Beata i Marcin są małżeństwem od niedawna i nie stać ich na zagraniczne wakacje, dlatego postanawiają skorzystać z zaproszenia przyjaciółki Beaty (i byłej dziewczyny Marcina zarazem, ale to już osobna historia), Kaśki, która proponuje im pobyt w niedawno kupionym domku nad morzem. Mimo, że listopadowa pogoda nie sprzyja, małżonkowie wyjeżdżają do niewielkiego miasteczka o mało urokliwej nazwie Sztutów.
Beata jest typową kobietą i już pierwszego dnia, zamiast nałożyć maseczkę na twarz i się relaksować, zaczyna myszkować po starym domu. Na strychu odnajduje list datowany na 1959 roku, w którym dziewięcioletni Staś pisał o tym, że ojczym zabił jego mamę a teraz ją zakupuje, podczas gdy on ukrywa się na strychu, ale wie, że czeka go niechybna śmierć.
Od tamtego momentu rozpoczyna się amatorskie śledztwo Beaty, któremu wprawdzie daleko jest do metod Herkulera Poirota, ale ma swój specyficzny urok. Jej mąż to istne wcielenie Hastingsa (kto czytuje Poirota, ten wie) - wierzy w każde rozwiązanie, na które się napatoczą i nie rozumie swojej małżonki, która chce grzebać w tej tajemniczej historii jeszcze głębiej i głębiej. A rozwiązanie zagadki nie jest proste; szkielet odnaleziony w piwnicy domu wcale nie należy do kobiety ani tym bardziej do dziecka - kto więc kogo zamordował i dlaczego tak trudno jest odnaleźć Stasia z listów?
Jedyne co mnie zastanowiło podczas czytania to fakt, że bohaterowi nie przeżywali zbytnio tego, że w domu, w którym śpią, najspokojniej leży sobie ludzki szkielet. Cóż, może jestem zbyt wrażliwa i nie lubię towarzystwa ludzkich szczątków a dla innych to normalność? Irytował mnie jeszcze fakt, że policja i Beata ciągle używali wobec szczątków słowa "kościotrupek" - no dobra, co do policjantów, to jeszcze bym to zrozumiała (nie obrażając władzy, oczywiście), ale dlaczego Beata, która tak przejęła się losem małego Stasia i przeżywała to przez cały pierwszy rozdział mówiła potem o domniemanej matce chłopca "kościotrupek"? (Okey, wrażliwość przeze mnie przemawia, nie zwracajcie uwagi.)
Oprócz tych dwóch szczegółów, nie mam do czego się przyczepić. "Urlop nad morzem" to połączenie książki obyczajowej i kryminału; jest i ironia, i groza i groteska a całość czyta się naprawdę przyjemnie i z ciekawością. Książkę pochłonęłam w kilka godzin, co nie zdarzyło mi się od bardzo dawna i to jej najlepsza rekomendacja. Daje też nadzieję, że kolejne wakacje nad polskim Bałtykiem nie będą nudne i monotonne i że wywieziemy z nich więcej niż puste portfele i oparzenia słoneczne... na przykład historię o szkielecie w naszym pensjonacie. Idealna historia do opowiadania na imprezie bądź na niedzielnym obiedzie z przewrażliwioną wujenką, która będzie dramatycznie mdlała nad naszym nieszczęściem do znajdywania noclegów.
I zanim kupicie stary dom sprawdźcie piwnicę. Nigdy nie wiadomo kto jest tam pochowany.
(i powiało grozą)
* tekst pisany bez obecności napojów wyskokowych, wbrew pozorom.
oj przydałby mi się urlop nad morzem ;) Morze blisko, majóweczka blisko - kto wie ;)
OdpowiedzUsuńA co do książki: jestem ciekawa, szkielet mnie przekonał :)
A ja do morza mam bardzo daleko :(
Usuń"Kościotrupek" troszkę deblinie brzmi :D ale może i ja się czepiam, ogólnie książka wydaje się być fajna,jednak obawiam się, że przez to głupie określenie miałabym nerwa podczas czytania ;)
OdpowiedzUsuńTo określenie występuje tylko przez dwie, trzy strony książki :)
Usuńlubię takie połączenia :)
OdpowiedzUsuńKościotrup i ja? :D
Usuńo matko.. ale historia!
OdpowiedzUsuńA ja tam uwielbiam polskie morze :)
A ja nigdy nie byłam :)
UsuńDawno nie czytałam czegoś jednym tchem... Chyba warto się skusić :)
OdpowiedzUsuńOstatnio i u mnie ciężko o takie książki :)
UsuńFajna recenzja. Myślę, że przeczytam tę książkę. Początek recenzji mnie rozbawił o nauczycielkach i dziennikarkach. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOj toż to książka dla mnie :)
OdpowiedzUsuńOj toż to się cieszę :)
Usuńto że nie ma tam nauczycielek to już jest plus, co ciekawego może być w nauczycielkach? wycierpiałem się z nimi już z nimi w szkole wystarczająco dużo, dobrze, że zakończyłem już edukację, co do lektury zapowiada się ciekawie
OdpowiedzUsuńEi, moja mama jest nauczycielką! :D
UsuńOoo, zapowiada się ciekawie :D A to miasteczko to nie Sztutowo przypadkiem? Bo coś mi się nazwa kojarzy z moich pobytów nad Bałtykiem, ale mogę się oczywiście mylić!
OdpowiedzUsuńMożliwe, że to mój błąd odmieniania miejscowości :D
UsuńZapowiada się ciekawie. Poza tym uwielbiam Hastingsa :D
OdpowiedzUsuńA okładka jest na prawdę piękna :))
Okładka, racja :) taka... wyzwolona :)
UsuńTeraz to mi nadzieje zrobiłaś, idę kupować stare domy i rozwiązywać sprawy, zawsze marzyłam o zostaniu detektywem. :D Kosciotrupek, już za pierwszym razem to irytujące... :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Żałuję, że mnie nie stać na jakiś stary dom z szkieletem wliczonym w cenę ;D
Usuńznam Sztutów :D
OdpowiedzUsuńtak jak Ty nie lubię ludzkich szczątków i nie wyobrażam sobie spać w domu, w którym przez ścianę znajdują się jakiekolwiek szczątki!
Jak to dobrze, że mieszkam w bloku wybudowanym jeszcze za mojego życia :)
UsuńBardzo interesująca książka, takie połączenia gatunkowe mogą być całkiem udane. Choć wiele zależy od warsztatu autora/ki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tutaj autorka dała radę :)
UsuńTo musi być świetna książka! Idealna do poczytanie nad morzem :-P Ale kościotrupek naprawdę brzmi jakoś tak niesmacznie :-/ Jestem bardzo ciekawa zakończenia. Mam nadzieję, że jest zaskakujące ;-)
OdpowiedzUsuńO, zakończenie Cię bardzo zaskoczy :)
UsuńA ja myślałam, że to kolejna książka o zdradzie, zmianach w życiu etc etc ;) a tu taaakie pozytywne zaskoczenie! Choć ten kościotrupek to faktycznie kiepskie określenie...
OdpowiedzUsuńNo to się autorce nie udało, ale ogólnie jest genialnie :)
Usuńzapowiada się ciekawie, tak inaczej :) zwłaszcza, ze też zauwazyłam, że polskie autorki to w kółko o jednym.
OdpowiedzUsuńLubię nawet to ich kółkowe powtarzanie się :D
UsuńWłaśnie się zastanawiałam, czy ją sobie zamówić w bibliotece. Dziękuję za tę recenzję i rozwianie moich wątpliwości :)
OdpowiedzUsuńCzyli zamówisz? :)
UsuńChcę to przeczytać! Muszę! :D Lubię takie historie! :D
OdpowiedzUsuńJeeeej! Super, że Ci się podoba :)
UsuńJa się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, w Sztutowie byłam :)
OdpowiedzUsuńChociaż to określenie "kościotrupek" dziwnie brzmi (tak jak wspomniałaś) z ust książkowej kobiety, która jest przejęta historią.
Niestety, ale ta wada nie przeszkadza w całej lekturze :)
UsuńFajnie napisana recenzja :)
OdpowiedzUsuńSenk ju :)
UsuńPogodna i barwna okładka, a do tego ciekawa treść :)
OdpowiedzUsuńOkładka iście letnia :)
Usuńciekawa może być ta książka.
OdpowiedzUsuńJest ciekawa! :)
UsuńObyczajówka, kryminał i groteska - podoba mi się takie połączenie.
OdpowiedzUsuńNiecodzienne :)
Usuńśmieszne, pozytywne z jajem kryminalnym xd
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje podsumowania moich recenzji :D
Usuńbez moich podsumowań życie Twe by było ubogie xd
Usuńpowiedz że tak:D
Usuńtak tak :D
UsuńRzadko kiedy sięgam po polską literaturę, ale ta pozycja wyjątkowo mnie zaintrygowała, więc jak tylko będę miała okazję z przyjemnością ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mój słowotok Cię przekonał :)
UsuńOjj powiało grozą, powiało... :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście czuć grozę :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie swoją recenzją i chętnie skuszę się na tę książkę.
uu ciekawe, ciekawe!;D
OdpowiedzUsuńZapraszam :
unnormall.blogspot.com
Mam ochotę coś przeczytać, ale jestem nieźle zawalona pracą ostatnio.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy nie zaprosić jej na swoją półkę, ale to na pewno w okresie wakacyjnym, bo teraz już nie mam czasu wciskać dodatkowych lektur ;)
OdpowiedzUsuńJuż sobie zapisałam tytuł, ale mi narobiłaś ochoty na tą książkę hehe :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie książki, muszę koniecznie tę pozycje książkową znaleźć:)
OdpowiedzUsuńlubię kryminały, ale ta książka jakoś do mnie nie przemawia ;) o wiele bardziej wolę Sherlocka ♥
OdpowiedzUsuńadgam.blogspot.com
Super blog!
OdpowiedzUsuńZapraszam w wolnej chwili do siebie ;)
A początkowo wydawało mi się, że to taka lekka, luźna książka, a tu... trup. W sumie brzmi ciekawie, ale z tym "kościotrupkiem" z ust bohaterki to totalne przegięcie. Jeszcze kościotrup okej, ale kościotrupek? :o
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się świetna. Ale dosyć nie w moim klimacie, więc raczej nie będę jej czytać. Może kiedyś, ale wątpię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/
lubię takie połączenie, szczególnie że ostatnio kryminały nie były gatunkiem, do którego często wracałam. a chyba muszę, bo nic mnie tak nie odpręża jak kilka zagadek i soczysty trup pod podłogą. ;) ale wyrażenie "kościotrupek" też mi się nie podoba, jakoś tak dziwnie i nieciekawie brzmi.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Hm.. tytuł przywołuje wakacje :)
OdpowiedzUsuńW tym kontekście słowo "kościotrupek" rzeczywiście jakoś dziwnie brzmi. Ale może się nie znam.
OdpowiedzUsuńMuszę ją przeczytać! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :*
No ja nie zmrużyłabym oka w takim domu z takim towarzyszem :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, bardzo ciekawie się ta książka zapowiada. Nie czytałam jeszcze nic co wyszło spod pióra tej autorki, a troszkę o niej słyszałam. Będę polować :)
OdpowiedzUsuńKsiążka nieszczególnie mnie zainteresowała ...
OdpowiedzUsuńZaskoczyła mnie fabuła książki, bo po tytule spodziewałam się czegos innego.
OdpowiedzUsuńCzytając początek skojarzyło mi się z jednym teledyskiem Gwen Stefani... Ale reszta mnie zaskoczyła :) Tytuł mnie zmylił :)
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam polskie książki :)
OdpowiedzUsuńO rany, pewnie ten "kościotrupek" wykończyłby mnie nerwowo.
OdpowiedzUsuńLubię czytać polskie książki :-) zapowiada się ciekawie :-)
OdpowiedzUsuńLubię połączenie obyczajówki z kryminałem, oraz prowadzone przez bohaterów własne śledztwa- z chęcią przeczytam jak mi wpadnie w ręce. faktycznie ten "kościotrupek" to niefortunne wyrażenie, ale jakoś na to przymknę oko.
OdpowiedzUsuńBrzmi oryginalnie, z chęcią poznam się bliżej z tą historią, bo brzmi intrygująco :)
OdpowiedzUsuńWydaje sie świetna!
OdpowiedzUsuńhttp://aroundempty.blogspot.com/
fajna :) i super recenzja ps. ile w miesiącu czytasz książek?
OdpowiedzUsuńCzy ktoś szuka sezonowej pracy nad morzem? Zapraszam na bloga na wpis, o tym jak rzuciłam wszystko i kelnerowałam nad Bałtykiem :)
OdpowiedzUsuń"Tych wspomnień i przeżyć nikt Wam nie zabierze, a to jest najcenniejsza pamiątka, jaką stamtąd przywieziecie!"
http://dowyprobowania.blogspot.com/2015/05/sezonowa-praca-nad-morzem-czesc-i.html
To nic tylko jechać na urlop nad morze i wziąć ze sobą tę książkę do poczytania...
OdpowiedzUsuńNo to chyba znalazłam kolejną książkę, którą warto zabrać ze sobą na wakacje (a że Poirot jest moim ulubieńcem - wręcz jest to konieczne!). Ja się ostatnio dorwałam w Matrasie do książki "Pewnej nocy we Włoszech" - napisana też w takim wakacyjnym tonie śmieszna historia o poszukiwaniu swoich korzeni. Polecam ;)
OdpowiedzUsuńNad polskim morzem polecam Poddąbie, jest mniej turystów, plaże piękne.
OdpowiedzUsuń