Mówi się, że ciężko jest
zrozumieć kobietę. Cóż, ja uważam, że
jest coś trudniejszego do opanowania – zrozumienie mężczyzny przez kobietę.
Bo jak zrozumieć nagłe milczenie, posępny wzrok i całkowite wyłączenie się z
rzeczywistości? Po kobiecemu to nic innego jak wielki, ogromny, skierowany w
stronę całego wszechświata FOCH. U mężczyzn jest to po prostu… odpoczynek.
Naprawdę! Oni odpoczywają w taki sposób,
w jaki my się obrażamy.
Jako że niedługo zostanę
pełnoprawną żoną, postanowiłam zainteresować się tematem i bliżej poznać
mężczyzn. Żeby łatwiej się nam żyło. W
tym celu przeczytałam książkę „Czasem czuły, czasem barbarzyńca.” Jest to
swojego rodzaju dialog pomiędzy dwoma mężczyznami. Dialog o tym, co to oznacza
być mężczyzną. I już na samym początku panowie zaznaczają, że ich punkt
widzenia nie spodoba się każdemu.
Trudno jest stwierdzić,
jaki powinien być współczesny mężczyzna. Kiedyś, to wiadomo było, że ma mieć
maczugę, przepaskę na biodrach i kawałek mamuta w rękach. Obecnie wymagamy od
nich brody, królewskiego szyku, czułości, zdecydowania, partnerstwa i siły. A
później dziwimy się, że coraz więcej schizofreników na świecie.
Książka porusza wiele tematów:
relacji pomiędzy ojcem a synem, synem a matką, seksualności, pracy, męskiej
przyjaźni, emocjach (tak, mężczyźni mają
emocje!) i zdrowiu.
Dużo miejsca poświęconego
jest relacji matki z synami; Jacek Masłowski, jeden z autorów, wprost mówi, że,
aby facet mógł stworzyć prawidłową relację z kobietą, musi odciąć pępowinę
emocjonalną, która łączyła go z matką. Bo bezsprzecznie jest ona najważniejsza
w pierwszych latach życia dziecka, ale później musi dać mu dorosnąć. Być obok,
ale uczyć go, że nie jest najważniejsza w jego życiu. Musi umieć zrobić miejsce
dla innej kobiety, która się kiedyś pojawi. Ha,
już widzę siebie, robiącą miejsce dla kogokolwiek. Mój biedny syn. Moja biedna
synowa.
Biorę tę książkę
całkowicie serio, ponieważ jest w całości stworzona przez mężczyzn. A oni z
siebie bardzo rzadko mówią o takich ważnych aspektach, które nas – kobiety, w
ich naturze szaleje intrygują. Tutaj podają nam 270 stron samej prawy o samych
sobie. Prawdy brutalnej, bo kto by pomyślał, że oni boją się seksu? Że kiedy my
zakrywamy swój cellulit i pojedynczego żylaka na łydce, on jest tak samo
zestresowany i wciąga lekko wystający brzuch? Kto by się spodziewał, że mężczyźni
obawiają się ojcostwa i że czują się odtrąceni, kiedy to my w nocy wstajemy do
małego rozdarciucha a jemu dajemy spać? Dlatego
u mnie będzie wstawał mąż, żeby się nie poczuł odtrącony!
Co zawsze mnie fascynowało,
to męska przyjaźń. Pewnie dlatego, że kobieca jest bardzo trudna i
skomplikowana; bo baby ciągle się obrażają, bo się obgadują, bo przeinaczają
rzeczywistość. U facetów jest łatwiej. Chociaż sam proces nawiązywania
przyjaźni jest trudniejszy niż u nas. Bo wiecie, kilka przegadanych nocy, kilka
wypitych butelek wina, kilka wspólnie wylanych łez i nić porozumienia
sprawiają, że otwieramy się na tą drugą kobietę i po latach możemy nazywać ją
przyjaciółką. U mężczyzn jest tak, że lata znajomości, rozmowy o meczach, pracy
czy poziomu wredności dzieci wcale nie są równoznaczne z nawiązaniem
prawdziwej, silnej, przyjaźni.
„Dzięki tym spotkaniom,
tej bliskości, otwartości pojawia się świadomość, że jak w życiu cokolwiek trudnego
ci się zdarzy, to masz kilka numerów telefonów, na które możesz zadzwonić,
powiedzieć „Słuchaj, nie wiem, nie rozumiem, potrzebuję twojej pomocy”. I
wiesz, że ją dostaniesz.”
Myślę, że jest to pozycja
nie tylko dla kobiet, które chcą zrozumieć mężczyznę, ale również książka
idealna dla samej płci brzydkiej. Bo oni boją się – nawet między sobą –
przyznawać, że potrzebują się wygadać. Że czasami samo pokopanie piłki i
wypicie piwa nie wystarcza, że potrzeba wygadania się, interakcji, w której
będzie można powiedzieć: „Stary, słuchaj, tracę ją i nie wiem jak sobie z tym
poradzić.” I może jak zobaczą, że inni faceci tak rozmawiają i – wow! – nawet potrafią
się przytulić, bez żadnych gejowskich podtekstów, to bardziej się otworzą w
stronę swojego kumpla?
Jeden z rozdziałów
poświęcony jest ojcostwu a raczej jego dwóm obliczom: ojcostwu skierowanemu do
synów i ojcostwu skierowanemu do córek. Bo inaczej wychowuje się córkę a
inaczej syna. Jednak w obu relacjach najważniejsze jest jedno: obecność. To, od
czego stroni wielu mężczyzn, bo boi się, że zrobi coś źle, bo „przecież matka
zrobi to lepiej”, „bo co ja się będę wtrącał w wychowanie”. Trzeba być, żeby
móc być rodzicem.
I, mężczyzno, pamiętaj:
„Jeśli się już
zdecydowałeś wejść w relację z kobietą, mieć z nią dzieci, to musisz być
świadomy, że decydujesz się również na to, że tego świętego spokoju będziesz
mieć znacznie mniej. I to się nazywa odpowiedzialność.”