Do wczoraj, najdziwniejszą książką jaką czytałam był „Mały książę.” Jasne, zachwycił mnie, dotknął mojej lekko diabelskiej duszy, ale nie pozostał bez zauważenia fakt, że fabuła książki była nieco... dziwna. Lis, mały chłopiec wędrujący po kosmosie – cóż, myślałam, że literatura nie przebije tej dziwnej, aczkolwiek pięknej historii.
I się myliłam. A to nie nowość,
powinnam już się z tym pogodzić.
„Zgubiono, znaleziono” to
powieść, która według napisu na okładce, zachwyciła świat.
Główną bohaterką jest siedmioletnia Millie, która prowadzi
Księgę Nieżyłków; zapisuje w niej imiona wszystkich tych
stworzeń, które znała i umarły. Na liście znalazł się
przydeptany kapciem pająk, zabita w locie mucha i tata Millie, który
odszedł tak szybko, że nawet on się tego nie spodziewał.
Matka Millie to postać poboczna,
wspominana tylko przez córkę. Jej rola kumuluje się w momencie,
gdy zostawia swoje dziecko same w supermarkecie i podąża w stronę
wschodzącego słońca.Cóż, nie wszystkie matki muszą być idealne. Niektórym zdarza się porzucić swoje dziecko na środku domu towarowego. Taki los.
Splotem dziwnych wypadków i
zdarzeń, dziewczynka poznaje dwoje starszych ludzi, którzy też
zostali sami na świecie; wdowę Agathę, która, by zabić cisze,
która pozostała po śmierci jej męża, ciągle krzyczy i Karla,
porzuconego przez syna w domu starców. Oboje, Agatha i Karl to
ludzie skrzywdzeni, którym odebrano bezpieczeństwo i bliską osobę. I trochę umiejętności zachowywania się w towarzystwie.
Karl, krzepki osiemdziesięcio-
siedmio latek wcale nie myśli tak, jak w naszym mniemaniu powinna
myśleć osoba starsza, „dostojna”. Kiedy myśli o swojej zmarłej
żonie to wspomina jej piękne ciało, tęskni za seksem i bliskością,
ciepłem drugiej osoby. Agatha natomiast od zawsze brzydziła się
„tego, co mężczyźni mają między nogami”, od zawsze, ale nie
na zawsze – gdy widziała jak jej mąż, którego kochała miłością
trudną, starzeje się i więdnie a wraz z nim więdnie także jego
przyrodzenie, zaczęła czuć litość do mężczyzn, że „to
mają”. - Już same te dwa fakty z książki są dziwaczne, prawda?
„- Mój tata umarł.
- No i co z tego? - Agatha odwraca
się do niej. - Mój też! […]
- Kiedy umarł?
- Sześćdziesiąt lat temu!
- A mój trzy miesiące temu.
- To nie są żadne zawody! A nawet
gdyby, to żyję bez swojego taty dłużej niż Ty bez swojego!”
Autorka, Brooke Davis, młoda
Australijka, stworzyła powieść niekonwencjonalną. Bo kto opowiada
o tym, jak starsza kobieta lituje się nad penisami? Który pisarz
wkłada w usta małej dziewczynki słowa, że „ja nigdy nie chcę
mieć cycków”. Kto tworzy postać, która nie współczuje dziecku
utraty rodzica?
W całej swojej absurdalności,
niecodzienności i odrobinie perwersji, „Zgubiono, znaleziono”
kipi naiwnością. Naiwnością do świata, do systemu, do innych
ludzi. Każdy z naszych bohaterów w pewnym momencie życia wierzył
naiwnie, że szczęście dane jest mu na zawsze i że los nigdy nie
wyrwie nam go z ręki.
Co jeszcze niezwykłego w tej
książce, to zakończenie, totalnie zamknięte, nie pozostawiające
niczemu wyobraźni, ale za to poruszające i wstrząsające w swojej
prostocie i oczywistości.
Właśnie po przeczytaniu tych
ostatnich zdań książki uświadomiłam sobie, że co by się nie
działo, jak byśmy nie grzeszyli, nie prosili, jakbyśmy dobrzy nie
byli, zakończenie jest zawsze takie samo. I pewnie dlatego tak
lubimy powieści, które kończą się nieprzewidywalnie i
nietuzinkowo – bo nasza skończy się tak, jak ma się skończyć.
„Karl poczuł, że jego życie warte
jest suspensu, warte jest filmu”
Jest to piękna książka w swojej
dziwaczności. A może jest dziwaczna dlatego, żeby być piękną?
Być może potrzeba garści absurdu, by pisać o samotności, smutki
i losie tych, od których odwrócili się bliscy?
Czego nauczyła mnie ta książka? Jeszcze nie wiem; być może otworzyła mi szerzej oczy na to, co oczywiste, albo nauczyła mnie, że niekiedy dotknięcie dłoni ukochanej osoby to więcej niż bylibyśmy godni prosić.
Z pewnością jest to książka ważna, która nie przeminie obojętna. I z czasem jej mądrość wykiełkuje w każdym, kto ją czytał. Tylko, że na to potrzeba czasu.
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu
Lubię książki, które niosą za sobą jakie przesłanie, chętnie bym przeczytała. :-)
OdpowiedzUsuńZnam sporo dziwniejszych pozycji od Małego Księcia, z "dziwną", ale niesamowitą fabułą kojarzy mi się "Mistrz i Małgorzata"-uwielbiam tę lekturę:)
OdpowiedzUsuńE, "Mistrz i Małgorzata" nie byli dziwni :)
Usuńmoże być fajne :D
OdpowiedzUsuńJest fajna :)
UsuńZdecydowanie przeszłabym obok tej okładki obojętnie :-) ale książkę bym przeczytała :-)
OdpowiedzUsuńfajna nawet :)
OdpowiedzUsuńNaiwność, absurd i perwersja? Ja ten tytuł będę omijać szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńOj, ale to zalety :)
Usuńło matko :O początek dziwny, ale potem czytam i czytam i.. mam ochotę na całą książkę :)
OdpowiedzUsuńTak samo będziesz miała z książką :)
UsuńNie wiem co sądzić.. mam mieszane uczucia, ale ciągnie mnie do niej:)
OdpowiedzUsuńLubię książki z przesłaniem, więc może się na nią skuszę.
OdpowiedzUsuńCzytałam już o niej i bardzo chętnie sięgnę po nią.
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja tak mnie zaintrygowała, że chyba pognam do biblioteki i zacznę czyhać na tę książkę.
OdpowiedzUsuńIntrygująca książka, intrygująca recenzja... poszukam jej na pewno :)
OdpowiedzUsuńFascynująca, a tym bardziej intrygująca, że odnosisz ją do "Małego Księcia". Chyba się rozejrzę za tą książeczką ;)
OdpowiedzUsuńW "Małym Księciu" nie ma żadnego Lisa. To archetyp ludzkiego pojmowania uczuć, skrawek konkretnej osobowości. Tak samo jest w książce "Bromba i inni" Wojtyszki. Jeśli nie czytałaś - nadrób koniecznie.
OdpowiedzUsuńps. Najdziwniejszą książką w mojej czytelniczej karierze jest za to niedawno wydany "Pixel" Krisztiny Toth. Też nadrób - autorka bardzo dobra, a międzynarodowo niedoceniana.
Zawsze potrafisz wyszukać niebanalne książki ;)
OdpowiedzUsuńThievingbooks.blogspot.com
Naprawde swietnie opisujesz ksiazki az chce sie leciec i kupic ksiazke! :D
OdpowiedzUsuńJednak ta ksiazka zbytnio nie jest w moim stylu :)
Versjada
ciekawi mnie to dziwactwo :D
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawiłaś mnie tą recenzją. Muszę przyjrzeć się bliżej tej książce, a może nawet kupić...
OdpowiedzUsuń„Zgubiono, znaleziono” to powieść, która według napisu na okładce, zachwyciła świat.- kurczę, chyba dotyczy to jakiegoś innego świata, bo ja pierwszy raz czytam o tej książce, wcześniej ani widu ani słychu o niej...
OdpowiedzUsuńKsiążka na pewno jest trochę kontrowersyjna, ale muszę przyznać że mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńdziwna intrygująca.... mam na nią ochotę;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki w kategorii "dziwne". O "Zgubiono, znaleziono" wcześniej nie słyszałam, ale dopisałam już do swojej listy. :)
OdpowiedzUsuńIntrygująca ksiażka :)
OdpowiedzUsuńHm... a mnie jednak odrzuca. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz.
OdpowiedzUsuńDla mnie już raczej nic nie pobije mojego ulubionego ,,Małego Księcia", ale ,,Zgubiono, znaleziono" brzmi mega ciekawie, więc oczywiście mam chęć przeczytać !:)
OdpowiedzUsuńJak kocham książki, to muszę się przyznać, że "Mały Książe" nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Ale ta pozycja wydaje się być na tyle dziwna, że aż chciałoby się ją przeczytać.
OdpowiedzUsuń