Często niestety mam tak, że książki,
które zachwycają większość czytelników mnie okropnie irytują i
odrzucają z mocą bomby atomowej. Tak było przy „Pięćdziesięciu
twarzach Grey'a” i tak jest przy – ponoć – bestsellerowej
sadze Victorii Scott o Telli, która bierze udział w piekielnym
wyścigu.
Jeśli nie chcecie czytać niepochlebnej opinii o tej książce bo ją lubicie, albo chcecie przeczytać to lepiej uciekajcie gdzie pieprz rośnie. Bo niestety nie będzie miło i słodko.
Na pierwszą część miałam okazję
ponarzekać kilka miesięcy temu a teraz przyszedł czas na tom drugi
zatytułowany „Kamień i sól”. Główna bohaterka, nastoletnia
Tella to zwykła amerykanka, która miała to nieszczęście, że jej
brat zapadł nagle na nieznaną nikomu chorobę. Ich rodzice zamiast
szukać pomocy u lekarzy rodem z „Grey's anatomy” i „Ostrego
Dyżuru” przeprowadzili się na głęboką wieś, oddaloną od
cywilizacji kilkanaście kilometrów. Natura miała pomóc chłopcu
odzyskać zdrowie, chociaż on i tak całe dni spędzał w łóżku.
Ale w sumie to Ameryka i absurdy są tam na porządku dziennym.
Pewien czas później Tella otrzymuje
tajemniczą wiadomość i po kilku przygodach i po ani jednej chwili
zastanowienia ląduje na arenie Piekielnego Wyścigu – czegoś na
kształt Igrzysk Śmierci, które nie trzymają się kupy i
rzeczywistości.
Organizatorzy wyścigu, aby pozyskać
uczestników, specjalnie pozarażali ich bliskich, aby dać im
motywację do udziału w ich głupiej grze. I to nawet byłby ciekawy
zabieg literacki, gdyby nie to, że otaczająca ich codzienność
jest taka, jak nasza – a wątpię czy w rzeczywistości nikt nie
zgłosiłby zaginięcia setki osób i nie wpadłby na trop
dziwacznego wyścigu, który odbywa się na pustyni, w dżungli, na
oceanie i w górach. Przecież mamy satelity! Nie tak łatwo jest
przegapić grupę osób na pustyni!
Poza tym muszę wspomnieć o Pandorach
– są to pomocnicy wszystkich bohaterów; ich zadaniem jest dbanie
o swojego pana i poprowadzenie go do wygranej, którą jest lekarstwo
dla bliskiej im osoby. Wszystko pięknie, tyle tylko, że Pandory
klują się z jajek i nie jest to wcale ptactwo. Autorka albo nie
uważała na lekcjach biologi, albo ma je w głębokim poważaniu,
ponieważ z jaj wykluwały się lwy, lisy i inne ssące. Aż dziw, że
sami uczestnicy nie wykluli się z jaj, chociaż kto wie co czeka nas
w części kolejnej?
Organizatorzy wyścigu zachowują się
jak schizofrenicy – najpierw są mili niczym miesięczne kociaki a
po chwili starają się zabić uczestników na każdy możliwy
sposób. Kiedy Tella i inni przyzwyczaili się już do swoich
zwierzątek wyklutych z jaj, postanowiono zorganizować zawody,
podczas których owe milusie maluchy będą się zabijały; to chyba
jedyny fragment tej książki, który czytało mi się w miarę
dobrze i nie musiałam się do czytania przymuszać- był na tyle
realistyczny, że zaczęłam się zastanawiać czy autorka nie brała
kiedyś udziału w walkach psów czy kogutów.
Ah, wątek miłosny! Tella i jeden z
uczestników – Guy – czują do siebie tak zwaną miętę. I
wszystko jest pięknie, słodko i różowo, miłość kwitnie pośród
śmierci i krwi, do momentu gdy chłopak martwiąc się o dziewczynę radzi jej większą ostrożność i przypomina jej, że kilka razy pomógł jej ujść z życiem. Od tej
pory duma Telli przerasta szczyt Mount Everest i dziewczę jest
oburzone przez pół książki, że Guy ośmielił się tak ją
znieważyć – ja się pytam: w którym momencie ją znieważył?
Nie zrozumiem chyba nigdy tej bohaterki...
Poza tym, jej przyjaciele i wrogowie
padają jak muchy a o czym myśli nasza kochana Tella? Nie o tym jak
radzi sobie jej rodzina, nie o tym jaki ten świat jest brutalny i
nie o tym, że chciałaby od tego wszystkiego uciec i popłakać w
spokoju w kącie. Nie! Ona myśli o … truskawkowym shake'u!
I proszę wytłumaczcie mi to zdanie,
bo ja głowiłam się nad nim kilka chwil i nadal nie wiem jak
inaczej można być niepokojącym:
„Guy Chambers jest tak niepokojący
jak to tylko możliwe, ale nie w taki sposób, że zastanawiasz się,
czy zabije cię we śnie.”
W jednej z recenzji przeczytałam, że
„zakończenie zniszczyło mnie emocjonalnie.” Cóż, mnie
emocjonalnie wykończyła cała książka i już przy czternastej
stronie narzekałam, że przede mną tyle męczarni. Tak osłabiło
mi to organizm, że teraz leże w łóżku z jakimś choróbskiem i
ciężko jest mi podnieść głowę, bo wtedy czuję jak mózg
napiera mi na czaszkę... zaraz, zaraz a może to tajemniczy
organizatorzy mnie czymś zarazili i teraz ktoś, kto mnie kocha
dostanie jajko z ssakiem w środku i zostanie przetransportowany do
dżungli, gdzie będzie musiał bawić się w Jamesa Bonda?
Możecie mnie krytykować za tą
krytykę i zademonstrować mi buntowniczego focha, ale ta książka
mnie przeraża; na pozór lekki styl autorki przypomina mi
wypracowanie gimnazjalistki na temat: „opisz abstrakcję, która
kompletnie nie ma sensu.” Ale cóż... to jest w blogosferze takie
cudowne, że mogę powiedzieć, że nie cierpię tej serii a wy mnie
na stosie nie spalicie, najwyżej na stosie internetowym.
Idę chorować dalej a wy przemyślcie,
czy na pewno chcecie poznać się z tą książką. Osobiście nie
polecam. Na swoim przykładzie wiem, że "Kamień i sól" wywołuje choroby.
Czytałam ,,Ogień i woda", niestety nie odczułam tej rewelacji, co inni uczestnicy. Gdy skończyłam ją czytać, wiedziałam, że ,,Kamień i sól" nigdy nie zagości w mojej biblioteczce. Widzę, że ta część jest jeszcze koszmarniejsza, niż pierwsza. Miałam nadzieję, że to będzie dwutom, ale widzę, że jeszcze planowany jest ciąg dalszy. Na pewno bym się nie zmuszała do czytania tej lektury :) Zdrowiej!
OdpowiedzUsuńTeż nie chciałam tej książki - sama przyszła pocztą, widać została wysłana "odgórnie".
UsuńBoję się, że tych części będzie jeszcze trochę...
Haha, trochę śmiechłam na tej recenzji :D Tak pięknie zjechałaś tę książkę. Ja jeszcze nie miałam z nią przyjemności (a może nieprzyjemności?), ale mam ochotę zobaczyć o co z nią chodzi. Trochę mnie odstraszyłaś, ale dzięki temu będę przygotowana, że nie mogę spodziewać się czegoś dobrego :P
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że wywołała śmiech - we mnie tylko irytację :)
UsuńNie moja bajka :P jakoś mnie nie przekonuje fabuła, więc nie dziwi mnie Twoja recenzja :P
OdpowiedzUsuńUf a się bałam stosu :)
Usuń...czyli masz dobry gust :D Nie popłuczynki, które często ludzie tłumnie kupują i czytają :*
OdpowiedzUsuńO, pocieszyłaś mnie niezmiernie! :*
Usuńhahaha nooo umiesz pisać! dawno nie czytałam takiej recenzji! :D
OdpowiedzUsuńRecenzja w całości jest "zasługą" książki :) gdyby nie była taka okropna to i recenzja by taka nie była :D
UsuńNie czytałam. Poprzedniej części również. Raczej nie będę na nią tracić czasu.
OdpowiedzUsuńMasz świetny styl pisania, lekki i zabawny. Z przyjemnością czytałam tą recenzję, mimo że nie była to pozytywna krytyka. :)
Pozdrawiam,
http://dikawian2.blogspot.com/
O, dziękuję bardzo :) i chętnie będę Cię tu oglądać częściej :)
UsuńDo tej pory przeczytałam kilka zachwalających recenzji tej książki, jesteś pierwsza, która jej nie chwali:)
OdpowiedzUsuńTeż chyba pierwszy raz czytam krytyczną recenzję;) na razie na pewno sobie tę książkę daruję.
UsuńJestem pionierką :D
UsuńCzasami nachodzi mnie myśl, żeby sięgnąć po tę serię, ale nie czuję jakiejś wielkiej ochoty, więc pewnie za jakiś czas zapomnę o książkach pani Scott. I jak widzę, na dobre mi to wyjdzie.
OdpowiedzUsuńPS Mam nadzieję, że nie pogniewasz się na mnie za zwrócenie uwagi, ale do tytułu wkradł Ci się błąd.
Że "tę" a nie "tą"? Zawsze mam z tym problem :D
UsuńTak :)
UsuńA to u mnie normalne, że błąd tu sieknę :D
Usuńa myślałam, ze tylko ja taka zdolna jestem:P
UsuńKażdy robi błędy, więc to nie tragedia :)
UsuńJa Cię nie spalę na stosie, pierwszy raz słyszę o tej książce. Ale jakby wszystkim podobało się to samo, to by było nudno.
OdpowiedzUsuńUf, całe szczęście :)
UsuńCiężko mi ocenić, ponieważ nie czytałam ani jednej części. Ale czuję wyrzut emocji po twojej recenzji. Czytałam recenzje tej książki były - dobre. Ale wiesz jak to jest...
OdpowiedzUsuńA no czasami recenzje trochę przesadzają... :)
UsuńCieszę się że przeczytałam Twoją recenzję. Dzięki niej wiem że nie jest to książka dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Pośredniczka
Uchroniłam Cię przed rozczarowaniem :)
UsuńWidzę, że książka ta wywołuje różne emocje. Muszę ją sama przeczytać, by przekonać się, czy mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńDaj znać jak będziesz po lekturze :)
UsuńTo już wiem po co nigdy nie sięgnę. :D no ale w sumie i tak nie moje klimaty. :)
OdpowiedzUsuńA to nie masz co żałować :)
UsuńPatrząc na recenzję - domyślam się. :D
UsuńTak często bywa z szeroko rozreklamowanymi książkami. Mnie np.nie pasowało kilka znanych i chwalonych książek S.Kinga, za to Mastertona uwielbiam. Gdy książka mnie nudzi, daję sobie z nią spokój, szkoda życia i energii.
OdpowiedzUsuńTeż tak zwykle robię, ale że tą dostałam do recenzji to już stwierdziłam, że wypada przeczytać :)
UsuńMam w planach :)
OdpowiedzUsuńPs - dopiero teraz zmieniłam twoje blogi - do tej pory miałam stary link - ale jestem szybka :)
Ha, tylko rok poślizgu :D
UsuńDobrze wiedzieć
OdpowiedzUsuńA no dobrze :)
UsuńZ tym niepokojącym być może błąd tłumaczenia :) Skutecznie zniechęciłaś mnie do tej pozycji, ale ja trochę przekorna jestem i ciekawość zawsze bierze górę, czy to gniot czy nie?
OdpowiedzUsuńA możesz sama sprawdzić, ja nie bronię :)
UsuńJa to nawet nie słyszałam o tej książce ;) Czy nic nie straciłam,że nie słyszałam:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
A to przeze mnie o niej usłyszałaś :)
UsuńOj również „Pięćdziesięciu twarzach Grey'a” nie mogę znieść. Przeczytałam na siłę pierwszą część bo wiele osób mnie namawiało. Podchodziłam za każdym razem do niej jak do ognia, myśląc że może zaraz zmieni się moje zdanie, choć trochę. Ale nie, nawet jeszcze bardziej uważam tę książkę za bardzo "pustą". Dlatego dziękuję za następna opinię książki której wiem, że już nie ruszę. Pozdrawiam Malwina lassosnowy.blogspot.com
OdpowiedzUsuńGrey'a to przeczytałam jedynie pięćdziesiąt stron i miałam dość :)
UsuńKłania się jakby gorsza podróbka "Igrzysk Śmierci". Nienawidzę książek, w których pojawiają się tak "głupie" i niedomyślne sytuacje. Jak właśnie z tym, że nikt miałby nie zauważyć zaginięcia setki osób... No cóż, dziś już chyba drukuje się wszystko.
OdpowiedzUsuńa najgorsze jest to, że książka ma tyle pochlebnych opinii... :)
UsuńNie czytałam i chyba nie będę, bo czytając Greya nie doszukałam się zachwytu :-)
OdpowiedzUsuńZnam ten ból! Podczas, gdy wszyscy zachwycają się "Grą o tron" mi udało się dotrwać tylko do połowy pierwszej książki i drugiego odcinka. Niektóre rzeczy nie są po prostu dla każdego ;)
OdpowiedzUsuńA to ciągle przede mną :D zobaczymy, może i mi się nie spodoba :)
UsuńNie znam ani tytułu ani autorki.
OdpowiedzUsuńNie znałam jej ;/ Może się nią zaciekawię ale po potopie xd
OdpowiedzUsuńMój blog ♥ Serdecznie zapraszam na nowy post! Zapraszam do obserwacji. Pozdrawiam.
Oj, raczej nie warto :)
UsuńKażdy ma własny gust i nikt nie powiedział, że wszystko się musi wszystkim podobać. Ja nie czytałam tej książki.
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że ta książka podoba się 98% populacji blogosfery a mi nie :D
UsuńNie czytałam i cieszę się, że w końcu jakaś negatywna opinia! Nie cierpię, gdy wszyscy się zachwycają, lubię zacząć z neutralnego punktu ;]
OdpowiedzUsuńJa nie sięgam po te pozycje wokół, których jest robiony sztuczny szum... To smutne, że najgorsze książki mają największą promocję. No ale o gustach się ponoć nie dyskutuje ;)
OdpowiedzUsuńA mi ta seria nawet przypadła do gustu :)
OdpowiedzUsuńJa jestem po pierwszej części, kiedyś sięgnę po drugą to pewne. Pierwsza czytało się ciekawie ale nie zagościła w moim sercu na długo :)
OdpowiedzUsuńnie znam i nie sięgnę;D
OdpowiedzUsuńDobrze, że ta seria jakoś nigdy specjalnie mnie do siebie nie przyciągała :D
OdpowiedzUsuńPierwszy tom mi się podobał, dlatego pewnie prędzej czy pózniej skuszę się na jej kontynuacje. Szkoda, że książka Cię rozczarowała :(
OdpowiedzUsuńNie czytałam i na razie nie mam w planach :) Nie wszystko co popularne jest warte naszego czasu.
OdpowiedzUsuńno to będę unikać! :-)
OdpowiedzUsuńweronikarudnicka.pl :-)
Yyyy :/ Nie lubię takich książek. Dzięki za recenzję, już wiem, że tej książki nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńRety! Jeśli jesteś w posiadaniu obu części ja z chęcią je przygarnę! Kuszą mnie niesamowicie, a zapewne szybko ich nie złapię w bibliotece , a na kupno - niestety mnie nie stać . Więc jak tak ich nie chcesz odeślij je do mnie! PROOSZĘ! ;D
OdpowiedzUsuńja bym nie dała rady zmęczyć książki... są takie co próbowałam.... ale niestety...
OdpowiedzUsuńO popatrz, popatrz :D A ja się skusiłam na obydwa tomy i jestem ciekawa jak do mnie przemówią :D
OdpowiedzUsuń