Na wstępie muszę się wam przyznać
do grzechu – nigdy nie oglądałam żadnego filmu Woody'ego Allena.
Cóż... do dzisiaj. Recenzja powstawała o pierwszej w nocy, więc
za chaotyczność wielkie sorry!
Stwierdziłam, że czas w końcu poznać
tego mistrza od ironii i sarkazmu, bo skoro chcę kiedyś zająć
jego miejsce, to muszę wiedzieć, z czym przyjdzie mi się zmierzyć.
Długo przeglądałam listę jego filmów i miotałam się między
najnowszymi produkcjami a klasykami, bo jak wiadomo, mistrzów
powinno poznawać się od początku ich drogi a nie od końca. Jednak
jestem buntowniczką i wybrałam film ani nowy, ani stary – z
samego środka dostępnej listy. Trafiło na „Co nas kręci, co nas
podnieca.”
Ah. Zaznaczyć muszę, że ta recenzja
będzie czymś w rodzaju eksperymentu – bo nie napiszę jej po
skończonym seansie, nie dam swoim neuronom odetchnąć w spokoju,
Będzie pisana na bieżąco podczas oglądaniu filmu. Gotowi?
Pierwsze pięć minut i już
niespodzianka – myślałam, że to w „Deadpoolu” po raz
pierwszy zbudzono barierę pomiędzy bohaterami a widzami. Jak się
okazało – Allen go wyprzedził i sympatyczny dziadzio-główny
bohater doskonale zdawał sobie sprawę, że obserwuje go pełna
kinowa sala.
Po krótkiej, aczkolwiek żarliwej
kolejnej przemowie na temat ich nieidealnego związku Boris próbuje
się spektakularnie zabić, rzucają się z okna. Niestety, trafia na
baldachim i cóż... zaczyna całkiem nowe życie, które nie jest
łatwiejsze od poprzedniego. Ale z pewnością inne. Zamieszkał w
obskurnym mieszkanku, rozwiódł się z żoną, która nie chciała z
nim rozmawiać o 4 nad ranem, uczył małych chłopców grać w
szachy i prowadził powolne, niczym niezakłócone życie. Do
momentu, gdy pod jego drzwiami znalazła się młoda dziewczyna
szukająca czegokolwiek do zjedzenia (najlepiej owoców morza,
chociaż sardynki z puszki też ją zadowoliły.)
Wyprowadziła się z rodzinnego domu,
od bogatych rodziców, których jedynym celem było pobożne życie z
całym jego przepychem i przyjemnościami. Zamieszkała z Borysem,
którego zaczęła uważać za geniusza i powoli, powolutku, słodka
blondyneczka Melody zaczęła zmieniać życie starego, smutnego i
cynicznego Borysa. Ale jeśli myślicie, że wszystko skończyło się
banalnym happy endem to cóż... nie oglądaliście nigdy filmów
Allena.
Muszę przyznać, że dawno nie
widziałam tak ciepłego, tak prawdziwego w swoim przekazie filmu.
Poruszane były wszystkie możliwe kontrowersyjne kwestie –
homoseksualizm, homofobia, rasizm, związki ludzi oddalonych od
siebie wiekiem – a mimo to wydźwięk tych słów nie był ostry,
nie trącił kontrowersją. W tym filmie brak jest wartkiej akcji;
przypomina ona raczej sędziwego żółwia, który powoli zmiesza do
celu a cel ten okazuje się być miejscem, gdzie woda jest piękna i
przejrzysta. Tak samo jest z tym filmem – nie wiadomo dokąd
zmierza, ale kiedy już tam dotrze, widzi się klarowną mądrość i
prawdę w całym przekazie.
Nie wiem jak sytuacja wygląda w
pozostałych filmach, ale „Co nas kręci, co nas podnieca” to
grotesk w najlepszych swoim wydaniu. To film, w którym nie fabuła
jest najważniejsza i bardzo dobrze – bo w tym wypadku liczy się
to, co pomiędzy. Nie chodzi o wielkie uczucia, o miłość, o
pretensje, czy o złości; chodzi o ludzkie życie, które toczy się
pomiędzy tymi zdarzeniami. Allenowi rozchodzi się o codzienność,
o której ciągle zapominamy, skupieni jedynie na wielkich momentach
naszego życia. I może to jest jedna z tych prawd, które powinniśmy
wynieść z kina – celebrujmy naszą codzienność. Kawę wypitą
co rano, pranie nastawiona na 40 stopni, deszcz uderzający w szyby i
kłótnie przy zapałce o niezapłacony rachunek za prąd. Bo jeśli
nie będziemy się cieszyć normalnością, to czym mamy się
cieszyć?
„Świat się kręci? Czemu my byśmy
nie mieli?”
Pamiętam jak zaraz po tym jak wyszedł na DVD zaczęłam go oglądać. Oglądnęłam początek, coś mnie wytrąciło i nie skończyłam do dzisiaj ;) Muszę się za niego wziąć. Tym bardziej, że byłam na jego ostatnim filmie w kinie i się znów wkręciłam w ten klimat jego filmów :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka cieplutkie, miłego weekendu życzę :)
Oj, to wkładaj płytę :P
Usuńdawno nie widziałam kina z tego gatunku, zawsze cieszy mnie kawa pita rano bez pośpiechu.
OdpowiedzUsuńPrawidłowa postawa! :)
UsuńO tym filmie nie słyszałam, wydaje się jednak intrygujący. Przyznam szczerze że raczej nie mój typ ale jakoś mam wielką ochote obejrzeć :) Też nie oglądałam żadnego jego filmu
OdpowiedzUsuńBlog o książkach
Możesz spróbować :)
UsuńNie oglądałam tego filmu, ale o nim słyszałam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
zubrzycanka.blogspot.com
Słyszeć to nie wszystko :)
UsuńOglądałam i bardzo mi się podobał. Woody Allen nie zawiódł :)
OdpowiedzUsuńZobaczymy co pokaże w pozostałych filmach :)
Usuńtak myślę i myślę i ja chyba też nigdy nie obejrzałam żadnego filmu Woodyego Allena...
OdpowiedzUsuńTego filmu na pewno nie oglądałam, ale może jeszcze to zmienię.
OdpowiedzUsuńTego nie widziałam. ,,O północy w Paryżu'' widziałam i powiem,że sam klimat mnie tak zachwycił...Nie fabuła,a klimat (lata 20. 30. i takie tam). Mam zamiar trochę z tym panem jeszcze posiedzieć.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za filmami Allena, ale tego nie widziałam, więc nie powinnam się wypowiadać :P
OdpowiedzUsuńPróbowałam kiedyś to oglądać, ale jakoś mi nie podeszło. Może zrobię drugie podejście...
OdpowiedzUsuńFilmy Allena są głębokie, to wybitny reżyser :)
OdpowiedzUsuńJa chyba też nie oglądałam żadnego z jego filmów. Albo po prostu o tym nie wiem. :P
OdpowiedzUsuńEksperymentalna recenzja wyszła Ci całkiem nieźle. :D
Recenzja świetna, ale filmów jego i tak nie obejrzę, może nie ta epoka, nie ten czas...
OdpowiedzUsuńJeszcze nie oglądałam tego filmu.
OdpowiedzUsuńNa pierwszy rzut oka nie w moim guście ale kto tam wie ;P
OdpowiedzUsuńmnie mimo wszystko filmy Allena nie korcą
OdpowiedzUsuńFilmy Allena to totalnie nie moja bajka, ale eksperyment widzę udany. ;D Też czasami próbuję pisać na bieżąco jakieś uwagi w notesie, ale wtedy zbyt często muszę wstrzymywać film, bo non stop coś zapisuję. XD
OdpowiedzUsuńJeszcze go nie widziałam, ale czuje się zachęcona. Ja nie lubię początków Allena, za to nowości od paru ładnych lat wpasowują się w moje gusta. Czy to on się zmienia na lepsze, czy ja dojrzewam do jego twórczości? Nie wiem, ale lubię coraz bardziej 😉
OdpowiedzUsuńNie oglądałam akurat tego filmu, ale wydaje się ciekawy ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam:
unnormall.blogspot.com
Ja jestem beznadziejną fanką Allena. On może kręcić filmy o niczym ot czarna plansza ja i tak będę zachwycona :)
OdpowiedzUsuńTego filmu jeszcze nie oglądałam, ale filmy Allena naprawdę sobie cenię. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńJak ja nie lubię tego reżysera i jego filmów...
OdpowiedzUsuńNie oglądałam, ale się skurzę, muszę przyznać, że tytuł mnie odrzucał ^^
OdpowiedzUsuńJa polecam "O północy w Paryżu", co prawda do głębszych przemyśleń nie zachęca, ale ma super klimat ;>
Obejrzałam jeden lub dwa ale jakoś coś nie w nich nie pasowało. Może kiedyś się nawrócę :)
OdpowiedzUsuńJa też się muszę przyznać, że nie oglądałam żadnego filmu Woody Allena. No, ale dziadek przełamujący barierę niczym Deadpool... dlaczego nie :o? Lubię takie powolne filmy.
OdpowiedzUsuń#SadisticWriter
Mnie jakoś takie filmy nie kręcą :D
OdpowiedzUsuńjakos nigdy nie ogladalam fimow tego pana i nie zamierzam :P pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa Woody'ego Allena również "nie poznałam". Jakoś nie przekonałam się jeszcze do jego twórczości.
OdpowiedzUsuń>FOXYDIET
Podczas oglądania filmu? Wolałabym na filmie się skupić, odłożyć laptop i spokojnie oglądać :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z recenzją podczas oglądania - w końcu najlepsze teksty się wtedy zapamiętuje :)
OdpowiedzUsuńO proszę, Ty to mnie potrafisz zaskoczyć ;) W życiu nie wpadłabym na taką recenzję! A na film się skuszę, a co mi tam, jak dobry to później będę żałować, że nie widziałam ;)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z pisaniem recenzji w trakcie oglądania filmu. :) 'Co nas kręci, co nas podnieca' to pierwszy film Allena, jaki obejrzałam i początek mojej ogromnej do niego miłości. Jutro idę na randkę ze 'Śmietanką towarzyską'. :)
OdpowiedzUsuńNie widziałaś filmów Allena? To nadrabiaj, bo dużo tam pyszności :D "Co nas kręci co nas podnieca" bardzo mi się podobał, z innych polecam bardzo: "Annie Hall", "O północy w Paryżu", "Vicky Christina Barcelona", "Wszystko gra". Na pewno nie polecam "Magii w blasku księżyca" :P
OdpowiedzUsuńI w ogóle bardzo trafna recenzja!
Ja z tych co Lubią Allena. Oj, kochana musisz koniecznie nadrobić jego filmy;), chociaż i w mój gust nie wszystkie się wpasowały, ale jednak większość pozytywnie wspominam :)
OdpowiedzUsuńTytuł mi znany, ale nie oglądałam filmów Allena. Z Twojej recenzji wnioskuję, że film warty obejrzenia.
OdpowiedzUsuńZdaje mi się, że też nie widziałam żadnego filmu Allena. Chociaż ja akurat jestem z tych, co to nie orientują się jaki film jest którego reżysera.
OdpowiedzUsuńA co do tego filmu to mam trochę dylemat, bo z jednej strony lubię groteskę, a z drugiej generalnie brzmi dla mnie dość głupawo i nie wiem, czy by mnie nie wkurzał.
Nie znam tego filmu, ale skoro go polecasz, to wezmę go pod uwagę.
OdpowiedzUsuńwyjdę na totalnego trolla, ale jakoś nigdy nie wybieram filmów ze względu na reżysera, czy aktora :D
OdpowiedzUsuńAle ten zapowiada się fajnie, muszę sobie obejrzeć ;)
Oglądałam, nie był zły, taki pokręcony trochę :)
OdpowiedzUsuńJa chyba też nie znam żadnego filmu Woody'ego Allena. Może warto obejrzeć i zapoznać się z jego twórczością. Po Twojej recenzji czuję się, że to dobry pomysł :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię filmy Allena, wlaśnie za to coś, co przyciąga. Niby wydają się takie jak wiele innych, a jednak nie xD.
OdpowiedzUsuńNie słyszałyśmy o tym filmie i chyba też nie widziałyśmy żadnego Woodyego Allena :D
OdpowiedzUsuńLubię pytać o wrażenia ludzi, którzy pierwszy raz stykają się z jakimś znanym autorem. Bo rzadko się zdarzają i fajnie jest poczytać wrażenia kogoś, kto ogląda film dla samego filmu, a nie porównuje z pozostałymi.
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze się czyta tę eksperymentalną recenzję. Przekonałaby mnie do poszukania filmu, gdybym go wcześniej nie obejrzała.
Mam w planach obejrzeć ten film. Z filmów Allena najbardziej chyba podobał mi się "Match Point" (polska wersja: Wszystko gra).
OdpowiedzUsuńBardzo lubię filmy Allena, ale ten jakoś nie przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuńAgata, z każdym kolejnym filmem W. Allena uwielbiałam Go coraz bardziej. Obejrzałam wszystkie Jego filmy i nie wszystkie są utrzymane w tym klimacie co "Co na kręci, co nas podnieca?", są też smutniejsze/ poważniejsze. Ale zawsze bardzo dobre! Tym razem dla odmiany polecam Ci Jego film "Blue Jasmin". I fakt, polecam obejrzeć po kolei ;)
OdpowiedzUsuńA ja jestem tak zacofana jeśli chodzi o filmy, że to aż wstyd się przyznać, jednak na ten z przyjemnością wyskubałabym trochę wolnego czasu ;)
OdpowiedzUsuńPrzez pierwsze kilka filmów, ubóstwiałam Woody'ego Allen'a. Potem jednak każdy obejrzany film (i nowy i stary) bardzo mnie rozczarowywał. Ten sam schemat fabuły i taki sam typ neurotycznego bohatera, który jest w taki sam sposób grany przez różnych aktorów. Jak dla mnie Allen przez tyle lat stoi w miejscu, jeśli chodzi o twórczość - nie bardzo się rozwija.
OdpowiedzUsuń