Nie to, że nie mam chęci; chciałabym
zrozumieć ten świat i ludzi, naprawdę. Bardzo bym chciała. Ale
nie umiem. A że nie lubię sobie wszystkiego w sobie tłumić to
poopowiadam wam o pewnych absurdach, o których ostatnio słyszałam.
Absurd numer I – miałam pisać tutaj
o tym, co znajdzie się po numerem II, ale przy pisaniu „narzeczony”
przypomniałam sobie, że wiele dziewczyn pisząc w internecie o
swoim najwspanialszym używa pierwszej litery jego imienia. I to
nawet słodkie czytać, że „mój R. zabrał mnie dzisiaj...”,
„razem z A. byliśmy...”. Ale nie rozumiem tych, które mają
chłopaka o imieniu Łukasz, jak ja i uparcie piszą „ja i mój Ł.”
- wiadomo, że Ł to Łukasz, chyba że rodziców fantazja poniosła
i dziecko nazwali Łucjan. Zawsze istnieje jeszcze opcja Łazarza,
ale to raczej sporadycznie występujące imię.
Absurd numer II – ostatnio razem z
moim Ł. (!) uparcie uczęszczamy na nauki przedmałżeńskie, gdzie
uczymy się jak być w przyszłości małżeństwem idealnym. Nie
usłyszeliśmy niestety niczego w rodzaju, że „miesiączka to łzy
macicy, która nadal pozostaje pusta”, nie mniej jednak mieliśmy
przyjemność wysłuchać wykładu pani z poradni, która opowiadała
nam o naturalnych metodach planowania rodziny. Nawet ciekawe to było
i pouczające, ale jednej wątek mnie powalił na kolana i to nie w
celu rzewnej modlitwy.
Otóż pani opowiedziała, że mąż
jej koleżanki tak jest obeznany w jej cyklu, że już po wyglądzie
jej śluzu potrafi orzec, czy ta ma dni płodne czy też nie. Sic!
Zaczęłam się zastanawiać kiedy on jej ten śluz ogląda, w
trakcie gry wstępnej czy rano przed pracą i ki ciorta nie umiem
sobie tego wyobrazić jak on patrzy jej w majtki a następnie głęboko
w oczy i mówi: „Kochanie! Dzisiaj masz niepłodne!”.
Absurd numer III – fenomen
„Pięćdziesięciu twarzy Grey'a”. Na ziemskim padole jest
mnóstwo książek, lepszych, gorszych, grubszych, chudszych, ale
czemu ludzkość obrała sobie właśnie tą książkę za bestseller
w ubiegłych dwóch latach? Ani fabuła powalająca nie jest, ani
postacie nie mają głębszego charakteru a wszystko sprowadza się
do „weź mnie tu mchu na dębie! A ja przegryzę wargę i uwolnię
moją wewnętrzną boginię.”
Absurd numer IV – tematyka nadal
ślubna. Należę do jednej z grup na facebooku, która pełna jest
przyszłych panien młodych, które pytają o idealny kolor
przewodni, wymieniają się pomysłami i chwalą się swoimi
sukniami. Czasami jednak zdarzają się wpisy „od serca”, które
niekiedy pełne są złych i przykrych doświadczeń. Raz trafiłam
na wpis dziewczyny, która pisała, że nie jest pewna czy brać
ślub, bo on czasami lubi ją „podszturnąć”, ale zły nie jest
„bo dziecka nigdy nie uderzył.”
Matko, córko i prababko! Nie rozumiem
jak można dać się lać komukolwiek. Wiem, że takie osoby są
niejako uzależnione od osoby bijącej, wiem, że to w pewnym stopniu
zaburzenie społeczne. Sama swego czasu znosiłam wiele i nie raz
usłyszałam w niemiłej formie, że mam szybkim tempem udać się
tam, gdzie słońce zachodzi a słonie pluskają się w wodopoju (ah,
jak ja ładnie opisałam słowo „spier*****”), ale przenigdy nie
pozwoliłabym na siebie podnieść ręki. Dlatego nie rozumiem tej
dziewczyny i nie pojmuję jak ona w ogóle w tej sytuacji może brać
ślub pod uwagę...
Absurd numer V – jakieś guzowate
cholerstwo wlazło mi w kolanko, postanowiłam więc udać się z tym
do ortopedy. Niestety, żeby się do niego dostać muszę posiadać
skierowanie od swojego lekarza pierwszego kontaktu, więc od
ubiegłego wtorku codziennie dzwonię do przychodni i próbuję
umówić się na wizytę. Jako, że zapisy są od godziny 7, to
zapobiegawczo zaczynam dzwonić o 6.55 i tak sobie do 7.30 dzwonie i
słyszę ciągłe „piiii, piiii” po czym jakaś miła pani
słuchawkę podnosi i momentalnie ją odkłada; ot, żeby telefon
przestał dzwonić.
Ja się pytam – jak mam się
zarejestrować?
Absurd numer VI – praca magisterska,
czyli konkurs na to, komu najszybciej puszczą nerwy. Promotorzy to
teoretycznie zwykli ludzie. Jednak w praktyce, gdy dostają w swoje
ręce całe studenckie życie delikwenta zmieniają się w istoty
humorzaste i zmienne bardziej niż pogoda i kobieta razem wzięte.
Moja znajoma ma takiego promotora,
który zażyczył sobie przede wszystkim ankiet; nie ma problemu,
zrobiła ankiety. Promotor je przejrzał, pomruczał, pomruczał i
stwierdził, że bezsprzecznie muszą być one w formie wywiadu, żeby
nie sugerować nikomu odpowiedzi. Biedna dziewczyna zmieniła więc
wszystkie pytania, zaniosła ankiety po raz drugi i usłyszała, że
„ogólnie to są w porządku, ale w formie wywiadu to być nie
może, skąd jej się taki głupi pomysł wziął...” Przerobiła
na nowo, zaniosła i zgadnijcie co? - znowu źle! Bo to nie może
sugerować odpowiedzi, ale nie może być w formie wywiadu, czyli
pytając ile ankietowany ma lat, nie może zostawić miejsca do
wpisania tej informacji, ale nie może też podać podziału...
Absurd numer VII, ostatni – powróćmy
do wspomnianego już ślubnego forum; jest to absurd gorący jak
bułeczka z piekarni, bo dopiero co trafiłam na ten wpis. Pewna
dziewczyna pytała o to, jak rozplanować dobie dania w dniu ślubu,
bowiem o 13 ślubuje, na sali będzie około 15 a na do
rozdysponowania obiad, tort i trzy dania gorące + oczywiście
ciasta, sałatki, przystawki i zakąski, które ciągle są na stole.
I wiecie co? Większość odpowiedzi sprowadzała się do
stwierdzenia: „mi by było wstyd robić takie ubogie wesele, goście
głodni wyjdą. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła tak źle
potraktować rodzinę swoją i narzeczonego.”
Ludzie! Ja nie wiem czy te
odpowiadające nigdy na weselu nie były, czy jak były to głodowały
specjalnie trzy dni przed, żeby potem jeść wszystko jak leci... W
domu po obiedzie człowiek przez dwie, trzy godziny nie tyka innego
dania, bo po prostu jest najedzony. A one stwierdziły, że jak obiad
ma być o 15, to o 17 pierwsze ciepłe danie, o 19 drugie, o 21 tort,
o 23 ostatnie gorące i do rana goście głodować będą... Bo one
to mają pięć gorących dań oprócz obiadu i wesele zaczyna się o
18, więc goście będą zadowoleni.
Nie rozumiem, nie ogarniam, nie mam sił
ogarniać.
Tym apetycznym akcentem żegnam was i
idę robić pięć gorących dań, żeby rozepchać sobie żołądek
a przy okazji napiszę rozdział magisterki. W środę mam spotkanie
z promotorem, więc lepiej być przygotowanym na wszystko!