Kilka
miesięcy temu cała blogosfera zachwycała się książką „Kochając pana Danielsa”.
Długo zabierałam się za to, żeby kupić ten tytuł, ale nigdy nie było mi z nim
po drodze i dopiero w ubiegłym tygodniu dorwałam ją w empiku. Byłam przekonana,
że podobnie jak wy, będę zachwycona i zauroczona historią, jaka rozegrała się
na kartach powieści. Cóż… ja to chyba
zawsze muszę płynąć pod prąd.
Zacznijmy
od fabuły. Ashlyn straciła swoją siostrę bliźniaczkę, która zmarła w wieku, w
którym zdecydowanie nie powinno się umierać. Jej matka zamiast pomóc jej
przejść przez żałobę, odtrąciła ją i dziewiętnastolatka trafiła do obcego
miasta, gdzie zajął się nią ojciec, którego rola w jej życiu przez wiele lat
sprowadzała się do wysyłania upominków z okazji świąt. Na miejscu okazało się,
że mężczyzna, który powinien stronić od modelu tradycyjnej rodziny, mieszka z
kobietą i dwójką jej nastoletnich dzieci i świetnie sprawdza się jako ojciec.
Dla Ashlyn ta wiadomość była jak kolejne wbicie ostrza prosto w serce (patetyczny ton książki mi się udzielił, nie
ma co.)
W
międzyczasie dziewczyna poznaje Daniela, który przypominał mi od samego
początku pana Darcy’ego; wiecie, taki doskonały, dorosły, ale równocześnie
słodki i wstydliwy. Połączyła ich żałoba – ona tęskniła za siostrą, on za
rodzicami, którzy zmarli w niewielkich odstępach czasu. I w tym momencie
powieść mogłaby się skończyć marszem weselnym, ale jak to w amerykańskich
historiach bywa, wszystko musiało się pokomplikować. Okazało się, że Daniel
jest nauczycielem Ashlyn i że muszą ukrywać swoją miłość; szczególnie, że jej
ojciec był dyrektorem szkoły i z łatwością mógłby przyuważyć, że miziają się
ukradkiem w czasie przerw.
Mimo,
że ona miała lat 19 a on 22, to było to wielce niestosowne, żeby się umawiali –
w naszej rzeczywistości taka różnica wieku nie jest niczym szczególnie rażącym.
Mnie samą dzieli taka różnica wieku od męża! Jasne, mogła po prostu zmienić
szkołę, klasę lub zrezygnować z tych konkretnie zajęć, ale tej opcji jakoś nie
wzięła pod uwagę. A znała na pamięć
dzieła Szekspira, więc zakładam, że była inteligentną osobą.
„Kocham
cię powoli. Kocham cię głęboko. Kocham cię szeptem. Kocham cię zapamiętale.
Kocham cię bezwarunkowo. Kocham cię czule i ostro, wolno i szybko. Poza czasem
i na zawsze. Kocham cię, ponieważ po to się urodziłem.”
Szczerze
powiedziawszy, spodziewałam się po tej książce czegoś więcej; dodatkowo
zirytował mnie wątek z tym, że zmarła siostra zostawiła swojej bliźniaczce
listę rzeczy do zrobienia. Przecież to już było i to tak bardzo kojarzy się z „Ps.
Kocham cię”, jak biała sowa z Harrym Potterem. Może jestem niewdzięcznym czytelnikiem, ale uważam, że pewnych motywów,
które są bardzo charakterystyczne, nie powinno się powielać, bo powoduje to –
jak tutaj – lekki niesmak.
Drugim
minusem była dla mnie zbytnia ckliwość. Pokażcie mi jedną realną parę, która
rozmawia w taki sposób jak Ashlyn i Pan Daniels, to obsypię was miedziakami.
Jasne, niekiedy zdarzają się bardziej lub mniej romantyczne momenty, ale u nich
takie rozmowy były na porządku dziennym. Jednorożce tańczyły żwawo po kolorowej
tęczy a ze złotego kociołka wylewały się psotne stworki, trzymające w rękach
słodziutkie serduszka. Bleh.
Skupiając
się na plusach, mogę wymienić postać Ryana, chłopaka, dla którego ojciec Ashlyn
był ojczymem. Pogodny nastolatek, który miał swoje potwory, skrywane głęboko
pod warstwą beztroski i poczucia humoru. Mimo, że był to bohater drugoplanowy,
bardzo mi się przypodobał i z chęcią przeczytałabym powieść o nim, jako głównym
bohaterze. Chociaż taka prawdopodobnie nigdy nie powstanie, biorąc pod uwagę
to, co stało się w „Kochając pana Danielsa.”
Reasumując, jak zwykle, okazało się,
że książka, która porwała tłumy, mnie przygwoździła do ziemi. Nie poczułam tej magii, nie ruszył mnie romantyzm
opisany w książce, nie byłam zachwycona kreacjami głównych bohaterów. Miłość
Ashlyn i Daniela mogłaby spokojnie się rozwijać, gdyby tylko podjęli jedną inną
decyzję. Cóż, nie moja bajka, ale skoro zawiodłam się już na kochanej przez
tłumy Collen Hoover, to czemu nie miałabym się zawieźć na „Kochając pana
Danielsa”?
„Znacie
takich ludzi, z którymi nie widzieliście się całe wieki, a kiedy znowu ich
spotykacie, czujecie, jakbyście się w ogóle nie rozstawali? Trzymajcie się ich.”
Mi się podobało nawet, ale byłam chora jak czytałam, to takie historie do mnie wtedy trafiają :)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Jak ja jestem chora to oglądam głupie seriale :D
UsuńNie czytałam, ale takie pierdołowate rozmówki bohaterów bywają odstraszające.
OdpowiedzUsuńChcesz rzucać miedziaki! Nazbierałaś pod Kościołem po ślubie. Cwany lisek z Ciebie :P
Haha, miedziaki spod kościoła wziął mąż :D mówi, że starczyłoby akurat na piwo :)
UsuńTo coś słabo rzucali. U nas posypał się ryż. Na rok by go starczyło do pomidorowej haha
UsuńU nas też był ryż :) i jedno dziecko zaczęło płakać, bo chciało go zjeść a nim rzucili :D
UsuńJa nawet o niej nie słyszałam :')
OdpowiedzUsuńTeż mi się zdarza nie lubić czegoś co wszyscy zachwalają xD
Musimy założyć jakiś klub Nielubiących :D
UsuńSłyszałam o niej, ale przyznam się z bólem że jeszcze nie czytałam.. chociaż widzę, że wiele osób sobie chwali ale są też takie jak Ty, które nie są zadowolone z niej. Muszę to sprawdzić, bo fabuła w sumie nawet ciekawa ☺
OdpowiedzUsuńSprawdź :) ciekawe do której grupy Ty się zaliczysz :)
UsuńCzytałam, byłam zachwycona ;) Gusta i guściki. Ty zawsze krytykujesz z takim humorem, że krytyczne opinie mogłabym czytać u Cb codziennie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Może powinnam publikować na blogu tylko negatywne recenzje? :D Zawsze to jakiś pomysł na sławę :D
UsuńKsiążki nie czytałam, ale kilka recenzji owszem i jakoś nie mam do niej przekonania. Nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńOh, to dobrze, że ktoś jeszcze porusza się w moich klimatach ^^
UsuńDo poczytania z ciekawości co ludzi zachwyca. Ja wolę bardziej thrillery.
OdpowiedzUsuńThrillery, kryminały i ostatnio fantasy - to mnie najbardziej kręci :)
Usuńmoże kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńOj to nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńTak mi się zdawało :)
UsuńA ja bardzo pozytywnie wspominam tą powieść i na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę :)
OdpowiedzUsuńAh, gusta i guściki :)
Usuńah jeszcze sie taki nie narodził coby każdemu dogodził
OdpowiedzUsuńAle można próbować być kimś takim :) chociaż ja do tego miana się nie pcham :)
UsuńFaktycznie, wystarczy przeczytać zamieszczone cytaty, by cukier zgrzytał pod zębami...
OdpowiedzUsuńA cukier w zbyt dużych ilościach szkodzi :)
UsuńO nie, będę trzymać się z daleka. Chyba, że powstanie kontynuacja, w której bohaterów zastanie apokalipsa zombie :P
OdpowiedzUsuńO nie, już sobie wyobrażam te cytaty! "Kochany, zaraz nas zarażą, ale pamiętaj, że urodziłam się po to, żeby cię kochać!"
Usuńchyba nie dla mnie;p
OdpowiedzUsuńPo prostu znam to uczucie.
OdpowiedzUsuńNie przypominam sobie, abym miała do czynienia z tą książką akurat, ale nieraz już miałam tak, że bestseller, który porywa tłumy, mnie totalnie nie zaciekawił.
Pozdrawiam cieplutko :)
A mnie osobiście ta książka zachwyciła :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej książki :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka nie przypadła Ci do gustu.
Pozdrawiam!
lublins.blogspot.com
Mnie też nie porwała, ale miała też swoje plusy. O dziwo mi też motyw z listami przypadł do gustu. Zaś raziła poetycka forma.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę w planach i na pewno za kilka miesięcy ją przeczytam. I mam nadzieję, że mnie zauroczy :)
OdpowiedzUsuńJeżeli coś podoba się wszystkim, to zapewne będzie to ckliwe romansidło, tak już jest :D I w sumie było od zawsze, od wieków najlepiej sprzedawały się romansy, najpierw tylko francuskie, potem też polskie, teraz anglojęzyczne. W mentalności ludzie jakoś nic się nie zmieniło od wynalezienia druku...
OdpowiedzUsuńA ja chętnie przeczytam :) Może też rzucą mi się w oczy minusy o których wspominasz, jednak chciałabym dać jej szansę, bo zdecydowanie więcej pozytywnych opinii czytałam o tej książce :)
OdpowiedzUsuńHahahaha ja tez zazwyczaj ide po prad, taka juz chyba moja natura ;) Az z ciekawosc przeczytam ta ksiazke i ciekawa jestem czy zgodze sie z Toba, czy porwanym tlumem :D :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam i nie mam ochoty - przynajmniej nie teraz ;P
OdpowiedzUsuńRaczej nie będę czytać, nie lubię romansów ;-)
OdpowiedzUsuńNie zawsze to co porywa tłumy, porywa też nas.
OdpowiedzUsuńTeraz jak czytam Twoją opinie, to faktycznie uzmysłowiłam sobie, że istnieją większe wady w tej książce, a jednak mi i tak bardzo się spodobała. Bardzo też polubiłam Ryana, szkoda , że jego wątek nie był jeszcze bardziej rozwinięty i że skończył się jak skończył.
OdpowiedzUsuńTo była pierwsza książka Pani Cherry, którą przeczytałam jako pierwszą. Książka bardzo mi się podobała, lubię takie historie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, dziennikbibliotekarki.blogspot.com