Wyobraźcie sobie nagłą
ciszę, która otoczyła świat. Nie ma telewizji, nie ma radia, o Internecie można
tylko pomarzyć. Sklepy są opustoszałe, ulice również. Zostaliście tylko wy i
zwierzęta, coraz bardziej przymierające z głodu. Temperatura osiągnęła minus
trzydzieści stopni. Nikt nie wie co się stało. W sumie… nie ma kto wiedzieć.
Zostaliście tylko wy i wasza samotność.
Augustine i Sully to
główni bohaterowie książki „Dzień dobry, północy.” W normalnych okolicznościach
prawdopodobnie nigdy by się nie spotkali, ponieważ różniło ich wszystko –
podejście do życia, nastawienie do ludzi, temperament i aspiracje. Augustine
był naukowcem, w całości poświęconym swojej profesji. Gdzieś w dalekim świecie
pozostawił kobietę i dziecko, które mu urodziła a którego nie widział nawet na
oczy i wcale za nim nie tęsknił, bo jak można tęsknić za kimś, kogo się nie chciało?
Siedemdziesięciolatek przeniósł się na Arktykę, gdzie badał kosmos i wszystkie
jego tajemnice. Nie rozumiał ludzkich uczuć, miłość uważał za coś poniżającego
i kompletnie niezbędnego, co tylko spowalnia ludzi w ich rozwoju. W chwili, gdy
władze decydują się – nie wiadomo konkretnie z jakiego powodu – na ewakuację
ośrodka badawczego, Augustine postanawia zostać. Nie chce się ratować, nie chce
wracać do rzeczywistego świata. Nie obchodzi go co dzieje się z jego dzieckiem
i jego matką, nie interesuje go los ludzkości. Pragnie tylko pozostać w tej
ciemnej krainie skutego lodu i obserwować obsiane gwiazdami niebo. Jak się
później okazuje, razem z nim w ośrodku pozostała mała dziewczynka, Iris.
Augustin nie wie skąd się tam wzięła ani dlaczego o niej zapomniano.
Potraktował ją jako oczywistości i trwali w tej zimowej ciszy, walcząc z własną
samotnością.
Sully jest astronautką,
kobietą młodą i pełną nadziei na przyszłość. Właśnie wracała z misji na
Jowisza, gdzie obserwowali Io – jeden z jego księżyców. Podczas misji
powrotnej, razem z kolegami, próbowała skontaktować się z NASA, jednak ich
wysiłki na nic się nie zdały – Ziemia milczała, otulona ponurą ciemnością. W
radiowęźle słychać było tylko równomierny szum. Nie działały satelity, nikt nie
próbował przekazywać nikomu wiadomości. Ziemia umarła a oni nie wiedzieli
dlaczego.
Ich losy się stykają; są
jak rozbitkowie, którzy ostali się po wielkiej katastrofie i którzy stracili
wszystko, chociaż już za „normalnych” czasów sami odsuwali się od bliźnich i
szukali spokoju. W pewien sposób można więc powiedzieć, że ich najskrytsze
marzenie się spełniło – nie było już nikogo do kochania, nie było nikogo, kto
zajmował by im czas, nikogo, kto przeszkadzałby im obserwować niebo i trwać w
bezruchu, chłonąć jego piękno i potęgę. Tyle
tylko, że z czasem dotarło do nich, że samotność z wyboru a samotność
przymuszona to dwie odrębne sprawy. Bohaterowie muszą zmierzyć się z samotnością
a poprzez to i czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy dałby sobie radę, gdyby
nagle zabrakło wszystkich tych, którzy tworzą jego codzienność.
Gdyby producenci
zdecydowaliby się kiedyś nakręcić film na podstawie tej książki, to bez
wątpienia byłoby to połączenie wspaniałego „Marsjanina” z nostalgicznym „Dawcą
pamięci”. To piękna opowieść o tym, że człowiek tak naprawdę jest zwierzęciem
stadnym, nawet jeżeli ucieka do swojej samotni i uparcie powtarza, że ludzie
nie są mu do szczęścia potrzebni. To historia dwójki ludzi, których dopadło to,
do czego zawsze dążyli – i nagle zdali sobie sprawę, że ich nirwana, ich sposób
na szczęście absolutne jest szalenie zawodny.
„Biorąc
pod uwagę jak długo żył, wydawało się zaskakujące jak niewiele przeżył.”
Boję się samotności najbardziej na świecie. Szczerze, to boję się jej bardziej niż śmierci. Pewnie dlatego ta książka stanie się jedną z najważniejszych pozycji w moim domu. Dzięki niej będę pamiętała, żeby nigdy nie odtrącać nikogo bliskiego, bo kiedyś, w pewnym momencie może się okazać, że tych osób zabraknie a ja zostanę z taką ilością wolnego czasu, którego niczym nie zdołam zapełnić. Tylko wspomnieniami, które w takiej sytuacji staną się upiorne, bo uparcie będą przypominały o tym, co miałam w garści i co mi z niej wyleciało.
Piękna recenzja...
OdpowiedzUsuńAż kusi żeby przeczytać książkę.
Masz rację, ludzie tak szybo odchodzą...
Pozdrawiam...
Dziękuję Krysiu!
UsuńTwoja recenzja chyba sprawila podwojne zainteresowanie ta ksiazka Lubie takie klimaty które pozostawiają cos do myslenia Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO, cieszę się :)
UsuńBardzo zachęcająca recenzja, myślę, że książka mogłaby mi przypaść do gustu. Dobrze czasem dla odmiany przeczytać coś refleksyjnego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! http://tworze-czytam-fotografuje.blogspot.com/
A dobrze :) ale nie za często, bo człowieka może to przytłoczyć :)
UsuńNiebawem mam dłuższe wolne, więc spisuję książki do których warto zajrzeć - ta również znajdzie się na liście. Twoje recenzje zachęcają do czytania :-)
OdpowiedzUsuńO, czyżby urlopik? :)
UsuńTak Kochana, ale tylko tydzień z kawałeczkiem, a w tym Święta, no i latem już urlopu nie będzie, więc z jednej strony się cieszę, a z drugiej nie bardzo. :-/
UsuńJuż Twoja recenzja zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Muszę mieć tę książkę.
OdpowiedzUsuńTaka pochwała z Twoich ust [klawiatury?] to naprawdę dużo :)
UsuńSmutny temat, warto przeczytać z pewnością tę książkę i bliżej poznać historię... Zdecydowanie książka dla mnie:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Tak myślałam, że się wpiszę w Twój gust :)
UsuńBardzo nostalgiczny tekst, można poczuć tę samotność bohaterów. Masz rację, co innego samotność z wyboru, a co innego gdy nie ma już nikogo, kto by mógł ewentualnie tęsknić.
OdpowiedzUsuńCzasami i recenzja musi być nostalgiczna ;)
UsuńWydaje mi się być ciekawa, z chęcią ją przeczytam w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie!
Świetna recenzja, piękna okładka. Chętnie zapoznam się z tą pozycją 😊
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie
Pozdrawiam serdecznie.
lubię powieści w których zderzają się dwa światy ""
OdpowiedzUsuńA ja do tej pory za nimi nie przepadałam :)
UsuńBardzo ciekawa recenzja. Ale ja chcę Ci powiedzieć, że po Twoim wpisie o imionach dla chłopca... nasz brzuszkowy dzidziuś jest ciągle nazywany Świętopełkiem :D Chyba mu na razie zostanie taka ksyweczka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO, super! Cieszę się bardzo, że dzięki mnie nie ma tradycyjnej Fasolki czy Młodego a dumnie brzmiący Świętopełek :D
UsuńMiałam kiedyś sen.
OdpowiedzUsuńW tym śnie byłam staruszką, która samotnie błąka się po domu, w którym teraz mieszkam. To było przerażające!!!
Ciekawa książka!!! Chętnie ją przeczytam!!!
Koszmar, nie sen.
UsuńOgromnie mnie zaciekawiłaś :)
OdpowiedzUsuńTo zdecydowane moje klimaty i mam dużą ochotę sięgnąć po tę książkę :)
Cieszę się :)
UsuńBardzo intrygująca historia ! ;o Na pewno wiele uczy.
OdpowiedzUsuńHmm... samotność... Z chęcią bym przeczytała, chociażby dla samej refleksji, jaką pozostawia.
OdpowiedzUsuńCiekawa na pewno.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Samotność to zło największe.
UsuńZaciekawiłaś mnie tą książką. Lubię takie "klimaty" :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę interesująco, wpisuję książkę na czytelniczą listę. Przekonałaś mnie do niej. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
o, czyli mam talent do przekonywania :)
UsuńCiekawa☺
OdpowiedzUsuńNaprawdę brzmi fajnie ;) ja jednak cały czas czytam modowe i urodowe książki ;)
OdpowiedzUsuńTo może warto sięgnąć po coś nowego :)
UsuńOkładka jest przepiękna i sama książka też ciekawi, ale spotkałam inną recenzję, która zarzucała książce, że jest nudna, więc sama nie wiem, czy chcę sięgnąć, czy jednak nie. Będę musiała pomyśleć.
OdpowiedzUsuńTo teraz starcie blogerek - której bardziej ufasz? :D
Usuń"Uważaj czego pragniesz, bo możesz to dostać". Ta książka może i mnie się spodobać. Od razu wrzucam do schowka żeby mi gdzieś tytuł nie umknął :-)
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Książkę czytałam i też szczerze polecam. Pięknie wydana i oddziałująca na czytelnika :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesująca książka. Chętnie ją przeczytam jeżeli będzie taka możliwość.
OdpowiedzUsuńChociaż nie przepadam za takimi książkami to po Twojej recenzji mam ochotę jej przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPodejrzewałam, że to będzie lektura warta uwagi. Przekonałaś mnie ostatecznie swoją recenzją :)
OdpowiedzUsuńO jej wole sobie nie wyobrażać. Ja jestem za słaba i chyba bym nie wytrzymała w takim otoczeniu. Ale książka jako jakaś tam historia wydaje się być ciekawa. ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi intrygująco. :)
OdpowiedzUsuńAgato, w Twoich wrażeniach po lekturze powieści obecna jest obawa, która trawi chyba nas wszystkich. Dawno już przestałam wierzyć w mizantropię i uważam, że potrzeba wspólistnienia po prostu twki głęboko zakorzeniona w nas samych. Owwszem, potrzebujemy czasami wyobcowania, odcięcia się, lecz w jej zdrowym, oczyszczającym rozumieniu, pozwalajacym z dystansu wysnuć przemyślenia, odpocząć.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście - jest znacząca różnica pomiędzy samotnością z wyboru, w jej aspekcje kompensacyjnym i twórczym, a narzuconemu odszczepieństwu. Są marzenia, których realizacji jednak nie chcemy i to niebezpieczne marzenia... :)
Muszę ją mieć! Ale mnie zachęciłaś do przeczytania! :) Agata obiecuję częściej do Ciebie wracać, kiedy Ty znajdujesz czas na pisanie? ;) zdradź tajemnicę zaklinania czasu
OdpowiedzUsuńJa również boję się samotności... samotnosć boli, wyniszcza człowieka od środka. Chyba nikt nie chce czuć się samotny :( Jeden dzień owszem, czasem człowiek od drugiego chce odpocząć by niebie na wzajem nie denerwować, by nie było sprzeczek, ale nie całe zycie... to się nie uda. Twoja recenzja zachęca by sięgnąć po tę książkę
OdpowiedzUsuńChętnie ją przeczytam jeżeli tylko znajdę czasu troszkę :-)
OdpowiedzUsuńJa najbardziej boję się zamknięcia w przestrzeni w ciszy. Bez iwedzy o upływającym czasie..
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja. Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki.
OdpowiedzUsuń