Dobra, nie podkradłam postu, tylko
pomysł na niego. I żeby zadośćuczynić autorce to ją oznaczę otutaj! I zareklamuję jej bloga. A i w poście oddam coś od siebie,
żeby było trochę po mojemu.
Słucham niewiele
muzyki. Ostatnio razem z narzeczonym wracaliśmy z randki i
słuchaliśmy swoich ulubionych piosenek. Jako, że ja lubię nuty
bardziej folkowe a on metalowe, to repertuar był dość różnorodny.
Czytam dwie
książki naraz, co przez ostatni rok nie jest niczym nadzwyczajnym,
bo mam za mało czasu a za dużo książek do czytania. Teraz
zabrałam się za „orgazmokapilsę” i nie, to nie jest erotyk a
raczej książka w stylu Pratchetta, przynajmniej na pierwszy rzut
oczodołem. A i jestem w trakcie czytania najnowszej książki pani
Sowy (minus od początku za anglojęzyczne imiona).
Oglądam „Hell's
kitchen” i to razem z narzeczonym. Przy czym kibicujemy dwóm
różnym osobom a to powoduje, że oglądanie jest ciekawsze i
bardziej ekscytujące. A codziennie o 11.30 przypominam sobie stare
odcinki „Na dobre i na złe” - ah! Jak byłam dzieckiem to byłam
uzależniona od lekarzy z Leśnej Góry. Z perspektywy czasu nie są
już tak wspaniali, ale sentyment pozostał.
Pracuję dużo,
ciężko i dobrze mi z tym.
Zaczęłam chodzić
na siłownię z dniem 1 września. Ćwiczę dwa albo trzy razy w
tygodniu po dwie godziny i idzie mi coraz lepiej. Wczoraj rzutem na
taśmę zrobiłam 230 brzuszków, dlatego proszę mnie dzisiaj nie
rozśmieszać, bo może to grozić moim kalectwem.
A co
do efektów, to powoli zaczyna je być widać, szczególnie na udach,
więc – brawo ja!
Czuję się
szczęśliwa. Mam kogo kochać, mam szczerych przyjaciół, z którymi
mogę nie tylko konie kraść, ale i potem na nich jeździć, mam co
jeść, gdzie spać i do kogo się przytulić. Zaczęłam cieszyć
się małymi szczęściami i rację mieli ci wszyscy filozofowie,
którzy mówili, że to najlepszy sposób na udane życie.
A w
niedzielę kupiłam sobie scrabble, o których od zawsze marzyłam i
przy kasie się okazało, że akurat tego dnia jest promocja i
zapłaciłam 20 złotych mniej. Kolejne małe szczęście do wielu
małych szczęść.
Dzisiaj uratowałam
mysie życie. Moja kocica upolowała sobie żywą zdobycz i bestia
mała postanowiła się nią pobawić. Co mysz uciekała, to ona ją
zgarniała łapą. Zlitowałam się nad małym ogoniastym
stworzeniem, złapałam do pudełka i wypuściłam w pola, żeby
uciekła w siną dal. Bramy
nieba będą stały przede mną otworem!
Czekam na
ten dzień, w którym ubiorę suknię ślubną, stanę obok tej
idealnej osoby i obiecam mu wszystko to, co najważniejsze. I
żebym miała za sobą już ten okropny pierwszy taniec, który mnie
przeraża niemiłosiernie.
Denerwuję się ludźmi,
ich zachowaniem i egoizmem. Ogólnie mam tak, że przejmuję się
wszelakimi głupotami i potem nie mogą spać po nocach. Jak ktoś
mnie skrytykuje to nie macham na to ręką, ale przeżywam. Muszę
chyba wyhodować sobie grubszą skórę.
Chciałabym żeby
przyszła już ta zwykła, szara codzienność po ślubie, której
każdy się boi a my na nią czekamy z utęsknieniem. Żeby było tak
normalnie, tak razem. Żeby w zimie pić wieczorami ciepłe kakao a
latem zimne piwo. Żeby płacić razem rachunki, kupować w sklepie
zwykłe mleko 3,2% i negocjować kto tym razem wyprowadza psa na
spacer.
Żeby
nie musieć wychodzić z domu, żeby się spotkać, żeby czekać na
siebie z obiadem i żeby czytać obok siebie. I tak normalnie żeby
żyć, budować swój dom a wszelkie kryzysy i rozstania znać tylko
z „Trudnych spraw”.
Cieszą mnie wasze
komentarze, które nie raz podnoszą mnie na duchu. Wyznajecie mi
miłość (też was kocham!), chwalicie mnie, dopingujecie, żebym
napisała coś swojego. I mówicie coś bardzo ważnego, co daje mi
siłę - „dasz radę, umiesz pisać!”. Dzięki wam! Jak kiedyś
napiszę coś swojego, to uroczyście przysięgam – wymienię was
wszystkich w podziękowaniach!
Widzicie ten domek? Cieszcie się tym, co małe, a będziecie się unosić nad ziemią tak jak on.
Haha! Ja też zaczęłam chodzić na siłownię z dniem 1 września ;) A właściwie na siłownię powróciłam po kontuzji i leniuchowaniu!
OdpowiedzUsuńFajnie, że kręci Cię takie "zwykłe życie", super, że daje Ci dużo szczęścia. Przecież szczęście to nic innego jak zlepek tych naszych zwyczajnych dni. Też z chęcią bym podkradła post "Tu i teraz" - może nawet to niecnie uczynię? :D
Pozdrawiam!
To możemy porównywać efekty :D
UsuńWzruszyłam się, naprawdę. Bo tyle szczęścia w tym poście, zwłaszcza z małych rzeczy. A ja lubię takich ludzi i chciałabym być chociaż troszkę podobna. 😊
OdpowiedzUsuńPiona! :)
Na pewno jesteś bardziej podobna, niż Ci się zdaje! :*
UsuńNie powie pomysł na posta jest bardzo fajny :) Można sie dużo dowiedzieć o blogerce ;)
OdpowiedzUsuńWidzisz, jacy ludzie są kreatywni? :)
UsuńGrubsza skóra - też jej potrzebuje;) kurde, może i ja zaczęłam ćwiczyć? Też chcę jakieś efekty zobaczyć u siebie ;)
OdpowiedzUsuńZacznij! :) Polecam przysiady, naprawdę dużo pomagają :) i chyba najszybciej widać efekty :)
UsuńIle razy już zaczynałam... :D co roku na jesień od chyba czterech lat ;) przysiady są super, to fakt :) kurde a w następnym komentarzu ci się pochwalę ile robię dziennie przysiadów, a co :D
UsuńSuper, że zauważasz te małe szczęścia na co dzień :)
OdpowiedzUsuńNauczyłam się tego jakiś czas temu i ogólnie jestem od tamtej pory ... szczęśliwsza :)
Dobre podejście do życia :)
UsuńJa zaś nie jestem w stanie dużo ćwiczeń wykonywać z uwagi na to, że mam pręty i śruby w kręgosłupie i to powoduje lekkie ograniczenie i np. takich brzuszków już ja nie wykonam.
OdpowiedzUsuńOj :( współczuję ;(
UsuńGenialny pomysł na post! Ja nigdy nie umiem czytać kilku książek naraz, nieważne jak goniłby mnie czas. Po prostu mi się po pewnym czasie mieszają i z żadnej nic nie wiem. :P
OdpowiedzUsuńNiestety nie mój, nad czym ubolewam :(
UsuńA gdzie tak dużo i ciężko pracujesz?
OdpowiedzUsuńIle jeszcze pozostało dni do Waszego ślubu?
Wszyscy chodzą na siłownię... Też bym chciała, ale nie chcę sama:/
Jak będzie wszystko dopięte na ostatni guzik, to się wam pochwalę :)
UsuńA do ślubu jeszcze jakoś 280 dni zostało :)
Też nie chciałam sama, ale na szczęście mam z kim chodzić ;D
No to czekam z niecierpliwością:)
UsuńSzybko zleci:)
Szczęściara;)
Wszędzie teraz te posty, więc w końcu i ja będę musiała podkraść pomysł z nim i go zrobić. :D
OdpowiedzUsuńZnalazłaś już pracę Kochana? :)
Oo, na dobre i na złe też oglądałam za dzieciaka. :D teraz widziałam kilka tych nowych odcinków, ale bez Kuby i Zosi to już nie to samo :D
Na dwójce o 11.30 Zosia i Kuba jeszcze są :D
UsuńRaczej rozkręcam coś własnego :)
O tej godzinie to ja albo spię albo jestem w pracy :D
UsuńTo czekam, aż się pochwalisz. :D
A to chyba że tak :)
UsuńTaki mały przekrój przez teraźniejszość, przyjemnie się czytało :-) Właśnie uzmysłowiłam sobie, jak ja mało muzyki ostatnio słucham. Najczęściej zdarza mi się włączyć relaksacyjną, nie wim,czy to się ciągle liczy jako muzyka. Chyba powinno?...
OdpowiedzUsuńOczywiście, że się liczy! :)
UsuńBardzo fajny wpis :) Widzę, że mamy podobne spojrzenie na życie, bo mnie również cieszą chwile z bliskimi i nie potrzebuję do szczęścia nic ponad ukochanych ludzi i zdrowie. Niestety jestem pesymistką, więc zawsze gdzieś w głębi obawiam się tego, co w życiu złe i drżę, że to moje szczęście jest kruche, ale staram się takim myślom przeciwstawiać.
OdpowiedzUsuńBrawo za ćwiczenia! Brawo za uratowanie myszki. Dobrze, że moje kocisko nie wychodzi z domu, więc nie uraczy mnie takim "prezentem".
A to ja też mam takie myśli :) ale to chyba normalne?
Usuńteraz się zastanawiam czy mysza wróciła bezpiecznie do swojego domu :D
Chyba tak :) Co do myszki, zrobiłaś co mogłaś, teraz musi radzić sobie sama :)
UsuńBrawo Ty! I za myszkę i za siłownię :) 230 brzuszków??? O matko! Ja bym chyba w ogóle dziś nie wstała ;)
OdpowiedzUsuńHa a jutro kolejne wyjście na siłownię i kolejne brzuszki ^^
UsuńZ jednej strony Ci zazdroszczę, a z drugiej współczuję, że masz ślub przed sobą. Ja już prawie dwa miesiące po - ale ten czas zapierdziela.
OdpowiedzUsuńCzemu mi ślubu współczujesz? :D
UsuńTo zmotywuj i mnie do ćwiczeń, bo jakoś mi zapału brakuje. ;/ A ogólnie jestem wytrzymała, przez jakieś dwa, trzy miesiące robiłam po 100 brzuszków dziennie i biegałam i zamiast cierpieć na zakwasy, to byłam pełna energii, a teraz tyłka mi się nie chce ruszyć nawet do ćwiczeń. Jakiś zastój mnie złapał.
OdpowiedzUsuńA za dzieciaka też oglądałam "Na dobre i na złe", ale jakoś szybko przestałam, bo za bardzo ten serial zaczął się ciągnąć. ;/
A chcesz mieć piękną figurę? :) Jak chcesz to nic prostszego - po dwóch, trzech treningach ciało samo się domaga porcji ćwiczeń :) endorfiny robią swoje :)
UsuńJa słucham muzyki chyba non stop,na noc radia też nie wyłączam,dobrze,że cicho,to nikt nie wie,że nie oszczędzam prądu;) A czytam dwie książki jednocześnie bardzo regularnie,w zasadzie cały czas,jedna mnie chyba by znudziła:)https://sweetcruel.wordpress.com/
OdpowiedzUsuńPotrzebujesz różnorodności czytelniczych :D
UsuńSuper pomysł na post i taki bardzo optymistyczny, z uśmiechem na ustach czyta się jak piszesz o tym, że już nie możesz doczekać się tej małżeńskiej rutyny, chociaż nie, nie małżeńskiej - rodzinnej to brzmi zdecydowanie lepiej! :D
OdpowiedzUsuńDokładnie :D ale zanim będzie rodzina to trochę czasu minie ;P
UsuńJa byłam nastolatką, gdy oglądałam początkowe odcinki Na dobre i na złe - już od dawna nie wiem co się tam dzieje. Mąż mojej siostry też panicznie bał się pierwszego tańca :) Ciekawy wpis - trochę mnie rozbawił :)
OdpowiedzUsuńTo też miał na celu :)
UsuńBardzo fajny post, taki pozytywny :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie się z Tobą zgadzam, że małe szczęścia są przepisem na udane życie, moja droga :) Poza tym - wow, 230 brzuszków robi wrażenie, brawo :D
OdpowiedzUsuńhttp://crafty-zone.blogspot.com
A dzięki, dzięki :)
UsuńJa mam w planach siłownię od 1 października xD Pożyjemy zobaczymy :P Akapit "chciałabym" - awwww jakie to romantyczne :) Fajnie tak jest pewnie :)
OdpowiedzUsuńO, mogę Cię motywować :P
Usuń230 brzuszków, pogięło Cię? Rzygałbym dalej niż widział... ;D
OdpowiedzUsuńHaha, a mnie nawet nie mdliło! :D
UsuńTakie posty uwielbiam! 230 brzuszków to już dla mnie rollercoaster xD Jestem pewna, że będziesz miło wspominać pierwszy taniec!
OdpowiedzUsuńTe słowa na koniec i ten domek! Aż zrobiło mi się ciepło na serduchu :) Masz dar do pisania, w tym miejscu widać Twój talent! Ściskam mocno! ;)
Raczej z zażenowaniem będę wspominać pierwszy taniec :D
Usuńmetal i folk - ciekawe połączenie:))
OdpowiedzUsuńTakie cudowne jak i my :D
Usuńfajny pomysł na posta, chyba też go podkradnę :D
OdpowiedzUsuńteż chciałabym już mieć pierwszy taniec za sobą, który i mnie niemiłosiernie przeraża :P
Podkradaj :P
UsuńHa, Ty szybciej będziesz miała to za sobą :D
ja hell's kitchen kiedyś oglądałam teraz jakoś nie mam nań czasu:)
OdpowiedzUsuńA szkoda, bo edycja jest dobra :D
UsuńPięknie napisane. Też powinnam zacząć ćwiczyć. Może mnie zmobilizujesz :)
OdpowiedzUsuńBędę się starać :)
UsuńMy z kolei wolimy Masterchefa i mojego faceta zawsze bawi jak się wściekam, komentuję i rzucam przed telewizorem xD Co do gustów muzycznych... u nas leci wszystko, od obciachowych piosenek po ciężkie brzmienia. Też jest ciekawie haha
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty zaczęłam siłownię z 1 wrzesnia, ale efektów brak - ciągle coś wypadało, a mam sobie za złe, że za mało się staram.
_______
Dlaczego Twoja odpowiedź miałaby mnie nie zadowolić? Czekałam na kogoś, kto w końcu napisze, że chciałby mieszkać w Polsce, na wsi! Na kilkanaście osób, tylko dwie wspomniały o naszym kraju, łącznie z Tobą :) Cieszę się!
A my niedzielne wieczory rzadko spędzamy razem, więc nie ma jak oglądać :(
UsuńStaraj się ile możesz - to lepsze niż nic!
Jak ja lubię kiedy tak piszesz! Brakuje pozytywnych osób na tym świecie...Także cieszę się, że jesteś takim miłym promyczkiem na dzień ;)
OdpowiedzUsuńStephen King bodajże powiedział, że każdy może pisać. Bo piszesz dla siebie. Nie dla innych. To ma być frajda dla Ciebie. Więc pisz ;) Chętnie przeczytam jakieś Twoje dzieło :)
Oooo, jestem Twoim słoneczkiem :D
UsuńPiszę dla siebie, ale inna sprawa, czy ktoś zechce to wydać :)
Bardzo pozytywny post. Nawet te mniej pozytywne rzeczy wydają się Ciebie cieszyć. ;)
OdpowiedzUsuńTaki okres w życiu :D
UsuńA to nie rozumiem Twoich znajomych :)
OdpowiedzUsuńOd razu widać, że masz bardzo dobry czas, oby jak najdłużej ;>
OdpowiedzUsuńOdpukajmy, żeby nie zapeszyć :)
UsuńFajny post :)
OdpowiedzUsuńAż się uśmiechnęłam, taki pozytywny.
Życzę w takim razie szczęścia, niech trwa :)
Pozdrawiam
Mega pozytywny! Coś pięknego... :)
OdpowiedzUsuńTo zapraszam częściej :)
UsuńJa zaczęłam ćwiczyć w domu, na chodzenie na siłownię nie mam po prostu siły :(, wpis super pozytywny i ciekawy :-)))))))
OdpowiedzUsuńJa w domu nie mogę się przekonać :)
UsuńLubię tego typu posty - mogę się czegoś dowiedzieć o danej osobie a Ty chyba dobrze się czujesz w tego typu zabawach ;)
OdpowiedzUsuńMoże będę je powtarzać co jakiś czas, żebyście wiedzieli co u mnie :)
UsuńCiekawy post ty złodziejko :D Taki luźny i przyjemnie się go czytało :)
OdpowiedzUsuńOdwiedzaj mnie w więzieniu :)
UsuńTakie przemyślenia pozwalają też porządkować życie :)
OdpowiedzUsuńA racja :)
UsuńJa czytam z 15 - 20 na raz zależy do humoru, nastroju, czasu... :)
OdpowiedzUsuńO matko, zagięłaś mnie totalnie :)
UsuńHell's kitchen też uwielbiamy! :D
OdpowiedzUsuńKomu kibicujecie? :D
Usuńjak pozytywnie u Ciebie :) gratuluję ocalenia mysiego życia! a "Trudne sprawy" będą się trzymały z daleka, to pewne ;) trzymaj się! :*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mysza jest szczęśliwa :)
UsuńPomysł na post jest bardzo fajny i szkoda, że jego autorka nie stworzyła z niego blogowego tagu.
OdpowiedzUsuńWidzę, że z Twoim narzeczonym nadaję na tych samych radiowych falach, bo gust muzyczny pewnie bardzo mamy do siebie zbliżony. Mam nadzieję, że właśnie po ślubie Twoja codzienność będzie pełna barw! :)
Na siłownię planuję zapisać się od 1 października (no, ewntualnie od trzeciego, bo odchudzanie nie idzie w parze z dużymi ilościami alkoholu, a ten na pewno zostanie przelany po kilkumiesięcznej rozłące z koleżankami z akademika :D)
Trzymaj się!
Nie chwalilas sie ze masz prace ;) gdzie pracujesz? ;)
OdpowiedzUsuńPs. Teraz wiem o co chodzilo z reklama moja ;)
Ta szara codzienność przyjdzie szybciej, niż się spodziewasz :) chodzisz na siłownię - brawo Ty :)
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł na post, ja cały czas słucham LP "Lost on you" i niestety dziś skończyłam oglądać "Grę o tron" ;(
OdpowiedzUsuńI czujesz teraz wielką, serialową pustkę? :)
UsuńSkype szybko nie minie, bo na jutro zostało spotkanie przesunięte. Ale dam radę, potrwa wszystko może z 1,5 godziny tylko.
OdpowiedzUsuńI znów coś o Tobie można wyczytać i dowiedzieć się ciekawego. :)
Pozdrawiam!
Półtorej godzinny to nie tak dużo :) Powodzenia!
UsuńKakao jest dobre na wszystko :) zawsze i wszędzie :D ej a nie miałaś zakwasów? :D
OdpowiedzUsuńCo ta Anelise zrobiła, ukradła post ode mnie, ja od kogoś i lawina ruszyła :p
Ha, a ode mnie też ktoś chyba podkradł :D I teraz będzie wielkie bum!
UsuńTeż zawsze czytam dwie książki na raz ;)
OdpowiedzUsuńWyhodować trochę grubszą skórę się da, coś o tym wiem ;)
OdpowiedzUsuńOj Agata... tak świetnie piszesz, że ciężko się oderwać :) ale widzę w tej notce dużo z siebie :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post;)
OdpowiedzUsuńObserwuję, pozdrawiam i zapraszam do siebie.
Jak ja lubię czytać co napiszesz. I chociaż jak zaglądam to z wieeelkiem opóźnieniem to uwierz mi nadrabiam zaległości. I czytam i czytam i jest tak fajnie, tak tu swojsko:) Bardzo spodobał mi się podpunkt, że czekasz na waszą szarą wspólną codzienność - prawdę mówiąc to bardziej mnie wzruszył. Zazdroszczę tego czekania, może i ja kiedyś będę miała z kim czekać..:) A wspólne płacenie rachunków łaczy xD
OdpowiedzUsuńMoja siostra jak wiele lat temu uratowała myszy życie (jak Ty przed kotem) to ta ją z wdzięczności użarła w palec.
OdpowiedzUsuńA zwykła, szara rzeczywistość przyjdzie szybciej niż Ci się wydaje, jeszcze zatęsknisz za obecnym stanem ;)
Nie bój się pierwszego tańca, nie ma czego:-)
OdpowiedzUsuńTeż się denerwuję błahostkami i nie sypiam po nocach. Ale mam postanowienie poprawy ;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie posty. Zapoznawszy się z treścią stwierdzam, że mamy sporo wspólnego:)
OdpowiedzUsuńJa też bym uratowała mysz. Oglądając Nat Geo Wild zawsze kibicuję słabszym;>
Każdy etap w życiu na swoje zalety. Mi niekiedy brakuje 'beztroski' i luzu z okresu sprzed dzieci, ale nie zamieniłabym swojego obecnego życia na inne.
Moje koty też lubią się w ten sposób bawić myszami. Ja je też im zabieram.
OdpowiedzUsuńGrubsza skóra przyda się nie tylko Tobie :)
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA. Zapraszam do udziału :)
http://www.zielonamalpa.pl/2016/09/liebster-blog-award.html
Bardzo lubię Twoje wpisy ;)
OdpowiedzUsuńCudowny post! Zazdroszczę tej siłowni, mam nadzieję, że za kilka lat i ja zacznę na nią uczęszczać :D
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o uratowanie mysiego życia, przed pożarciem, to ja też miałam okazję uratować kilka ptasich żyć przed moim kocurem :D
pospolitaola.blogspot.com
Świetny post, super, że uratowałaś myszce życie:P Nam z Mężem się ostatnio nie udało uratować kreta - w naszym piesku niestety włączył się instynkt na spacerze:(
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na notkę i przez co możemy się więcej o Tobie dowiedzieć :D Ja ostatnio uratowałam jeżyka, bo szedł środkiem ulicy i akurat auto wjeżdżało, to zaczęłam machać rękami, żeby się zatrzymał i poczekałam aż jeżyk bedzie w bezpiecznym miejscu :D
OdpowiedzUsuńKiedy Was najważniejszy dzień? :D
Dobry z Ciebie człek! :)
Usuń1 lipca 2017 :)
Świetny pomysł na post, fajnie że zaczęłaś chodzić na siłkę. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa forma tego postu! :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, mikrouszkodzenia.blogspot.com
Bardzo fajny post, taki intymny - miło Cię poznać od tej strony. No i oczywiście, że umiesz pisać! Nawet przez chwilę w to nie wątp, inaczej nie byłoby nas tutaj. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post, z resztą jak wszystkie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać na Twoim blogu posty inne niż recenzje. Są naprawdę bardzo dobre :)
Pozdrawiam serdecznie!
napolceiwsercu.blogspot.com
Bardzo ciekawe to "tu i teraz", może też sobie podkradnę ;) A Hell's kitchen też oglądam bo bawi mnie "Tak, chef"...
OdpowiedzUsuńTeż napiszę taki post, a co! Nie potrafię pisać, ale lubię czytać jak ty piszesz. Jestem twoja wielką fanką i wierzę, że napiszesz coś swojego. I wesz- żyj swoim życiem, bo szczęście od ciebie dziewczyno bije! Podziwiam, że ćwiczysz, bo ja nie lubię się pocić :) Czekam na dedykację w książce dla EM :):)
OdpowiedzUsuńWstąpiłam za podpowiedzią Zielonej Małpy i nie żałuję ;-)
OdpowiedzUsuńswietny tekst czytalo sei oblednie. pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńPiękna puenta. I kotem mnie zaciekawił. Nigdy nie widziałam takiej zabawy z myszką ;)
OdpowiedzUsuńI taki post czyta się bardzo dobrze. Ja też oglądam Masterchefa, ale na internecie, ponieważ telewizora unikam. I zgadzam się, że warto cieszyć się z każdej małej rzeczy, z każdej sekundy.
OdpowiedzUsuńTen post jest genialny... 😁 Nie obrazisz się, jeśli i ja go kiedyś podkradne. W ogóle podziwiam z siłownia. Hells Kitchen zawsze bawi ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.