Najgorsze wydarzenia w życiu przychodzą całkowicie
niespodziewanie; może to i dobrze, bo gdybyśmy wiedzieli jaki topór nad nami
wisi, nie potrafilibyśmy normalnie funkcjonować. Char także nie spodziewała
się, że życie postanowi okrutnie ją doświadczyć; przez lata żyła szczęśliwie u
boku swojego męża i razem wychowywali jego córkę z pierwszego małżeństwa, Allie.
Kontakty Char z pasierbicą od samego początku były wzorcowe i dziewczynka
traktowała ją jak drugą mamę, przeciwieństwo tej biologicznej, która
postanowiła postawić na swoją karierę, a nie na życie rodzinne. Piękną sielankę przerwał karambol na
autostradzie, w którym zginął mąż Char; tak całkiem niespodziewanie i
niesprawiedliwie, bo miał przed sobą wiele lat życia i do spełnienia jeszcze
kilka ważnych obowiązków: musiał wychować Allie, odprowadzić ją za kilka lat do
ołtarza, wziąć na ręce swoje wnuki i opiekować się Char, kiedy będzie stara i
pomarszczona.
„- Trzeba było wybrać ciemniejsze drewno – mruknęła Char.
– Bradley byłby oburzony na widok tego obrzydlistwa.
Dopiero dwie godziny przed mszą zauważyli, że wybrana
przez nich trumna ma z boku ogromny sęk.
- Wydaje mi się, że bardziej przeszkadzałoby mu co
innego – odparł Will. – Na przykład fakt, że sam znajduje się wewnątrz tej
skrzyni.”
Na pogrzebie Bradley’a pojawiła się jego była żona,
matka Allie, Lindy. Energiczna, głośna, specyficzna i nijak nie pasująca do
obrazu żałobników; nawet niespecjalnie rozpaczała po stracie męża, ot pojawiła
się, bo wypadało, a po skończonej uroczystości wyszła ze znajomymi do baru. Nie
przejęła się też Allie, która nagle została pół-sierotą; w światopoglądzie
Lindy było to wydarzenie smutne, aczkolwiek zbyt mało by zaprzątać tym sobie
głowę. Nie była to pod żadnym względem
osoba zła, nie odnieście błędnego wrażenia. Lindy po prostu żyła w innym
świecie, przejmowała się innymi sprawami, w jej życiu nie było po prostu
miejsca na smutek i żałobę.
Kilka dni po pogrzebie Char uświadomiła sobie, że nie
ma do Allie żadnych praw i Lindy może jej ją odebrać w każdym momencie. Jednak
ta z dnia na dzień zmieniała zdanie, co do przyszłości dziewczynki; wprawiając ją
w ogromną dezorientację, którą przejawiała za pomocą złości i buntu. Grzeczna
do tej pory Allie zmieniła się do niepoznania; nie dość, że musiała radzić
sobie z tęsknotą za tatą, to w dodatku nie wiedziała, jak dalej potoczy się jej
życie. Czy zostanie z Char, którą znała od lat czy wróci do swojej biologicznej
matki i przeniesie się do całkiem innego świata.
Na uboczu tej historii toczy się inna; jakby mimochodem,
słabiej zaakcentowana, ale o wiele bardziej dramatyczna. Dotyczy Morgan,
przyjaciółki Allie, która przez lata błąkała się po rodzinach zastępczych, by w
końcu znaleźć swoje miejsce u pary przemiłych ludzi. Przynajmniej tak by mogło
się wydawać, bo pewnego dnia Morgan znika i nikt nie wie, dlaczego…
„Rodzinne więzy” to książka, która opowiada na proste
pytanie: jak ważne są więzy krwi? Odpowiedź
z pewnością jest różna dla poszczególnych osób; jedni nie wyobrażą sobie, by
ktoś spoza rodziny był dla nich bliski, inni z kolei odnaleźli „swoich ludzi”
wśród obcych, niespokrewnionych genetycznie. Ja osobiście jestem gdzieś
pośrodku – znam rodziny, w których brak jest wsparcia, miłości, ale znam
również takie, gdzie zawsze można czuć się bezpiecznie. Dla mnie moja rodzina
jest ważna – i ta mała, którą od niedawna tworzę z mężem, jak i ta większa,
znana mi dobrze od maleńkości. Ale równocześnie nie wyobrażam sobie życia bez
swojej przyjaciółki, która jest dla mnie jak siostra, tyle tylko, że urodzili
nas różni rodzice.
Jednak czy zdecydowałabym się adoptować dziecko?
Pokochać i zrozumieć i zaakceptować tak po prostu, bez żadnych konsekwencji?
Nie wiem. Pewnie jestem na to za młoda, żeby podjąć taką decyzję, poza tym
nawet się nad tym nie zastanawiałam, bo nie miałam potrzeby. Ale właśnie wokół
tego tematu krążą „Rodzinne więzy”; czy
miłość macosza może być silniejsza niż ta matczyna? Czy rodzinę mogą tworzyć obcy sobie ludzie - i pamiętajmy, że rodzina to nie tylko kobieta i mężczyzna, którzy biorą ślub. Ale i siostry, bracia, kuzyni, matki, ojcowie, dziadkowie - czy takie relacje mogą być możliwe bez powiązań genetycznych? Czy przyszywana babcia może być bliższa niż ta rodzona? I czy niekiedy ci obcy
ludzie, mogą znać nas bardziej niż ci, którzy powstali z tych samych genów co
my?
W książce spodobała mi się różnorodność bohaterów;
Char i Lindy są tak od siebie różne, jak tylko kobiety różnić się mogą. Ale
przy tym żadna z nich nie jest tą „złą” bohaterką. Fakt, Lindy się nie popisała
swoim rodzicielstwem, ale jej postawa jest jak najbardziej zrozumiała, czytając
to, jaki ma charakter. Po prostu niektóre kobiety nie nadają się do bycia
matkami; a Lindy zrobiła wszystko co mogła, aby jej córka miała wspaniałe
życie; usunęła się w cień, by Bradley mógł stworzyć nową rodzinę, by Allie nie
miała poczucia, że coś ją omija. Rozmawiała z córką, odwiedzała ją, ale
jednocześnie nie czuła potrzeby bycia przy niej non stop. Więc zrobiła to, co mogła zrobić, prawda?
Styl Julie Lawson Timmer jest bardzo … delikatny,
wyważony. Gdzieniegdzie niestety przydałoby się napisać coś ostrzej, bardziej
dynamicznie, przynajmniej w moim odczuciu. Subtelność autorki wzrusza, ale w
każdej książce potrzeba również mocnego akcentu, który jasno zakomunikuje, że
dany fragment jest ważny, że to, co czytamy ma jakieś znaczenie. Oprócz tego
małego mankamentu, do niczego więcej nie mogę się przyczepić. I nawet nie chcę, bo „Rodzinne więzy” to
piękna książka. O miłości ponad podziałami. Ponad prawem. I ponad krwią.
Interesujący motyw - ciekawa jestem jak się rozwiąże ta historia.
OdpowiedzUsuńZapraszam do lektury :)
Usuńkażdą rodzinę z początku tworzy dwoje obcych sobie ludzi, i dopiero ich dzieci są połączone więzami krwi, więc tak, obcy mogą tworzyć udaną rodzinę. A czasem ludzie bez więzów krwi są dla siebie lepsi, niż rodzina...
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Chodziło mi raczej o inne relacje niż między mężem a żoną :) wiesz - koleżanki, koledzy, osoby starsze z młodszymi :) rodzina to o wiele więcej powiązań niż kobieta-mężczyzna :)
UsuńCiekawa książka, przeczytam na pewno :-)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie się zapowiada, muszę zrobić odskocznię od kryminałów :D
OdpowiedzUsuńA ja czytam na raz i kryminały i obyczajówki :D inaczej zaczęłabym widzieć w każdym przestępcę :)
UsuńZapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńJa już parę razy myślałam na temat adopcji i myślę, że gdybym nie mogła urodzić dziecka to zdecydowałabym się właśnie na adopcję.
Ja nie wiem jak byłoby u mnie :) więc na razie nic nie przesądzam :)
UsuńCałkiem fajna się wydaje, choć nie jest to książka, po która bym sięgnęła w pierwszej kolejności.
OdpowiedzUsuńCiekawa książka, wg mnie rodzinę kogą tworzyć obcy ludzie, przecież na poczatku mąż i żona też byli obcy :-)
OdpowiedzUsuńTak jak napisałam Lenie - Chodziło mi raczej o inne relacje niż między mężem a żoną :) wiesz - koleżanki, koledzy, osoby starsze z młodszymi :) rodzina to o wiele więcej powiązań niż kobieta-mężczyzna :)
UsuńCiekawie ją opisałaś :)
OdpowiedzUsuńTrudna tematyka. Możżże kiedyś sięgnę :)
OdpowiedzUsuńIle tych "ż" w "może" ! :D
UsuńJestem ciekawa zakończenia :-) Myślę, że można kogoś traktować jak rodzinę nawet bez powiązań genetycznych. Po prostu czasem osoby spoza rodziny są nam bliższe i mamy z nimi lepszy kontakt.
OdpowiedzUsuńZakończenie zaskakuje :)
UsuńZgadzam się, styl jest naprawdę dobry :)
OdpowiedzUsuńCiekawa książka ❤ bardzo przyjemna recenzja 💕
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://love-more-books.blogspot.com/
A dziękuję :)
UsuńNie znam twórczości tej autorki. Książka zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńCo do adopcji - ja bym mogła zaadaptować jakieś dziecko. Najchętniej jakiegoś słodkiego murzynka lub mulatka :)
To też moje pierwsze spotkanie z autorką :)
UsuńMulatka? Śliczni są!
No właśnie śliczni:) I chciałabym mieć takie dziecko, ale mój narzeczony nie jest murzynem, żeby powstało z naszej miłości takie dziecię, więc spokojnie mogłabym takie zaadoptować:)
UsuńTematyka bardzo ciekawa, chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńtemat relacji rodzinnych to temat rzeka
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to jeden z ciekawszych tematów jakie można poruszyć :)
UsuńWydaje się być bardzo ciekawą książką.https://klaudiaonelive.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńRodzina to coś więcej niż więzy krwi :)
OdpowiedzUsuńKsiążka zapowiada się ciekawie, a ja już po przeprowadzce, więc czasu mam więcej :)
O i jak się mieszka w nowym miejscu? :)
UsuńCałkiem fajnie, ale jeszcze troszkę do załatwiania, no i wiadomo, że kilka rzeczy trzeba zmienić żeby dostosować do naszych potrzeb, ale ogólnie jestem bardzo zadowolona :)
Usuńpomysł fajny ale póki co zaczytuję się w grze o tron;p
OdpowiedzUsuńO, ambitnie :)
UsuńDotychczas nie miałam pojęcia, że taka książka istnieje.
OdpowiedzUsuńSzczerze wydaje się ciekawa, więc bardzo mnie zainteresowała.
Super.
Pozdrowionka serdeczne :)
To nowość, to mogłaś jeszcze o tym nie słyszeć :)
UsuńCiekawa propozycja. Myślę, że często oby tworzą znacznie trwalsze więzi niż rodzina. Dużo zależy od ludzi i tego, jak bardzo im zależy na relacjach z ważnymi ludźmi
OdpowiedzUsuńZazwyczaj nie sięgam po tego typu książki, ale kto wie...
OdpowiedzUsuńJa uważam, że nie geny tworzą rodzinę, a wzajemne relacje i uczucia. Mam wiele ciotek i kuzynek, z którymi łączą mnie więzy rodzinne, a tak naprawdę mam wrażenie, że to obcy ludzie. Książka zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, ale brzmi bardzo zachęcająco.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
https://nacpana-ksiazkami.blogspot.de/
Świetnie, że książka Ci się podobała <3
OdpowiedzUsuńmój blog
Teoretycznie nie przepadam za tego typu literaturą, ale Twój opis bardzo mnie zaciekawił. Szkoda, że mam teraz tak mało czasu na czytanie :/
OdpowiedzUsuńpaulan-official-blog.blogspot.com
Na podstawie twojej recenzji myślę, że książka by mi się spodobała. Zapamiętam tytuł:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja. Zaciekawiła mnie ta pozycja.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę u mnie na blogu. Wpadłam z revizytą i myślę, że zatrzymam sie na dłużej.
pozdrawiam
W zasadzie na wszelkie pytania zawarte w tej recenzji odpowiem: oczywiście. Byłam wolontariuszką w Domu Dziecka, gdzie przebywałam z maluszkami i niezwykle podziwiam ludzi, którzy decydują się na adopcję. To piękny gest, ogromna odpowiedzialność. Trzeba mieć wielkie serce... A książkę przeczytam, bo czeka na czytniku.
OdpowiedzUsuńNa pewno poszukam, więzy krwi kontra adopcja to trudny ale życiowy temat.
OdpowiedzUsuńTa książka mimo śmierci i innych problemów w tle wydaje się taka... urocza. Trochę skojarzyła mi się z Picoult ;)
OdpowiedzUsuńInteresująca historia, zaciekawiłaś mnie nią :D
OdpowiedzUsuńMój blog - KLIK
Idealna na wieczór :)
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że jednak nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńHej! Świetny post :)
OdpowiedzUsuńobserwuje i zapraszam do mnie :
milentry-blog.blogspot.com
Uważam, że więzy krwi, nie wpływają na nasze uczucia do innych osób... Czytanie jest totalnie przeze mnie zaniedbane, a kiedyś.... Miłego wieczoru. Jestem tutaj.
OdpowiedzUsuńOgólnie słowo miłość w książkach działa na mnie jak czerwona płachta na byka... ale tutaj przecież nie chodzi o big love forever i ever, tylko o zupełnie inny rodzaj uczucia. Więc z przyjemnością poznałabym tę piękną książkę, na pewno wzruszająca, poruszająca i zasługująca na uwagę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Wydaje mi się że dużo potrafią zdziałać stereotypy. Więzy krwi moim zdaniem nie są tak ważne, bo można mieć adoptowane dzieci i być "lepszą" rodziną. Ja się kiedyś już poważnie zastanawiałam nad adopcją i dopiero wówczas do mnie dotarło wiele spraw, które toczyłyby się gdzieś obok, u sąsiadów, w szkole, na ulicy, u rodziny. Z tym żyłoby się nieco gorzej, bo kazdy dorzuci swoje dwa grosze. Uważam, że rodzinę mogą tworzyć obcy sobie ludzie, no bo przecież mąż i żona nie znają się całe życie (przynajmniej to rzadkość). bardzo ciekawa książka :)
OdpowiedzUsuńCiekawa tematyka, może kiedyś sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńtemat ciężki ..chyba nie dla mnie ksiązka ;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że miłość macochy może być silniejsza od miłości matki. Ba, są matki, które w ogóle nie kochają swoich dzieci. Niestety w dzisiejszych czasach rodziny żyją często z dala od siebie, mają słabe relacje itd. Często obcy ludzie są sobie bliżsi...
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tą książką :).
OdpowiedzUsuńNie znam tej książki, ale zaintrygowała mnie swoją tematyką.
OdpowiedzUsuńJak byłam mała, to chciałam by moi rodzice adoptowali dziecko, a teraz sama mówię innym, że będę mieć adoptowane dzieci, dla mnie rodzina nie równa się więzy krwi. Co do książki - historia Morgan o wiele bardziej mnie interesuje, ale i cała lektura zapowiada się świetnie.
OdpowiedzUsuń