Święto zakochanych, dzień, w których chabaź liczy się trzy razy bardziej niż w zwykłym
dniu a gołe aniołki nie kojarzą się z religią, ale raczej z serduszkami i
puchatymi chmurkami. Żeby była jasność – walentynek nienawidzę równie bardzo
jak Pięćdziesięciu Twarzy Grey’a. Fakt, że od trzech lat łączy się to święto z nowymi odsłonami tego filmu, uznaję za łaskę dla mnie, bo
cierpię tylko jeden tydzień w roku a nie przez dwa.
Swoją drogą widziałam zwiastun
tego podniosłego dzieła… nigdy jeszcze grzywka nie wkurzała mnie tak bardzo,
jak u całej tej Anastasii. Jednak z przykrością stwierdzam, że w zwiastunie ani
razu nie przegryzała ołówka – czyżby dorosła?
Z okazji tego wiekopomnego wydarzenia jakim są
walentynki, chciałabym Wam powiedzieć jak zdobyć szczęście w miłości. Wiadomo, że stare sposoby są najlepsze, to
przecież dlatego ciągle sięgamy po stare przepisy i uparcie smarujemy pryszcze
naparem z przepiśnika prababci, bo kiedyś to przecież działało. Dzisiaj
przekażę wam porady miłosne na podstawie książki z 1903 roku autorstwa M.A.
Zawadzkiego. Poradnik skierowany był bardziej w stronę mężczyzn, bo to przecież
oni wtedy wiedli prym w społeczeństwie, ale może niektóre rady pozwolą nam ich
lepiej zrozumieć. Bo odnoszę wrażenie, że spora część płci „brzydszej” nadal z
nich korzysta. Tradycyjnie przymrużcie oczy. Gotowi?
Mężczyzna
w stosunku do kobiety nie powinien nigdy zapominać o swojej przewadze umysłowej
i fizycznej – pierwsze randki są najważniejsze, wiadomo.
Dobry, mądry mężczyzna powinien pamiętać o tym, żeby jego partnerka czuła się
głupsza i słabsza. Granice należy stawiać już od początku.
Człowiek
pojmujący życie i jego obowiązki poważnie nie powinien nigdy lokować uczuć
swoich u kobiet, których (…) zawód nie daje rękojmi, że będą dobremi żonami i
matkami – nie wiem, jak rozumiano to na początku
XX wieku, ale obecnie za dobre matki uchodziłyby chyba tylko przedszkolanki.
Nawet pielęgniarki by się nie nadawały, bo one niekiedy pracują na nocnych
dyżurach a kto to widział zostawiać mężczyznę z dzieckiem na całą noc bez
należytej służby?
Otóż od kobiety, względem której żywimy poważne, stałe zamiary,
powinniśmy przede wszystkim żądać bezwzględnie czystej przeszłości –
jeżeli macie na sumieniu jakiś mandat za niewłaściwe parkowanie to niestety,
ale do końca życia pozostaniecie starymi pannami. Co wam poradzę, nie trzeba
było siadać za kółko.
Niech
twoja żona czyta – lecz niech sama, broń Boże, nie pisze! Niech lubi i zna się
na muzyce i teatrze – lecz poza amatorskiem domowem graniem na fortepianie
niech nie marzy o laurach wirtuozerstwa – czyli niech
będzie mądra i zdolna, ale niech nie pokazuje tego przed światem, bo Ty,
mężczyzno, mógłbyś wyjść na mniej uzdolnionego i męskiego!
Należy
z całym taktem i delikatnością właściwą dobrze wychowanemu człowiekowi wyciągnąć
od jej znajomych wszystko co tylko się ta. A więc przede wszystkim co do jej
stosunków rodzinnych i majątkowych – kto to widział pytać o
te sprawy samą zainteresowaną? A gdzież tam, należy najpierw z nią poprzebywać,
a później zrobić rundkę wśród krewnych i znajomych, żeby dowiedzieć się, czy
poziom majątkowy jest odpowiedni, czy zawód wykonuje taki, jaki wykonywać może
jako przyszła żona i matka a dopiero później należy podjąć decyzję co do
przyszłości znajomości.
Wstępując
ze sprawunkami do sklepów, może [kawaler] rachunki chwilowo za nią regulować.
Za powrotem do domu powinna jednak panna natychmiast wyłożone przez
narzeczonego pieniądze mu zwrócić, ten zaś powinien bez żadnych zastrzeżeń i
wstawań zwrot przyjąć – i to pewnie dlatego istnieją
singielki – bo oczekują, że facet ma gest i na pierwszej randce za nie zapłaci.
A potem dziwią się, że on po trzech dniach nie dzwoni! Może on na przelew od
was czeka, bo w końcu hamburger i frytki w McDonaldzie to jednak jest te 10
złotych, a pieniądze na drzewach nie rosną.
Zerwanie
zdaniem naszem najlepiej listownie przeprowadzić. Unika się przez to przykrych
wyrzutów, przykrzejszych jeszcze wyjaśnień, a nierzadko scen –
ha a my się burzymy, jak facet z nami zrywa przez sms-a. Wiadomo, że to z
troski, bo taka wiadomość dojdzie szybciej niż list, więc możemy od razu się
pogodzić ze smutną prawdą a nie żyć w nierealnym poczuciu, że może on ogląda od
nowa cały serial „Gry o tron” i dlatego nie ma dla nas czasu.
Zerwanie
ostatecznie zwalnia zupełnie z obowiązku kłaniania się na ulicy, ukłon nawet w
tym przypadku byłby wyrazem drwin czy lekceważenia – na każdy sposób
niewłaściwym i obrażającymi – a ja myślałam, że mój były
to gbur i dlatego ani mnie, ani moich koleżanek ani mamy na mieście nie
poznaje! A tu się okazało, że on jest świadomy, że kłanianie się jest czymś
niewłaściwym i odrażającym a ja żyłam w niewiedzy. Ale teraz już wiem.
Mam nadzieję, że dzięki temu będzie łatwiej wam znaleźć tą idealną drugą połówkę. W końcu trzeba komuś oddać część pieniędzy na walentynkową kolację, prawda?
Niesamowita jesteś , ale widzę ,że odczucia mamy podobne co do Grey'a.
OdpowiedzUsuń"Świetne" te rady , nawet dzisiaj dałoby się zastosować :-)))
Swoją drogą jak te czasy się zmieniły ...
Ciekawe czy nasze wnuki będą śmiały się z naszych współczesnych sposobów na podryw :D
UsuńRady jak zwykle zaskakujące. Ciekawe czy sto lat temu rzeczywiście się do nich stosowano :) Co do walentynek, mam wrażenie, że teraz jakiś mniejszy szał na nie jest niż jeszcze kilka lat temu. A może po prostu w czasach szkolnych 14 lutego był jakiś tam przeżyciem, a w dorosłym życiu ta data nie ma znaczenia :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że co niektórzy z nich korzystali :) niby to tylko 100 lat a wtedy świat wyglądał całkowicie inaczej :)
UsuńTeraz juz wszystko jasne, tez zylam.w niewiedzy.
OdpowiedzUsuńA moj byly mowi mi czesc. Teraz to dopiero czuje sie lekcewazona!
A to padalec jeden!
UsuńI teraz już wiem wszystko, dzięki. Ileż to ja błędów popełniłam! :)
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
Ależ niech nie zapomina o tej przewadze fizycznej! Ktoś siaty z zakupami nosić musi xD
OdpowiedzUsuńNie mam nic do walentynek, ale przyznaję, że całkiem ładnie się w tym roku zbiegły ze Środa Popielcową :D
Od rana na Internetach krąży "dowcip" o tym, czy należy dzisiaj obchodzić Walentynki czy Środę Popielcową. Jeżeli posiada się żonę to Środę Popielcową, jeżeli nie - można Walentynki.
UsuńNa pryszcze polecam maść cynkową, dostępna w aptece, nie droga.
OdpowiedzUsuńNie lubię walentynek i nigdy nie miał na to wpływu fakt, czy jestem w związku, czy nie. Obecnie żyję w udanym małżeństwie i na całe szczęście, mąż też nie przepada za walentynkami.
Jest to święto zgoła niepotrzebne, bo dbać o swoje drugie połowy, powinno się zawsze. I znów w grę wchodzi to "wypada", bo w ten dzień mężczyźni czują się zobligowani coś kupić dla swych dam, a to trochę naciągane i sztuczne moim zdaniem...
Mnie sto razy bardziej smakują czekoladki bez okazji - jeśli wiesz co mam na myśli ;) A sądzę, że wiesz.
1. Świetny komentarz do tego cytatu ;) Moje randki, jak sobie przypomnę, wiele razy zdarzało się, że byłam silniejsza od mężczyzny. Nigdy mi nie zależało żeby był wysportowany, czy coś, a z kolei ja jestem. Natomiast to, co mnie w mężczyznach pociąga, to inteligencja i ciekawy styl życia. Tylko tym może mi facet zaimponować. Nie szkodzi, jeżeli czasami poczuje się głupia, jeżeli facet przejawia iloraz wyższy od mojego, niemniej, gdybym odczuwała to cały czas, a on by to wykorzystywał, zgniotłabym go jak muchę, jak Boga kocham... O__O
3. Kiedyś szalenie ważne było to, co ludzie powiedzą. Tak więc flirciary miały gorzej, bo je widywano z panami i wtedy powątpiewano w ich czystość.
Natomiast dzisiaj postrzeganie ludzi troszkę się zmienia, patrzymy na osobę przez pryzmat teraźniejszości, przeszłość przestała być kluczem do określenia charakteru. Jak to się mówi - każdy kiedyś popełniał błędy.
Ale czy... gdyby Twój facet odsiadywał kiedyś karę w więzieniu za morderstwo, nie miałoby to teraz znaczenia?
4. Bo kiedyś żelazną zasadą męstwa było to, iż kobieta czuła z jego powodu dumę - nigdy na odwrót. Kobieta i sława przeczyły sobie, to mężczyzna powinien dbać o sukcesy, głównie być może dlatego, że bano się o nerwy panien. Czytałam gdzieś, że niegdyś uważano kobiety za szczególnie słabe nerwowo i emocjonalnie. Delikatne duchowo.
Dziś na szczęście przypomniano sobie, że od czasów starożytnych kobiety wiodły prym, a mężczyźni ich słuchali. Chyba zaczęło się od Hatshepsut, jeśli dobrze pamiętam.
Czasami kobieta przejawiała talent pisarski i wydawała powieść, jeśli miała mądrego męża, ale pod jego imieniem i nazwiskiem (ewentualnie innym, męskim pseudonimem), by skandalu z tego nie było.
5. Wywiad środowiskowy jest praktykowany do dzisiaj. Mnie teściowa przepytała z tych spraw. I nie wiem jak to obliczyła, że pozwoliła synowi mnie poślubić, bo posag mam żałośnie marny :P
Uznałam, że jeśli chcę wejść do rodziny, muszę być szczera. A majątek to nic osobistego, co by nakreślało mój rys charakterologiczny, więc w sumie to był słaby wywiad, bo przecież mój budżet (do niedawna wspólny z rodzicami), TO NIE JA.
6. Przez długie lata byłam singielką i zawsze CHCIAŁAM za siebie płacić. 90% mężczyzn mi na to nie pozwalało, pomimo, że 60% takowych spotkań, to wcale nie były randki.
7. SMS czy list, to zawsze jakaś forma powiadomienia, jeżeli spotkanie akurat jest niemożliwe. Niemniej, uważam to za chamstwo, że jednak facet mógłby się pofatygować na tę chwilę, skoro przez pewien czas był częścią jej życia i szczęściem niepojętym.
Jak zwykle dobrze się u Ciebie bawiłam :) Lubie Twoje artykuły!
A to trzeba było mi powiedzieć kilka lat temu, jak miałam z tym większy problem :)
Usuń1. Oh, nienawidzę facetów, którzy chcą ze wszelką cenę pokazać, że oni są mądrzy a ich partnerki nadają się tylko do rodzenia dzieci i siedzenia w domu... a niestety takie egzemplarze znam.
3. Morderstwo raczej rzuciłoby cień na nasze przyszły związek, ale to przykład już bardzo abstrakcyjny :) chociaż na studiach miałam znajomą (prawo!, warto zaznaczyć), która chciała zdobyć wykształcenie, żeby swojego chłopaka wyciągnąć z więzienia. A siedział za pobicie chyba.
4. Nie wyobrażam sobie wydać książki pod nazwiskiem kogoś innego - chociażby i własnego męża. Pod tym względem jestem chyba egoistką.
5. W sumie to pewnie i ja byłam dobrze sprawdzona, tylko nigdy się o tym nie dowiedziałam. Uświadomiłaś mnie!
7. List jeszcze bym zniosła, bo przynajmniej by się zmęczył pisząc go odręcznie. Ale SMS to już olewka totalna.
1. Też znam takie egzemplarze. Niech sobie żyją, ale beze mnie ;)
Usuń2. Pobicie i morderstwo - wszystko zależy od motywu. Nie jestem od rozgrzeszania, ale znam takie historie, które choć mrożą krew w żyłach, są do usprawiedliwienia. Przynajmniej tak mnie się wydaje. To ciężki temat i nie wykluczałam nigdy "kryminalistów" w swoim życiu, tylko dlatego, że ciążył na nich wyrok. No.... tak... może mordercy nigdy nie znałam, ale... cóż, przyszłość niejedno ma imię. Każdy z nas może stać się mordercą, np. przekraczając granice samoobrony koniecznej.
4. Niektórzy po dziś dzień wydają książki anonimowo, po to, by chronić swoją prywatność i nie bać się wyjść po bułki w razie ewentualnego sukcesu powieści.
Jak zwykle fajny post☺
OdpowiedzUsuńJa o ile lubię Pięćdziesiąt Twarzy Greya o tyle nie lubię Walentynek 😉☺
A co do tych pierwszych randek które sa najważniejsze-zauwazylam że na początku zwiazku ludzie są niemal idealnie.😁
Pozdrawiam
Lili
Po 5-tej randce ludzie już przestają być idealni :D
UsuńDokładnie 😉😁
Usuńhahahaha xD O rany jakież to mądre i odkrywcze :D
OdpowiedzUsuńTeraz już zupełnie widzimy obraz miłości... Dziękujemy za oświecenie :P
Zawsze chętnie was oświecę w tych kwestiach :D
UsuńO mój boże, a autor tych bzdur miał żonę? Bo jeśli nie jest to antyporadnik, to zbiór pogardliwych bzdur na pewno.
OdpowiedzUsuńZ Walentynkami jest problem podobny jak z Halloween, moim zdaniem, jeśli kogoś to bawi, nie widzę przeciwwskazań, obowiązku na szczęście nie ma.
Grey'a nie czytałam i oglądać nie zamierzam:-)
A nie wiem czy miał żonę, muszę to sprawdzić :D
UsuńCool post, dear!
OdpowiedzUsuńI will be happy with the friendship of blogs ♥ I subscribed to you on Google
Julia Shkvo
Niedługo zrobią z tego dzieła sagę jak ,,Gwiezdne wojny". Będzie prequel sequela prequela czy podobnie doniosłe odsłony. :) Aż do któregoś tam pokolenia wstecz głównych bohaterów.
OdpowiedzUsuńJa ten komentarz musiałem ogarnąć na studia i do egzaminu, a i na niektóre zajęcia będzie niezbędna wiedza z tej książki. Więc chcąc nie chcąc musiałem się zaprzyjaźnić z nim.
Pozdrawiam!
U Ciebie zawsze znajdę coś śmiesznego. Ja nie obchodzę Walentynek. Jakoś mnie ten dzień nie inspiruje.
OdpowiedzUsuńI ja również :) dlatego walentynkowy hejt u mnie dzisiaj :)
Usuńo matko... ja Grey'a ani jednej części nie oglądałam, ani jednej książki nie przeczytałam.. podziękował :D
OdpowiedzUsuńA Walentynek jakoś nie lubię.. ale to samo mam z Sylwestrem :)
Ja obejrzałam część pierwszą i ją skrytykowałam na blogu :D tyle było mojej radości :)
UsuńNie rozumiem fenomenu Greya zarówno filmowego jak i książkowego.
OdpowiedzUsuńI ja również :)
UsuńOstatni punkt jest tak prawdziwy, że aż niemożliwy! Wiem z doświadczenia ;)
OdpowiedzUsuńJa również! :)
UsuńWymiękłam już na pierwszym punkcie, ale fakt faktem - granicę trzeba stawiać od początku i swoje miejsce znać :D
OdpowiedzUsuńMuszę obejrzeć zwiastun Greya seoja droga :D
Nie wiem czy ten zwiastun źle nie wpłynie na Twoją psychikę :P na moją wpłynął :P
UsuńO matko! Ja mam mandat za całe 62 km/h przy ograniczeniu do 50. To ja już wiem dlaczego nadal jestem panną. O biedna ja ;)
OdpowiedzUsuńPolicjant chyba musiał mieć bardzo zły dzień :P
UsuńGreya nie znam, nie czytałam, nie oglądałam. Ale to samo mam z Harrym Potterem i Władcą Pierścieni (w przypadku tych dwóch ostatnich, bóg mi świadkiem, próbowałam obejrzeć chociaż raz). Nie mam więc, że tak powiem, stosunku.
OdpowiedzUsuńZ porad nigdy nie korzystałam. Prawda jest jedna ... jeśli spotyka się na swojej drodze samych kretynów, trzeba się przyjrzeć bliżej sobie. Może to kwestia tego, że podobieństwa się przyciągają ;p
Pottera lubię, Władcę obejrzałam i jest nawet, nawet :)
UsuńI dobrze, że nie skorzystasz, one wcale nie były stworzone ku temu :)
Rady ciekaww, stroszkę się usmiałam :D
OdpowiedzUsuńJeśli o Gry'a chodzi - o film cóż.. nam się podobała bardzo 3cia i ostatnia część. Pierwsza była taka sobie, drugą zepsuli na całej linii, ale 3cia. No cóż może będziemy w tej dziedzinie wyjątkami ;) tzn. mąż i ja.
Oj, my Grey'a nie cierpimy i to się chyba nie zmieni :D
UsuńAgatko, cóż ja bym bez Ciebie zrobiła. Zawsze uczysz mnie czegoś nowego. Dzięki za lekcję życia.:)
OdpowiedzUsuńMuszę pomyśleć nad napisaniem poradnika :D
UsuńZawsze poprawiasz mi humor ;)
OdpowiedzUsuńJa hejtuję walentynki tylko w tym roku ;p
dla mnie Greay to słitaśny porzyg ;p
OdpowiedzUsuńUśmiałam się setnie:)))
OdpowiedzUsuńDo Walentynek zawsze miałam dość obojętny stosunek, ale Grey to już zupełnie coś innego:P Jeśli miałabym żałować obejrzenia jakiegoś filmu, to z pewnością byłby to właśnie ten. Jeden jedyny pozytyw z tego mimo wszystko wyniknął - jak mój M. chce mnie rozbawić, to łapie mnie za brodę i smyra po ustach w charakterystyczny sposób;)
Jeżeli chodzi o Walentynki, to jest święto zakochanych. Są też inne święta typu Dzień Ziemi, Dzień Babci itp. Jeżeli ktoś nie chce obchodzić jakiś świąt, to nie musi :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Patryk
Jesteś świetna ;)
OdpowiedzUsuńKolejny ciekawy post :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
A ja tam lubię Walentynki, zresztą jak każde inne święto, które zachęca do wyrażania uczuć.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Walentynki. Jeden z lepszych dni w roku. :)
OdpowiedzUsuń