Z
okazji nadchodzącego roku szkolnego, który totalnie mnie nie dotyczy, bo z
wszelakiej edukacji wyrosłam już dawno, wzięło mnie na wspominki. Niektóre
rzewne, niektóre zabawne, inne dość straszne, ale jak chyba każdy po kilku
latach mogę powiedzieć – ta szkoła nie była taka zła.
Do
pierwszej klasy poszłam w 1999 roku. Jak to było dawno! Teraz dzieci, które
wtedy się rodziły, już dodają milion zdjęć na Instagramie i kurczę, są
pełnoletnie! Ja wtedy miałam dwa blond kucyki, niebieski plecak w
Dalmatyńczyki, piórnik w Myszkę Miki i pióro zamiast długopisu, bo moja ambitna
mama stwierdziła, że będę pisała piórem (nie
pisałam.) Umiałam już czytać i pisać, bo nauczyła mnie tego
babcia-nauczycielka, więc na lekcjach generalnie się nudziłam. Długo początkową
edukacją się nie cieszyłam, bo końcem listopada trafiłam do szpitala,
zoperowali mnie i do szkoły wróciłam w okolicach marca. Mama-nauczycielka (tak, i mama i babcia to nauczycielki, a
babcia nawet dyrektorka szkoły!), zadbała o to, żebym nie została w tyle i
zamiast lenić się popołudniami i wracać do zdrowia, rozwiązywałam z nią
ćwiczenia i obie udawałyśmy, że matematyka jest równie przyjemna co polski.
Właśnie,
ta nieszczęsna matematyka… każdy inny przedmiot nie był mi tak straszny, nawet
fizykę obroniłam zawsze na mocną czwórkę. Z „królową nauk” natomiast miałam
problem, bo po prostu jej nie rozumiałam. Z wyjątkiem tangensów i sinusów, bo
te potrafię rozwiązywać do dzisiaj i kompletnie nie wiem, dlaczego mi to
wychodzi. Biorąc pod uwagę zdolności matematyczne mojego męża, dziecko będę
musiała zapisać na korepetycje już w przedszkolu, żeby nadrobiło.
Oprócz
matematyki, w szkole nie cierpiałam jeszcze jednego. Kanapek. Czyli drugiego
śniadania. Do dzisiaj jak widzę bułkę w folii aluminiowej to mi słabo i apetyt
zanika mi na pół dnia. Nie wiem czemu mam taki uraz, może w poprzednim życiu
zadławiłam się folią aluminiową przemyconą w bułce z szynką i serem? W każdym
razie po pierwszej klasie moi rodzice zrezygnowali z domowych śniadań i
kupowali mi rogaliki do szkoły. A w gimnazjum przestawiłam się na batony mars i
uwierzcie – przez trzy lata, od
poniedziałku do piątku, codziennie, w szkole, jadłam jednego marsa. Nie mam
urazu, aczkolwiek teraz za nimi nie przepadam.
O,
mam pytanie. Czy u was w gimnazjum też malowanie się było całkowicie zakazane?
U nas respektowali to okropnie, wychowawczyni potrafiła wstawić uwagę nawet za
podmalowane rzęsy. Gorzej jak ktoś miał swoje długie i ciemne i był codziennie
oskarżany o potajemne malowanie się. Zabronione było też noszenie szortów i
spódnic krótszych niż te sięgające do kolana; teraz, jak przechodzę koło
gimnazjum, z żalem stwierdzam, że przepisy chyba się zmieniły, bo połowa
uczennic ma pośladki na zewnątrz a makijażu mają na twarzy więcej niż ja na
swoim ślubie. Cóż, czasy się zmieniają.
A
jeżeli mówimy już o wychowawczyniach, to jakoś nigdy nie miałam do nich
szczęścia. No, z wyjątkiem podstawówki. Moja wychowawczyni z liceum tak nas nie
lubiła (co powtarzała nam na każdej
lekcji), że w ramach wycieczki szkolnej wzięła nas na …. Spacer po mieście.
Nasze miasto jest malutkie, każdy je zna jak własną kieszeń, nie ma tu żadnych
zabytków, ba! w tamtych czasach nawet kino działało tylko w piątki. To była
pierwsza i ostatnia wycieczka w ciągu trzech lat.
Warto
wspomnieć jeszcze o maturze, której każdy się boi. Oczywiście, jak większość
maturzystów, miałam ambitny plan, żeby od września uczyć się do niej pełną
parą. I jak 60% wszystkich odkładałam to w czasie: najpierw przełożyłam ostrą
naukę do „po 11 listopada”, potem do „po Świętach”, po feriach, po Wielkanocy,
a później uznałam, że i tak niczego się nie nauczę w tak krótkim czasie. Maturę
zdałam, nawet nie czułam wielkiego stresu, ot trochę dłuższy i bardziej
oficjalny sprawdzian. Zdawałam też rozszerzoną maturę z polskiego i do
interpretacji był wiersz „Niech żyje bal”; wiecie, ten, który później śpiewała
Rodowicz. Przez pół godziny próbowałam go przeczytać, bez włączania się w mojej
głowie muzyki; trudna to sztuka, spróbujcie sami „przeczytać” tekst znanej
piosenki.
Uwierzycie, że na pierwsze wagary poszłam dopiero na studiach? Jak koleżanka raz mnie namówiła na opuszczenie wykładu, tak później często można nas było spotkać w kawiarni, zamiast na wykładzie o ustawodawstwie europejskim.
Czy
chciałabym wrócić do szkoły? Na dzień, może dwa. Na pewno nie na cały rok
szkolny. Ale wy, którzy w poniedziałek zaczynacie intensywny rok szkolny,
cieszcie się tym czasem. W końcu szkoła jest jak gorzka czekolada.
Ja najlepiej wspominam liceum! Nowe znajomości, zupełnie inne podejście do człowieka. Świetne czasy! :D
OdpowiedzUsuńBookeater Reality
Najlepsze znajomości mam z gimnazjum :) z moimi dziewczynami przyjaźnimy się do dzisiaj i tak już chyba zostanie :)
Usuńteż najlepiej wspominam gimnazjum :)
UsuńA ja podstawówki nie pamiętam, liceum tak sobie, chociaż znośnie, a studia to był najlepszy okres w moim życiu :-) Chętnie bym wróciła :-)))
OdpowiedzUsuńNa studiach to ja dopiero zobaczyłam czym są wagary :D
UsuńMoją koleżankę, która ma piękne, długie i czarne rzęsy ciągle w 4-6 ganiała nauczycielka, żeby przy niej myła oczy i nigdy się nie mogła nauczyć, że ona ma takie naturalne. XD Chociaż ogólnie zauważyłam, że tym, którzy się lepiej uczyli, można było o wiele więcej, bo jakoś przychylniej na nich patrzono.
OdpowiedzUsuńCo zapamiętam na zawsze z gimnazjum? To, że na przerwach musieliśmy chodzić po korytarzu w kółko w parach. Dlaczego? Bo podobno jakbyśmy siedzieli, to ciężko byłoby nad nami zapanować, takie szatańskie nasienie ze wszystkich uczniów podobno było... Ale przyznam się - i tak rzadko kiedy chodziłam, bo co sprytniejsi lawirowali między piętrami i mieli gdzieś nakazy. XD
W kółko po korytarzu? W gimnazjum? Większego absurdu jeszcze nie słyszałam :D
UsuńHaha, może nauczycielka zazdrościła jej tych rzęs i się mściła.
Uśmiałam się z chłopakiem czytając Twój post! 😜 Niezłą mieliście "wycieczkę" 👌 U mnie w gimnazjum zakazane było się malować, nawet paznokcie odżywką 😳 Teraz to dziewczyny mogą włosy farbować, nosić przedłużone rzęsy, mieć paznokcie żelowe! Co to się porobiło... Ja znowu kocham matematykę, a znowu z sinusami itd. nigdy nie mogłam sobie poradzić. Czarna magia 😜 Pozdrawiam ~RINROE
OdpowiedzUsuńO, to wy razem czytacie blogi? :) Ja męża chyba nigdy na to nie namówię i tak podziwiam, że moje posty czyta!
UsuńJakby zestawić dziewczynę z gimnazjum z naszych czasów a te współczesne to obrazek były zabójczy :D
Ja do pierwszej klasy szłam w 1979 roku:D
OdpowiedzUsuńO, to mnie zaskoczyłaś!
UsuńTak, u mnie w gimnazjum też nie wolno było się malować. Pamiętam jak koleżanka pomalowała usta błyszczykiem i jaki lincz za to był xD
OdpowiedzUsuńU mnie za to pierwsze wagary działy się w liceum. Fajnie sobie tak powspominać, z perspektywy czasu stwierdzam że wcale nie było tak źle, szkoła ma też swój urok :)
Teraz błyszczyk to mają i dziewczynki w trzeciej klasie podstawówki- wiem, mama mnie informuje, jakie są najnowsze trendy wśród dzieci. Pomalowane paznokcie u ośmiolatki to mus!
Usuńjejku, ja poszłam do szkoły w 1994 roku. Masa czasu ;)
OdpowiedzUsuńSzkołę lubiłam. Okazjonalnie. Lubiłam w podstawówce bale karnawałowe, wigilie klasowe, czy koniec roku ;)
Bali nie lubiłam, w ogóle jakoś męczą mnie takie organizowane imprezy :) za to wigilie klasowe były nawet przyjemne :)
UsuńHeh, ja to dopiero jestem dinozaur ;) za moich czasów nie było gimnazjum ;) Edukację zakończyłam na studiach podyplomowych bo doktorat porzuciłam w trakcie.
OdpowiedzUsuńZ perspektywy czasu najlepiej chyba wspominam czas podstawówki i studium... To był najbardziej barwny czas w moim szkolnym życiu :)
Ja za doktorat się nie brałam, stwierdziłam, że mój mózg musi trochę odpocząć po ciężkich studiach :)
UsuńKażdy miał lepsze gorsze momenty :D Ja pamiętam, jak w lany poniedziałek dzieci w klasie polewały się wodą, a ja byłam tą z pechem, która zalała dziennik xd
OdpowiedzUsuńHaha i jaka za to Cię spotkała kara? :)
UsuńW podstawówce było ok, uwielbiałam matmę i zawsze będę ją lubić! W klasach 1-3 byłam z kuzynek dużo dalej niż reszta klasy i robiliśmy zadanie byle szybciej i byle mniej było w domu i naprawdę miałam wtedy luzy. Gimnazjum nie wspominam dobrze. LO było super! Najlepszy wychowawca pod słońcem, który był na moim weselu, i trochę się na wagary chodziło, ale nie dużo. Usprawiedliwienia pisałam sobie już od połowy drugiej klasy sama :D. Na studiach byłam jeden semestr i odeszłam, ale nie żałuję ;D
OdpowiedzUsuńO, to jakby coś, to nasze dziecko poślemy do Ciebie na korepetycje! :) To z wychowawcą musiałaś mieć naprawdę dobry kontakt, skoro u Ciebie na weselu nawet zagościł :)
UsuńAle cudne wspominki. Ja jestem niewiele młodsza od Ciebie, do szkoły poszłam w 2003 (chyba) i tez potrafiłam już pisać i czytać, niepracująca mama o wszystko dbała i też widzę różnice w obecnym szkolnictwie. Teraz nawet dziewczynki w podstawówce chodzą w krotkich spodenkach na zajęcia. Pamiętam tez bitwy o makijaż, ja jako skarbnik musiałam kupować waciki i płyny do demakijażu i zmywania paznokci. Teraz czasy się zmieniły. Cóż poradzić. Bardzo dobrze czyta się Twojego bloga, a zdanie "Biorąc pod uwagę zdolności matematyczne mojego męża, dziecko będę musiała zapisać na korepetycje już w przedszkolu, żeby nadrobiło" sprawiło, że wybuchnęłam śmiechem. Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
https://paulina-berczynska.blogspot.com/
To mieliście dobrą komitywę w klasie, skoro waciki kupowaliście ze wspólnej kasy :D
UsuńNie wiem czy moje dziecko- nieuk matematyczny, też będzie się z tego śmiało :D
School memories always enlighten your mood!! miss my school days. very well written dear!!
OdpowiedzUsuńI am following you, Please follow me back.
https://clickbystyle.blogspot.in/
Ty dawno poszłaś do szkoły? Ja 2 lata wcześniej :P Moje szkoły nie były takie złe, może z wyjątkiem gimnazjum, którego szczerze nienawidziłam. Moje wychowawczynie były różne, a znowu najgorsza to ta z liceum - od wiedzy o kulturze, nawet pod koniec klasy maturalnej dalej nie kojarzyła, że niektóre osoby są z jej klasy.
OdpowiedzUsuńZa Marsami jakoś nigdy nie przepadałam :(
To niedługo 30-stka, kochana! :)
UsuńEj, moja wychowawczyni z liceum też uczyła wiedzy o kulturze :D
Szczerze mówiąc ja bardzo tęsknię za szkołą, zwłaszcza za liceum. Owszem, było ciężko, ale jeśli miałabym cofnąć czas i mieć mniej lat to z chęcią chodziłabym tam jeszcze raz. Mimo wszystko to był dobry czas :)
OdpowiedzUsuńTo ja chyba wolę moje "dorosłe" życie :) jakoś pewniej się w nim czuję :)
UsuńMożna się nasycić jednym Marsem? :P
OdpowiedzUsuńCo do malowania to tak... było zakazane a w LO jeśli makijaż był zbyt mocny, straszyli publiczym myciem, ale ja nigdy się nie malowałam ;)
Matmę polubiłam w gimnazjum jak trafiła nam się normalna nauczycielka, która potrafiła nas nauczyć bo z podstawówki to nie wiele wyciągnęliśmy jeśli chodzi o ten przedmiot. W LO matma to był koszmar ;P
Kiedyś jadłam bardzo mało i byłam chudziną :) więc tak, Mars wystarczał na te 5 godzin w szkole :)
UsuńFajny post :)
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze wagary zaczęły się dawno, lecz jeszcze w podstawówce.
Chodzę do Technikum i uważam, że jest to lepsza opcja niż Liceum.
Jednak każdy ma swoje zdanie, pozdrawiam ;)
http://poradnikmartii.blogspot.com/
Co kto woli :) ja nie miałam wtedy pomysłu na siebie, więc wybrałam liceum :)
UsuńZa moich czasów nie było gimnazjum, a szkoła podstawowa 8 lat :)
OdpowiedzUsuńPierwsze wagary zaliczyłam w 8 klasie - poszłam z koleżanką do sadu i tam siedziałyśmy kilka godzin gadając o chłopakach :D
I teraz wraca to, co było za Twoich czasów :)
UsuńDo szkoły niby poszłam nieco później niż Ty, ale doskonale pamiętam tamte czasy... Mam koleżankę urodzoną w 98 i właśnie jest już pełnoletnia... Kiedy to zleciało?
OdpowiedzUsuńPozdrowionka serdeczne :)
Szybciutko, nie? Jeszcze chwila a nam półwiecze stuknie :D
UsuńDrugie śniadanie to był problem, bo nigdy nie było na nie czasu :D
OdpowiedzUsuńTaka byłaś zajęta na przerwach? :)
UsuńU mnie w gimnazjum dziewczyny normalnie się malowały. Podstawówkę przechodziłam z tornistrem z Kubusiem Puchatkiem. :D W liceum miałam trochę więcej wycieczek niż Ty, ale też nie za dużo, bo przecież trzeba realizować podstawę programową(!). Mieliśmy pojechać do Warszawy, ale niestety nie wyszło. :( Na studiach czuję się o wiele lepiej niż w szkole, mniej stresów. :)
OdpowiedzUsuńZ maturą miałam tak samo, nie wywarła na mnie większego wrażenia :D
OdpowiedzUsuńWitam w kubie :)
UsuńHa ha ha a ja lubiłam matmę, przynajmniej w podstawówce :P U mnie też był zakaz malowania się, w liceum :P A maturę zdawałam starą i to był stres dla mnie, choć jak się z czasem okazało, nie taki jak prawko :P
OdpowiedzUsuńStara matura faktycznie wyglądała groźniej :)
UsuńJa też nie chodziłam na wagary :) Raczej starałam się być pilną uczennicą :) Najgorzej szła mi matematyka i fizyka ;/ ale czerwony pasek był :)
OdpowiedzUsuńHa, i jakie urwisy z nas wyrosły! :D
UsuńNie wspominam szkolnych lat z rozrzewnieniem, ale po czasie stwierdzam, że nie było tak źle i w wielu przypadkach urządzałam niepotrzebne dramy zamiast zacisnąć zęby i iść do przodu :P Podziwiam, że Twoja figura nie ucierpiała na codziennej porcji marsa :P
OdpowiedzUsuńA co do malowania w szkole, cóż, u mnie w gimnazjum panował luz, natomiast w liceum wychowawczyni miała obsesję na punkcie wyglądu uczniów, a właściwie uczennic i kara nas nawet za zbyt długie (jej zdaniem) kolczyki. DO matury uczułam się tak samo jak Ty, a ze szkolnych przedmiotów najgorzej wspominam chemię, brrr, nie znosiłam jej.
Właśnie figura mi ucierpiała jak zaczęłam jeść zdrowo :D gdzie tu logika?
UsuńLogiki brak, wniosek? Trzeba wrócić do marsów :P
UsuńAch! ta młodość... pierwsze wagary na studiach...? nie wierzę w to, co czytam... Pozdrawiam cieplutko. Jestem tutaj.
OdpowiedzUsuńTo aż takie niewłaściwe? :)
UsuńMile wspominam czasy szkolne, choć mam wrażenie, że to było wieki temu.
OdpowiedzUsuńRacja, szkoła nie była taka zła. Z pewnością problemy szkolne (które wtedy wydawały się końcem świata ;p) to pikuś w porównaniu z problemami dorosłych.
OdpowiedzUsuńI myślę, że nasze lata szkolne były lepsze niż te obecne.
Może nasze obecne problemy też kiedyś będą wydawały się nam niczym ważnym? :)
UsuńMoże nasze obecne problemy też kiedyś będą wydawały się nam niczym ważnym? :)
UsuńU nas też nie można było się malować i żałuję, że w tej chwili nie ma takich restrykcyjnych zakazów. Część gimnazjalistek wygląda jakby wybierały się już na studia.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja urodziłam się w 1999r., ale do pełnoletności brakuje mi jeszcze 27 dni, a z Instagrama aż tak dużo nie korzystam ;) Bardzo lubię czytać takie wspominki innych i będąc dzieckiem zawsze czekałam aż siostry wrócą ze szkoły i mi coś poopowiadają :) U mnie w gimnazjum teoretycznie był zakaz malowania, ale nauczyciele i tak najbardziej czepiali się pomalowanych paznokci. Paznokcie mogli malować tylko licealiści i to jeszcze na pastelowe kolory. Teraz jestem w tym liceum i za czerwone paznokcie uwagi nigdy nie dostałam ;)
OdpowiedzUsuńja najlepiej wspominam studia ;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że lubiłam szkołę. No może w liceum trochę się to zmieniło. Nauka raczej nie sprawiała mi problemu. Lubiłam matematykę, chemię, fizykę... Za to za historią nie przepadałam.
OdpowiedzUsuńWitam w klubie! Ja też na pierwsze prawdziwe wagary poszłam na studiach - i też potem to bardzo wchodziło w nawyk! :D
OdpowiedzUsuńCzasy się strasznie zmieniły, to prawda. Ale ja muszę się przyznać, że z chęcią wróciłabym do szkoły ;)
Pozdrawiam ;)
Ja lubiłam najbardziej studia. W liceum był koszmar :)
OdpowiedzUsuńW gimnazjum mogliśmy się malować, nikt specjalnie nie zwracał na to uwagi, gorzej traktowane były odkryte pępki - dostawało się koszulkę do noszenia podczas zajęć. I teraz nie rozumiem, jak nastolatki mogą ubierać crop topy do szkoły.
OdpowiedzUsuńA ja dobrze, tak totalnie dobrze wspominam tylko początek liceum, później musiałam się przenieść do innej szkoły, gdzie nie dogadywałam się z ludźmi i nawet wychowawczynią, dobrze wspominam tylko polonistę i historyka. Studia cudowne, jeszcze dwa lata mi zostały :)
Wera
U mnie w gimnazjum było podobne. Zakaz makijażu, ubierania spódniczek, krótkich spodenek, bluzek na ramiączkach oraz jakichkolwiek obcasów.
OdpowiedzUsuńNie można było nosić telefonów, mp3 i innych takich gadżetów. :D
Dosłownie zakład zamknięty. Bo i kraty w oknach by się znalazło. :D
Najlepiej wspominam okres szkoły zawodowej ii tam bym z chęcią wróciła, ale nie na długo podejrzewam. :D
Ja najmilej wspominam liceum, ach te szalone lata, przyjaźnie itd. To był naprawdę fajny czas :-)
OdpowiedzUsuńSuper wpis :) Bardzo dobrze wspominam szkołę :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post
http://www.stylishmegg.pl/2017/09/rozowa-ramoneska-w-klasycznym-wydaniu.html?m=1
Ja też nie lubię matematyki.
OdpowiedzUsuńszkoła...wrr na samo wspomnienie mi słabo...wole do pracy chodzić :D
OdpowiedzUsuńMiło wspominam tylko liceum, no i pierwsze studia. To był super czas i do tych lat wracam z wielkim sentymentem. A podstawówka i gimnazjum, oj za żadne skarby świata bym się tam nie wróciła :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że jestem z 1999? I czeka mnie 18nastka w październiku i sama jestem w szoku. A tutaj proszę! Ty szłaś do szkółki :)
OdpowiedzUsuńTeż dużo chorowałam za dzieciaka. Mama przed szkołą uczyła mnie w domu, dlatego równiez nudziłam się w szkole (dzieci nie dorastały mi do pięt haha).
Ja natomiast bardzo lubię matematykę, a sinusów za bardzo nie ogarniam, bo nikt mi tego porządnie nie wytłumaczył:) Za to mam mocną 5 ^^
Jak mogłaś jeść przez 3 lata marsa? :o Nie dziwię się, że już go nie lubisz.
Oj tak, u Nas też górowały w gimnazjum straszne zasady. Rzęsy okej. Ale pomalowane paznokcie, pofarbowane włosy, nie noszenie mundurka albo krótkie spodnie to był po prostu SKANDAL!
No z tą wycieczką to bardzo się popisała widzę ;p Ja bardzo lubiłam moich wychowawców ;) Teraz natomiast mi się zmieni, mam nadzieję, że będzie w porządku... ;)
Maturę na szczęscie mam dopiero za rok, bo technikum ;)
Ja na wagary poszłam dopiero w gimnazjum. Wtedy był ten etap buntu i dorastania :) Ale Ty dopiero na studiach? Z tym się jeszcze nie spotkałam ;)
Nie znoszę gorzkiej czekolady, więc to żadne pocieszenie :D
Szkołę skończyłam wieki temu. Może nie w czasach gdy żyły jeszcze dinozaury ale i tak było to bardzo dawno temu. Z ochotą wróciłabym do tych beztroskich czasów. :) Oczywiście dziś myślę, że były one beztroskie, wtedy wcale takimi nie były. Też do szkoły szłam umiejąc czytać i pisać ale zdecydowanie wolałam liczyć, więc matematyka była moim jednym z bardziej lubianych przedmiotów. Z j. polskiego mieliśmy straszną "piłę". Bardzo, ale to bardzo wymagającą nauczycielkę doceniłam w szkole średniej.
OdpowiedzUsuńTeraz, gdy już pracuję, z wielką radością przyjęłabym wiadomość, że mam tyle wolnych dni do dyspozycji ile mają moje dzieci w szkole. Po prostu fajnie byłoby spędzać z nimi całe ferie i wakacje. :) Za to pewnie po takiej dłuuuugiej wakacyjnej przerwie bardzo trudno byłoby mi wrócić do obowiązków w pracy. ;)
Wakacje się kończą ale za rok znów będą, a takie wyczekiwane wolne dni na pewno cieszą bardziej. :D
Pozdrawiam.
Też czasami wspominam szkolne czasy....szczególnie jak praca daje popalić.Eh...to było życie ;>
OdpowiedzUsuńJa wiem jedno - nie wytrzymałabym tego krzyku i wrzasku, który ma miejsce podczas przerw na szkolnych korytarzach
OdpowiedzUsuńMnie szkoła też nie dotyczy. Właśnie idę na studia zaoczne II stopnia. Dopiero na studiach poszłaś na wagary? Ja chodziłam czasami w gimnazjum :)
OdpowiedzUsuńTak, szkoła się zmienia i to bardzo. Ja chodziłam jeszcze do 8-letniej podstawówki bez gimnazjum. Kanapki osobiście uwielbiałam, codziennie z żółtym serem, do znudzenia. O dziwo ser żółty dotąd mi się nie znudził. Na studiach już częściej jadałam na mieście.
OdpowiedzUsuńWiele osób bardzo niemiło wspomina matematykę. Ja jej nie cierpiałam do liceum. Później stał się cud i zakochałam się w tym przedmiocie ;D Może ten zapach kanapek Cię odrzucał? Ja go nigdy nie lubiłam. Moje gimnazjum było znane jako to ,,złe", żyło prawem gimnazjalistów, także makijaż to była u nas drobnostka. Wycieczka jako spacer po mieście - wychowawczyni zabrała Was chociaż na jakieś lody? Chyba chciała mieć z głowy sprawę wycieczki. Co do cytatu ze zdjęcia - doceniam czasy szkolne, ale na pewno nie szkolny program nauczania ;)
OdpowiedzUsuńJa ze szkoły najlepiej wspominam liceum :) Najgorzej gimnazjum. :)
OdpowiedzUsuńJa bym wróciła do szkoły;))
OdpowiedzUsuńJa za to bardzo dobrze wspominam klase podstawową i gimnazjum :) Jeszcze taki spokój, trochę adrenaliny przy wagarach (strach że nauczyciel któryś nas gdzieś zobaczy) a szkoła średnia to już pełen luz. Choć nie twierdzę, że było źle to jednak już nie to..
OdpowiedzUsuń