Zapewne wiele z was jest w długoletnich
związkach; bywa lepiej, bywa gorzej, mniej i bardziej romantycznie.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że z biegiem czasu do związku
wkrada się stabilizacja – i w tym momencie, gdy rozsiądzie się
wygodnie pomiędzy dwojgiem ludzi, zaprasza codzienność i razem tak
trwają, rozrzucając wrednie skarpetki, co irytuje kobietę i
plamiąc tuszem do rzęs ulubioną bluzkę mężczyzny.
W momencie, gdy zjawia się
stabilizacja, pojawia się także wybór; bo niektórym za mało jest
codzienności, normalności i wspólnego życia; niektórzy chcą
ciągłego uczucia przyspieszonego pulsu, dreszczyku emocji, smaku
nowego, nieznanego owocu. I wtedy ludzie się rozstają i szukają
nowych partnerów aż dorosną do zaakceptowania stabilizacji.
Helena Miła była w długoletnim
związku z mężczyzną dobrym, miłym i uczciwym. Mieszkali razem w
niewielkim miasteczku, Helena pracowała w tamtejszej gazecie i
wszystko byłoby dobrze i bajkowo, gdyby nie to, że pewnego dnia
kobieta stwierdziła, że ona chce od życia czegoś więcej. Zerwała
z narzeczonym, wyprowadziła się ze swojego małego miasteczka do
samej Warszawy i znalazła pracę w ogromnej firmie zajmującej się
zagraniczną prasą. Ah a ja naiwnie myślałam, że era
bohaterek, które są dziennikarkami dawno już minęły. W
czasie imprezy integracyjnej, podczas której Lena skupia się
głównie na tym, aby nie pobrudzić się sałatką z zielonkawym
sosem, zauważa ją Juliusz – starszy mężczyzna, który z miejsca
stwierdza, że pożąda Rudej Lisicy, jak nazwał ją w swoich
myślach. Warto tutaj wspomnieć, że główna bohaterka jest
naturalnym rudzielcem, z piegami i rumieńcami na policzkach,
jednakże ma także pięknie zaokrąglone kształty, co skutecznie
zamienia ewentualne roszczenia na temat jej wyglądu w najbardziej
wysublimowane komplementy.
Później wszystko
toczy się całkiem rutynowo – mijają się ciągle, bywają w
różnych miejscach o różnym czasie a jednak ciągle o sobie myślą.
Co ciekawe – kobieta myśląc o Juliuszu nie ma przed oczami wizji
ich wspólnego ślubu i gromadki dzieci, jak to zazwyczaj bywa, ale
gorące sceny łóżkowe, które mogłyby się między nimi wydarzyć.
Nowość na polskiej scenie literatury dla kobiet, prawda?
Lekko irytowała
mnie sama główna bohaterka, która przeżywała ciągle, że miała
w życiu tylko jednego partnera w łóżku i że nie potrafi
przyciągać do siebie facetów. Problemy lekko banalne i dziecinne,
szczególnie, że w międzyczasie Helena dość odważnie fantazjuje
o Juliuszu i o tym co z nim będzie robiła w łóżku. Ah i jeszcze jedno; główna bohaterka nazywała swojego nowego znajomego "Jul", co działało na mnie - z niewiadomych powodów - jak płachta na byka. I pojęcia nie mam czy wymawia się to "Jul" czy raczej "Dżul"?
Na okładce książki widnieje pytanie "Każdy sięgnąłby po taką miłość. A ty?" Z żalem stwierdzam, że po taką miłość bym nie sięgnęła, bo wydawała mi się zbyt kanciasta, zbyt skupiona na temacie łóżka i koloru włosów łonowych. Być może niektóre wielkie uczucia rozpoczynają się od takich chwil a ja po prostu jestem inaczej doświadczona przez życie.
Przyznam szczerze,
że mam z tą książką problem. Niby czytało mi się ją miło i
przyjemnie, niby dałam radę przełknąć te rozważania Juliusza na
temat koloru włosów łonowych Heleny, ale jednak czuć było, że
jest to debiut; bezsprzecznie autorka musi jeszcze trochę nad swoim
stylem popracować, stonować emocje, które są niezwykle żywe i
których jest odrobinę za dużo. A nadmiar emocji, które czytelnika
przytłaczają nie jest niczym dobrym; trzeba znaleźć balast,
proporcję idealną i wierzę, że przy kolejnej książce pani Kasi
się to uda.
Jeśli macie ochotę na coś lekkiego i emocjonalnego, to przeczytajcie.
PS – W sobotni
poranek wyjeżdżam w góry na majówkę, ale się nie martwcie – w
niedzielę postaram się naskrobać do was kilka słów a może i
pokażę wam zdjęcie mojej przepięknej buźki na tle górskich
szczytów. Jeśli jednak będę uparcie milczeć, oznaczać to może,
że wściekła, rozbudzona kozica mnie zaatakowała i przegrałam
nierówną walkę. Albo że postanowiłam zamieszkać w górach razem
z nowo poznaną rodziną świstaków.
Życzę wam udanej
majówki i pięknego słońca! A wszystkim maturzystom chęci do nauki, bo wiem, że niezwykle ciężko jest siedzieć nad funkcjami i sinusami, gdy za oknem jest cudowna pogoda. Ale trzeba, później za to będziecie mieć wakacje aż do października!