Myślałam,
że tematyka weselna jest już dla mnie zamknięta. Męża mam, obrączka na palcu się
błyszczy i szczerze mówiąc, po własnym weselu dość miałam tematyki ślubnej, bo
byłam przytłoczona tymi wszystkimi przygotowaniami. Jednak wczoraj zrodził się
w mojej głowie pomysł na dość ciekawy post i postanowiłam, że pal licho zasady
i własne obietnice, raz jeszcze wrócę do ślubów. Może mi to wybaczycie, jeżeli
też czujecie już przesyt!
Pomyślałam,
żeby sprawdzić, jak wesela wyglądały kiedyś – za czasów naszych mam, babć, i
prababć. Posiłkuję się szczególnie opowieściami z mojego rodzinnego domu, czyli
pewnie większość tradycji będzie związanych z Podkarpaciem.
Zacznijmy
od mniejszego kalibru, a więc jak to było za czasów naszych mam? Pewnie
większość z was jest świadoma, że jeszcze kilkanaście lat temu nie było tak miło
jak dzisiaj, że „za jednym zamachem” można wziąć ślub kościelny i cywilny.
Konkordat wtedy nie istniał i dlatego pary, które chciały być małżeństwem w oczach Boga i urzędów musiały brać…
dwa śluby. Załatwiano to różnie – albo tego samego dnia lub w dwóch różnych
terminach, przy czym bardziej wystawny był ślub kościelny. Cywilny zazwyczaj brało
się jedynie w obecności świadków.
Tutaj
wtrącenie – i ciekawi mnie, czy i u was tak było. Swój ślub brałam dość wcześnie,
bo o godzinie 13, co niektórzy mi wypominali, że jak to ze wszystkim zdążę na
tak wczesną godzinę (zdążyłam.) Jednak w porównaniu z mamą i babcią moją
trzynasta po południu może się schować ze wstydu. Mama brała ślub o 8 rano, a babcia o 6 (!). Ponoć w latach 50-siątych
na wsiach to była zwyczajowa pora, później wracano do domu i przygotowywano
wszystko na przyjazd gości. Na waszych terenach też tak było, czy to po prostu
dziwna wieś?
W czasach międzywojennych, na wsiach,
do ślubu jeździło się pięknie udekorowanymi wozami. Pełno było na nich bibuł,
kwiatów i kolorowych wstążeczek. Moja babcia opowiadała mi, jak w tamtych
czasach ślub brała jej sąsiadka, śliczna, aczkolwiek znana ze swojej wredności
Katarzyna. Jej wybranek był z kolei człowiekiem niezwykle spokojnym i
sympatycznym; taka lekka fajtłapa „do rany przyłóż”. W dniu wesela, kiedy panna
młoda była już uszykowana, przyjechali grajkowie a dzieci z sąsiedztwa (w tym
moja mała wtedy babcia) czekały, żeby zobaczyć, jak przyszli małżonkowie
wsiadają na przystrojony wóz i jadą w stronę kościoła, ktoś zadał niezwykle
trafne pytanie: „-a gdzie jest pan młody?”.
W całym rozgardiaszu nie zauważono,
że oblubieniec nie przybył; Kaśka biegała wzburzona, rodzice próbowali ją
uspokoić, a grajkowie, nie wiedząc co robić, zaczęli częstować się mocniejszymi
trunkami. W końcu wysłano ojca młodej do miasta (rzecz miała miejsce na wsi
oddalonej od niego o 3 kilometry), który po dwóch godzinach wrócił ze zgubą.
Wiecie, gdzie był? U fryzjera, bo
przecież musiał dobrze wyglądać na własnym ślubie!
Myślicie,
że zapraszanie gości było kiedyś tak proste jak dzisiaj? A skąd! Młodzi
osobiście zapraszali tylko starszych gości i tych z najbliższej rodziny, a
towarzyszyli im w tym muzycy i smaczne przystawki. Wiecie, tym sposobem
okazywali im szacunek. Gości pozostałych zapraszali drużbowie – to akurat
wygodne, nie musieć wszędzie zachodzić.
Wtedy
przed ślubem, podczas przygotowań panny młodej miało miejsce uroczyste,
gromadne rozplatanie warkocza (a my dzisiaj od samego rana układamy wymyślne
fryzury!) co miało symbolizować to, że młoda od tego dnia nie należy już do
grona dziewcząt. Zaszczyt rozplatania warkocza przypadał zwykle najstarszemu
bratu panny albo staroście weselnemu. Chociaż przyjmuje się, że w niektórych
regionach rolę tę przejmowały druhny.
Z
czasów naszych prababek z kolei zupełnie inaczej wyglądała przysięga składana w
kościele. Gdybym żyła kilka wieków wcześniej, wtedy powiedziałabym: „Ja, Agata,
biorę Ciebie, Łukaszu za mojego własnego męża i ślubuję tobie chować wiarę
małżeństwa świętego, aż do mej śmierci. Tako mi Pan Bóg dopomóż, Panno Maria i
wszyscy święci.” Podoba mi się szczególnie ten fragment „za mojego własnego męża”, brzmi to co najmniej tak, jakbym miała
możliwość wziąć go za męża koleżanki. Od dzisiaj zacznę mówić do męża „mój
własny mężu”, epicko to brzmi.
Oczepiny,
tak jak i współcześnie, miały miejsce tuż po północy, ale na tym podobieństwo
się kończy. Młodą mężatkę sadzano na środku sali, zdejmowano jej wianek,
ścinano zapuszczane od maleńkości włosy i zakładano na głowę czepiec, który był
symbolem mężatek. W tradycji przyjęło się, że młoda ma się przed tym bronić,
uciekać i chować się przed drużbami, których zadaniem było „sprowadzenie”
młodej na miejsce. W sumie się nie dziwię, też bym uciekała, gdyby chciano mi
ściąć włosy.
Nieco
niezręcznie robiło się po oczepinach, kiedy miały miejsce pokładziny. Wszyscy
biesiadnicy ze śpiewem na ustach, odprowadzali młodych do sypialni, żeby ci
skonsumowali swoje małżeństwo. A my, współczesne młódki zrobiłyśmy się takie
nieśmiałe, że pewnie spłonęłybyśmy ze wstydu, gdyby nasza ciotka, babcia i
sąsiadka starowinka odprowadzałyby nas na naszą noc poślubną!
Jak
widzicie, co stulecie, to obyczaj. Nie zdziwię się, jak moje wnuczki nie będą
miały pojęcia czym są oczepiny a do ślubu będą leciały odrzutowcem, bo taka
będzie moda. A to, jak wszystko szybko się zmienia utwierdza mnie tylko w
jednym- nic oprócz przysięgi, oprócz
obietnicy miłości i wierności, nie jest ważne. Wszystko inne i tak
przeminie. To jedno, mam nadzieję, zostanie.
Nigdy nie byłam fanką tradycyjnych ślubów i całej tej szopki. Jeżeli kiedyś będę brała ślub to na pewno będzie mu daleko do tradycyjnego obrządku :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ja drugi raz bym wesela nie wyprawiała :D
Usuńa ja bym swoje wyprawiła jeszcze raz :D
UsuńPrzyszłabym jako gość honorowy :D
UsuńTo fakt, moi rodzice też brali dwa śluby - cywilny i kościelny. Ale nawet im to pomogło, bo zrobili dzięki temu dwa wesela: po cywilnym typowo studencką imprezę w swoim malutkim, wynajmowanym pokoju, a po kościelnym porządne, tradycyjne wesele dla rodziny :D To pierwsze jakoś lepiej wspominają... Z kolei babcia nie wspomina swojego wesela wcale, ale też w moim regionie nie było zbyt dużo tradycji. Po wojnie napłynęło tu wiele ludności z innych stron i wszystko się tak wymieszało, że np. w domu mojej babci zachowywano bardzo mało tradycji. A babcia w ogóle była sceptycznie nastawiona do wydawania pieniędzy ,,dla zwyczaju" i jakoś przeszło to dalej w rodzinę :D
OdpowiedzUsuńCzyli brak konkordatu ich cieszył :D
UsuńMoja babcia nie miała wesela, tylko przyjęcie dla bliskich, bo kilka tygodni wcześniej zmarła jej babcia i nie chciała urządzać hucznej zabawy :)
Jestem ekspertem, ale od jeszcze wcześniejszych czasów ;) specjalizowałam się na studiach w zwyczajach weselnych szlachty polskiej i królów polskich w XVI - XVIII wieku. Dzisiejsze wesela nie ma ją zbyt wiele wspólnego z tamtymi, No, może oprócz alkoholu ;)
OdpowiedzUsuńJak świetnie! :)
UsuńNo alkohol to zawsze był i będzie na Polskich weselach :)
Oglądałam jakiś czas temu film, który pokazywał tradycję weselną o której napisałaś. Ja ślub miałam o 12:00, a już przed 10:00 byłam gotowa i czekałam na Pana Młodego :)
OdpowiedzUsuńO, to też wcześnie :) jak zareagowali bliscy? :)
UsuńU mnie to normalna godzina (Śląsk).
Usuńmoi rodzice brali dwa śluby, jeden o 8, drugi o 19, rozrzut spory :) A dziadkowie na Syberii, bez wesela, w pełnej konspiracji, prababcia chleb upiekła i ot, całe wesele.
OdpowiedzUsuńAgata, teraz jestem tutaj ;) Już bez blokady;)
https://okularnicawkapciach.wordpress.com/
A co robili między ślubami? :) przyjęcie, czy po prostu czekali? :)
UsuńI mają co wspominać z tą Syberią :)
W końcu będę mogła cię poczytać! :)
Niektóre dawne tradycje warto zachować, niektóre nie mają racji bytu, ale zawsze mnie interesuje jak wszystko wyglądało dawniej.
OdpowiedzUsuńJak kiedyś będę mieć wesele, to pewnie huczne :D bo moja rodzinka uwielbia się odwiedzać. Byłoby szumu co nie miara :).
OdpowiedzUsuńWięc jakby to w dawnych czasach było, to taki przystrojony wóz na pewno :D
UsuńHuczne, czyli takie powyżej 300 gości? :D
UsuńBoję się myśleć ile :D. Ale na pewno bardzo wesołe :).
UsuńBardzo ciekawy post :) Rzeczywiście brałaś ślub wcześnie, ja będę miała 16.30 i już trochę się obawiam czy zdążę ze wszystkim :P O ślubie z samego rana, nigdy nie słyszałam, to dopiero szokujące! Dawne tradycje niespecjalnie mi się podobają i cieszę się, że już minęły, zwłaszcza ścinanie włosów :P
OdpowiedzUsuńTo ja o 16.30 byłam już po obiedzie :) Powiem Ci, że zdążyłam nawet siedzieć i się nudzić, więc pewnie do tej 16 bym nie wytrzymała :)
UsuńPewnie, wszystko zależy też od regionu i przyzwyczajeń :) A z ciekawości zapytam, wesele trwało całą noc u Ciebie?
UsuńBardzo ciekawy wpis, z przyjemnością przeczytałam o tych zwuczajach :-)
OdpowiedzUsuńJa brałam ślub o 17 :00, bawiono się 2 dni, ale kiedy to było ach kiedy :-))
U nas bawiono się o 6 rano :) drugi dzień bym nie wytrzymała :D
UsuńW mojej rodzinie nie brano ślubu rano, nawet babcia brała późnym popołudniem :)
OdpowiedzUsuńMoi rodzice brali dwa śluby ale nie wiem w jakich godzinach ;)
OdpowiedzUsuńJestem w szoku odnośnie niektórych faktów :)
OdpowiedzUsuńblog | instagram
O, lecę Cię obserwować na IG :D
UsuńDziwna ta wieś :D
OdpowiedzUsuńPan Młody od fryzjera mnie rozłożył i przypomniał opowieść mamy o jej zaręczynach: tata przyszedł na obiad, na którym miał się oświadczyć. Zjadł. Pogadał z przyszłymi teściami, kawę wypił. I zbiera się do wyjścia, a mama musiała się o pierścionek i zaręczyny upominać.
Się biedny zestresował, to jak miał o pierścionku pamiętać? :D
UsuńAż ciężko uwierzyć, że kiedyś śluby brało się tak wcześnie rano:) ja miałam o 14 i ledwo się wyrobiłam:D
OdpowiedzUsuńA to ja na spokojnie się wyrobiłam :) a wstałam coś o 7 :)
UsuńO 6 rano??? Masakra:p
OdpowiedzUsuńMnie teściowa opowiadała o zwyczajach, które panowały jakieś 30 lat temu. Jak sąsiadki schodziły się na kilka dni przed ślubem i gotowały, piekły, urządzały bramy. No i o epickim weselu na trzy dni przy trzydziestostopniowym mrozie i śniegu po pas u sąsiadów, które okolica wspomina do dziś :p
Ale z tymi pokładzinami to był hardcore, dobrze, że to już przeszłość:)
Nie wiem czy zdecydowałabym się na zimowy ślub :D
UsuńBardzo ciekawy post, nie miałam pojęcia jak to się kiedyś odbywało. Szczerze,to nigdy się tym nie interesowalami nie pytałam moich najbliższych o szczegóły. Wiedza poszerzona, dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńCzasami warto popytać, nasi bliscy są kopalnią wiedzy z przeszłości :)
UsuńMoi rodzice też brali dwa śluby - cywilny i kościelny. Dużo ciekawego się dowiedziałam z Twojego wpisu.
OdpowiedzUsuńJa trochę liczę, że te oczepiny to jednak keidyś wypadną ze ślubnego repertuaru bo nie mogę znieść tych wszystkich dziwnych zabaw w których mało kto w ogóle chce brać udział - chyba że nawalony jak szpadel wujek. Ślub jeszcze przede mną ale wiem że takich zabaw sobie oszczędzę :D
OdpowiedzUsuńEj, mój mąż uwielbia te oczepinowe zabawy :D Ale nawalony jak szpadel nie jest :D
UsuńBardzo ciekawy wpis! Ja z chęcią powtórzyłabym raz jeszcze ten najwaspanialszy dzień >3
OdpowiedzUsuńMoja babcia też opowiadała mi o takich weselach z przeszłości. Orszak weselny szedł z domu do kościoła, a potem wszyscy goście szli na jakąś potańcówkę (bez jedzenia), bo jedzenie było najpierw w domu. Mam wrażenie, że w przeszłości wszystko to było jakieś takie bardziej uroczyste i głośne. I wymagało chyba jeszcze więcej przygotowań. Np. moja babcia sama szyła sobie welon i robiła bukiet z bibuły :)
OdpowiedzUsuńTeraz coraz częściej organizację wesel powierza się obcym osobom - a szkoda, bo takie coś każdy powinien chociaż raz przeżyć :)
UsuńBardzoo bardzooo ciekawie się zrobiło.
OdpowiedzUsuńMój ślub i wesele miło wspominam. Zastanawialiśmy się czy 13 to dobra godzina ale spokojnie się ze wszystkim wyrobiliśmy.
Przysięga nie przeminie raczej nigdy.
Teraz raczej mało kto bierze ślub.
O, też zdecydowaliście się na tą godzinę? :) myślałam, że teraz to już rzadkość :)
UsuńŚlub o godzinie 6:00 rano???
OdpowiedzUsuńO nie to nie dla mnie😉
A ten fragment o "własnym mężu"rozbawił mnie do łez 😁😉
Pozdrawiam
Lili
Fajny pomysł na post, przyjemnie się to czytało :)
OdpowiedzUsuńGreat Post dear!
OdpowiedzUsuńWould you like to support each other by follow on GFC, and G+?
Let me know and I will follow back asap~
Love, Erika Seol
Nie cierpię wesel.:)
OdpowiedzUsuńŚwietny post, zmiany są kolosalne :) Chodzę praktycznie co roku, a nawet kilka razy w roku od dłuższego czasu i widać zmiany w przedziale 10 lat.. a tu mowa o różnicy znacznie większej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
https://migliorevita.blogspot.com/2018/01/nowy-rok-na-sportowo-od-zaful.html
lovey post dear love this to read...
OdpowiedzUsuńhttps://clicknorder.pk online shopping in lahore
Miałaś doskonały pomysł z tym wpisem. Osobiście lubię takie opowieści i z przyjemnością przeczytałam Twój tekst:)
OdpowiedzUsuńPodpytałam z ciekawości moich rodziców, o której brali swój ślub, a raczej swoje śluby;) ale wyszło, że w podobnych godzinach co ja;) Weselicho było w domu, a nie w jakichś tam lokalach, poza tym chyba wiele się nie zmieniło;)
Określenie "mój własny mąż" bardzo mi się spodobało;)
To dzięki mnie dowiedziałaś się czegoś więcej o swoich rodzicach :) Oj, wtedy to wesela były co najwyżej w remizach, a to i tak rzadko :)
UsuńDo tej pory faktycznie jakoś mnie nie natchnęło by ich o to wypytywać;)
UsuńRemiza wydaje się wspaniałym rozwiązaniem:P a tylu ludzi kręcących się po całym domu - na chwilę obecną nie potrafię sobie tego wyobrazić??;) Do tego pijących ludzi;) Rodzice opowiadali, że chcieli się ukryć chwilowo na strychu i... przeszkodzili niechcący jednej parze w....;)
Ślub o 8 rano? Wow! No dobre, tego nie słyszałam, u nas chyba jednak raczek tradycyjnie mama czy babcia miała...bo jakby było inaczej pewnie bym o tym wiedziała
OdpowiedzUsuńPamiętam te podwójne śluby. Pamiętam jeden na jakim byłam - cywilny w urzędzie, a potem w gronie bliższej rodziny ,,uczta" w domu. Za to kościelny był już wystawniejszy.
OdpowiedzUsuńNaprawdę aż tak wcześnie? :o Az z ciekawości spytam rodzicielki i babci, o której one miały swoją uroczystość.
Fryzura rzecz ważna, a co! Przecież spóźnić się można, ale koniecznością jest odpowiedni wygląd.
http://screatlieve.blogspot.com/
Mi nigdy nie było dane być na takich podwójnych ślubach :)
UsuńCzuję przesyt, ale wybaczę. Jestem ciekawa Twojego punktu widzenia :)
OdpowiedzUsuńU mnie nikt nie brał o tak wczesnej godzinie ślubu (albo nie znam wszystkich historii).
Też brałam ślub o 13 i nikt nie widział w tym nic dziwnego. Niemniej ja jestem trochę dziwna i nie przygotowywałam się jakoś szczególnie długo. Sukienkę kupiłam w przeddzień ślubu. A w ogóle to nie lubię tradycyjnych ślubów, ale to inna bajka.
Bajka vs nieokrzesany, wiecznie zbuntowany charakter :P
Mięliśmy mało gości, choć ja planowałam jeszcze mniej... Braliśmy tylko cywilny i uważałam, że wesele byłoby nie na miejscu (inna sprawa, że nie lubię weselisk), ale teściowa wzięła sprawy w swoje ręce - byliśmy akurat za granicą - i okazało się, że skromne przyjęcie rozrosło się... znacznie bardziej od spodziewanych planów.
Zapraszaliśmy osobiście tych, których mogliśmy. Rodzina emigrancka dostała zaproszenia inną drogą, co było wygodne :P
Nici by wyszły z tego warkocza, miałam na ślubie zbyt krótkie włosy :P
Ja czasami używałam w dialogach zwrotu "mój prywatny mąż" :D
Krąży plotka, że w średniowieczu weselnicy nawet rozbierali młodą parę,
z a n o s z ą c ich do sypialni... ale nie wiem czy to prawda.
Osobiście uważam, że ślub nie jest ważny. Jak dwoje ludzi chce być razem, to będzie i nie potrzebny im do tego żaden papier.
Ale bywa, że ten papier jest potrzebny do czegoś.
Sukienka dzień przed ślubem? Odważnie, ja pewnie bym osiwiała z nerwów!
UsuńMy mieliśmy około 90 gości na weselu i to było akurat, jak dla mnie :) Na szczęście sami mogliśmy wszystko planować, w przeciwnym razie miałabym pewnie z trzystu gości na weselu :D
Ja nie taka nerwowa znowu ;) Bez makijażu i fryzjera poszłam. Czułam się indywidualna i wyróżniona pośród upacykowanych dam :P
UsuńNo to rzeczywiście dosyć wcześniej brałaś ślub. Ja swój pamiętam, że miałam na 16.00 :-) Brałam na szczęście ślub konkordatowy.
OdpowiedzUsuńCudowna puenta.Zgadzam się,że wierność i miłość w rezultacie są najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńPewne tradycje można spróbować wskrzesić, inne nadają się tylko do zapisania dla potomnych. :)
OdpowiedzUsuńAno Lidl, nie chciałem robić promocji takiej na granicy różnych sytuacji. :D
Pozdrawiam!
To zrobiłam kryptoreklamę za Ciebie :D
UsuńBardzo ciekawy post ☺ Jak widać, iż w dawnych czasach wesele trochę inaczej wyglądało niż obecnie ☺
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Patryk
Ja to nawet nie pamiętam, o której godzinie brałam ślub... Całe szczęście, że to w gruncie rzeczy mało istotne :p Podoba mi się ta dawna przysięga, ma w sobie to "coś" :-)
OdpowiedzUsuńJakbyś mnie szukała, to teraz jestem tutaj wonderlandrecenzje.wordpress.com
Nie jestem fanką tradycyjnych wesel, dlatego sama nawet nie będę go urządzać. Planujemy jedynie obiad dla najbliższej rodziny, jakoś nie podoba mi się idea takiego przedstawienia dla dalekich krewnych :)
OdpowiedzUsuńWybralas zdjecia ze świetnych filmów ☺
OdpowiedzUsuńMotyw z warkoczem był cudowny. Co do godzin ślubu... moja mama miała go o 15 a babcia tez w podobnych godzinach popołudniowych.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak to kiedyś będzie wyglądać... pozdrawiam :)
Ciotkastiv.blogspot.com
Moja kuzynka wyszła z domu w dżinsach. Wróciła z obrączką, nikt nie wiedział co zamierza zrobić. Jakie wesele takie życie powiqadają :) Po iluś tam latach był rozwód. Chociaż nie ma reguł, rozwodzą się, też ci którzy robią chuczne wesela.
OdpowiedzUsuńwow 6 rano na ślub:D bladym świtem tak trochę;)
OdpowiedzUsuńFajnie poczytać o starych zwyczajach :) Ślub o 6 rano, ja bym wtedy jeszcze była nieprzytomna :)
OdpowiedzUsuńMega ciekawy post :) Ale pierwsze słysze, żeby ślub brać o 8 czy 6 rano :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - http://izabiela.pl/
Najbardziej mnie te dwa śluby przerażają :D
OdpowiedzUsuńWszystko się zmienia ;) Heh, mi póki co na szczęście nie grozi przegrzebywanie tradycji i obyczajów :d
OdpowiedzUsuńJa mam tylko ślub cywilny, marzy mi sie też koscielny i wesele, ale bardziej podobają mi sie te staroswieckie zwyczaje
OdpowiedzUsuńDobrze, że mnie ślub nie czeka i nie będziemy musieli się z tym wszystkim ciskać :D Coraz bardziej doceniam tego mojego chłopa, jak on mi życie ułatwia xD
OdpowiedzUsuńA co do godzin ślubu, kochana, jak mogłaś na tak wczesną porę swój zorganizować?:P u nas jest to nie do pomyślenia. 16 to wczesna pora i nikt nie chce iść. Ja sama najbardziej lubię bliżej wieczornej pory iść na takie przedstawienie:)))
Z tego co pamiętam, to kiedyś w nocy poślubnej uczestniczyli świadkowie, czy aby doszło do skonsumowania małżeństwa. A teraz się wiele oburzają, gdy usłyszą o seksie grupowym ;D hipokryci :D
Ja bym się chyba zapłakała, gdyby mi ścieli włosy i to jeszcze publicznie! Nasz ślub odbył się o 14 i słyszeliśmy pogłoski, że za szybko, ale ze wszystkim zdążyliśmy i było dobrze! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny post! Ja mam pomysł na swój ślub i wesele, będzie trochę tradycyjne z nutką nowoczesności :D
OdpowiedzUsuńAle najpierw muszę znaleźć odpowiedniego kandydata :DD
W sumie to jest bardzo ciekawy temat. Aż sama popytam rodzinkę o te sprawy. :)
OdpowiedzUsuńMój ślub też był o godz. 13.00 i to był duży błąd bo ledwo się ze wszystkim wyrobiliśmy, a później o 20.00 każdy już był zmęczony.
OdpowiedzUsuńTeż już drugi raz wesela bym nie robiła, za duża zachodu ;)
bardzo interesujący wpis. Mam nadzieję, że wszyscy kojarzą Panią na zdjęciu i film z jakiego pochodzi ten kadr :)
OdpowiedzUsuńW sumie to bardzo interesujący temat. Popytam znajomych i rodzinę co do tego.
OdpowiedzUsuńTeraz to chyba większą wagę przywiązuje się do tego by "się pokazać" przed rodziną, znajomymi... żeby były atrakcje typu anioły na szczudłach czy iluzjonista, gdy fotobudka to już nudy i za mało. Tradycje niekiedy całkiem odchodzą w cień i masz rację mówiąc, że nic oprócz przysięgi, oprócz obietnicy miłości i wierności, nie jest ważne - to jest kwintesencja ślubu :)
OdpowiedzUsuńCiekawy i przydatny artykuł :)
OdpowiedzUsuńSala weselna może nie jest rzeczą, bez której nie da się obyć, ale na pewno nad nią spędzamy najwięcej czasu. W zeszłym roku sama brałam ślub i żeby zaklepać najlepszą salę weselną musieliśmy wziąć pożyczkę pozabankową z https://taktofinanse.pl/Internetowa-pozyczka-gotowkowa-juz-od-18-lat-Sprawdz-kalkulator-online, żeby pokryć koszta pierwszej wpłaty. Wesele się udało i już zdążyłam zapomnieć o kosztach całej organizacji
OdpowiedzUsuńZmieniło się też to, że teraz trzeba płacić fortunę za organizację wesela :) Nam się bardzo spodobała sala american dream w starej garbarni pod Wrocławiem, ale szczerze to boję się nawet pytać o ceny :D
OdpowiedzUsuńSłuchajcie, a co sądzicie o organizacji wesele w plenerze? Ja z narzeczoną zastanawiamy sie nad tym aby wynajać właśnie tego typu https://www.vitabri.pl/namioty-bankietowe namiot i w nim zrobic przyjęcie weselne. Waszym zdaniem to będzie dobry pomysł?
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem jeśli chodzi o sale weselne w Warszawie to na pewno warto jest zainteresować się ofertą dostępną tutaj https://www.naskrajnej.pl . Ceny są przystępne, a moim zdaniem zarówno wystrój sali jak i jedzenie są świetne. Polecam wam sprawdzić.
OdpowiedzUsuńModa się zmienia i to widać, najważniejsze żeby dobrze się bawić na weselu:)
OdpowiedzUsuńSporo się zmieniło, oj sporo... jedynie wódka została :D
OdpowiedzUsuńZmienia się, czy na lepsze? Nie mnie to oceniać.
OdpowiedzUsuń