i sprawdzanie ich reakcji – czy na owy
uśmiech odpowiadali i czy wystarczy wyjść do innych z zachętą,
aby otrzymać od nich dobro i jak najmilsze uczucia. Oczywiście zdarzali się tacy, którzy postrzegali uśmiech jako jawną kpinę i w odwecie wystawiali język, ale były to przypadki raczej sporadyczne.
Piękne jest jeszcze to, że przyjaźnie, które narodziły się podczas tych spotkań, przetrwały lata. Mimo, że nie było telefonów, internetu, mimo, że brak było pieniędzy na alkohol a o sushi nikt nie słyszał, to jednak cała grupa znajdywała czas i okazję, żeby spotkać się przy herbacie i cieście. Bo kiedy ludzie dobrze się rozumieją nie potrzeba niczego więcej.
Co więc taki „Kwiat kalafiora”
może wnieść w nasze życie?
Żebyśmy szanowali tą pracę, którą
wykonuje nasza mama, nasz mąż, babcia, ciotka czy ktokolwiek inny;
pracę, której nie dostrzegamy, ale która jest. Może czasami warto
wyciągnąć odkurzacz z maminych rąk i samodzielnie poodkurzać,
porzucając na chwilę internet czy książkę.
Możemy też spróbować – jak
bohaterowie tej książki – uśmiechać się serdecznie do mijanych
codziennie ludzi i możemy zaobserwować ich reakcję. Czy na dobro
faktycznie odpowiada się dobrem? Czy to po prostu czysta fikcja literacka? Cóż, trzeba przekonać się samemu.
„Przytulnie było po prostu z tymi
ludźmi – niezamożnymi, niezaradnymi i pozbawionymi siły
przebicia. To dlatego goście w Borejków siedziwli zawsze dłużej
niż wypadało, a nie jeden z nich zasiedział się i do późnej
nocy, choć często jako jedyny poczęstunek wjeżdżała na stół
herbata i chleb z dżemem.”
Dziś środa miło było poczytać czekam na następną środę. Myślę, że jakbym serdecznie uśmiechała się do ludzi to zapewne spotkała bym się z opinią ooo patrz z nią coś jest nie tak. W taki czasach żyjemy człowiek - człowiekowi serdeczny nie jest a szkoda. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że już po dwóch tygodniach przyzwyczaiłam się do tej środy z Jężycjadą u Ciebie i niecierpliwie jej oczekuje :) Kolejna bardzo ważna nauka płynie z tej powieści. Ach jak to czasami jest ciężko wyręczyć drugą osobę w jakiejś czynności i jak trudno dostrzec ciężką pracę innych.
OdpowiedzUsuńŚwietna nauka z tego płynie.
OdpowiedzUsuńJeśli wszyscy by tak się do siebie uśmiechali, jak to by było piękniej :))
http://triviaaboutme.blogspot.com/
Czytałam jeszcze w czasach gimnazjum, i na początku liceum... Muszę sobie do tych książek wrócić :)
OdpowiedzUsuńMało już pamiętam co działo się w poszczególnych częściach, ale moim zdaniem coś w tym jest, że dobro/ zło wraca do człowieka.
OdpowiedzUsuńzgodnie z Twoim życzeniem sprzed tygodnia, mam dla Ciebie kawał :D
OdpowiedzUsuńKobieta w kwiecie wieku staje przed lustrem i mówi do męża:
- Ech... przybyło mi zmarszczek, utyłam, te włosy takie jakieś nijakie... Zbrzydłam. Powiedz mi, kochanie, coś miłego!
- Wzrok masz dalej dobry!
O ile dobrze pamietam to mama wylądowała w szpitalu bo miała wrzody? Coś mi jakiś kleik utknął w pamieci ale moze to jakaś inna ksiązka?;)
OdpowiedzUsuńKwiat kalafiora brzmi znajomo.
OdpowiedzUsuńDaaawno, bardzo dawno już takich książek nie czytałam. :)
OdpowiedzUsuńuwielbiałam te książki i tą serię.. :)
OdpowiedzUsuńFajnie było sobie przypomnieć Kwiar Kalafiora... bo szczerze przyznam, żę nie zapadła mi aż tak w pamięci ta część
OdpowiedzUsuńChyba sobie w bibliotece wypożyczę :-) z chęcią bym to przeczytała znowu :-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie mi się przypomniało, że moją ulubioną bohaterką z ,,Idy sierpniowej" była Pulpa. Przesłanie powieści bardzo ważne.
OdpowiedzUsuńWpadłam z impetem tutaj z pamięcią, że dziś środa i będzie mój ulubiony post. Nie zawiodłam się <3
OdpowiedzUsuńTeraz dostrzegam jak różnie postrzegałam kiedyś, to co czytałam. Dziś dostrzegłabym o wiele więcej na tych samych kartkach. Cieszę się, że trafiłam na Twój blog. Naprawdę.
Chyba pomogę mamie umyć okna:)
OdpowiedzUsuńWspaniała część Jeżycjady:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
A ja tak mało miałam wspólnego z twórczością pani Musierowicz. Chciałabym to nadrobić. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi jak bardzo uwielbiałam takie książki i że koniecznie muszę do nich wrócić! :)
OdpowiedzUsuńMusierowicz - bardzo poczytna autorka
OdpowiedzUsuńuwielbiam kocham wielbię tę książkę:) tyle ciepła, tyle rodzinności coś wspaniałegfo
OdpowiedzUsuńCiekawa książka, ale mnie ostatnio bardziej ciągnie do książek historycznych.
OdpowiedzUsuńSeria mojego dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńchyba to czytałam jak byłam młodsza:D jakoś to kojarzę :)
OdpowiedzUsuńa nie, jednak coś znam! przecież to lektura była, w czasach, kiedy jeszcze lektury czytałam:P
OdpowiedzUsuńNigdy nie przepadałam specjalnie za Musierowicz.
OdpowiedzUsuńKojarzę okładkę, ale chyba jej nie czytałam.
OdpowiedzUsuńAach! Jak to miło poczytać czasem o Jeżycjadzie. Albo samą Jeżycjadę. Aż nabrałam ochoty, żeby znów przeczytać "Kwiat kalafiora". :)
OdpowiedzUsuńOstatnio właśnie zabrałam się za "Jeżycjadę";) "Kwiat kalafiora jest dopiero przede mną;)
OdpowiedzUsuńOooo, czytałam! Tylko strasznie dawno :)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytałabym "Jeżycjadę", bo od Musierowicz czytałam jedynie "Małomówny i rodzina", które przez pierwsze 20 stron mnie nudziło, ale potem... Do tej pory pamiętam prędkość, jaką osiągnęły moje gałki oczne sunąc po linijkach tekstu! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na nową recenzję,
Przerwa na książkę
Snapchat: przerwa_ksiazke
Ach, kiedy ja to czytałam! Miło było sobie przypomnieć fabułę ;)
OdpowiedzUsuńDżizas jak ja kocham te książki! Wiesz zmotywowałaś mnie,żeby znowu przeczytać cały cykl ^^
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej podoba mi się ta seria. :D Zapewniam, że przeczytam. Wszystkie, od początku! <3
OdpowiedzUsuńOjejuuu *.*. Jak ten jeżyk słodziutki *.*.
OdpowiedzUsuńCykl Małgorzaty Musierowicz wspominam bardzo miło, choć niestety niewiele z niego pamiętam, tak dawno go czytałam. Co prawda niedawno czytałam na konkurs "Idę sierpniową", ale i tak xd.
Naprawdę cieplutka seria ^^.
City of Dreaming Books
może zostanę zastrzelona za to, co napiszę...ale do Musierowicz starałam się wiele razy przekonać jako dziecko, teraz mam dwie córki - kto wie, może w końcu się uda :)
OdpowiedzUsuńKiedyś zdobędę całą serię, ułożę na swojej własnej półeczce, będę na nią patrzeć i przeczytam w końcu chronologicznie! Taki jest plan. Taki jest cel.
OdpowiedzUsuńA mnie Jeżycjada zawsze kojarzyła się bardziej z jeżynami niż jeżami, hihi :D
Pozdrowienia z Po drugiej stronie książki od Książniczki
Mój plan jest bardzo podobny! :D
UsuńNie znam tej serii, będę musiałam nadrobić braki. Chyba czytałam w dzieciństwie ,,Kwiat kalafiora", ale już nic nie pamiętam :)
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam chyba wszystkie części a już trochę mi się zapomina, z chęcią bym sobie wszystko dokładnie przypomniała;)
OdpowiedzUsuńObiecałam sobie również przeczytać cała Jeżycjadę. Chyba mnie zmobilizowałaś, żeby się dłużej nie ociągać.
OdpowiedzUsuńOh jak ja nie znoszę Musierowicz! Brr!
OdpowiedzUsuń