Większość małych dziewczynek
marzyła w dzieciństwie o tym, by zostać baletnicą i tańczyć w
różowych, uroczych baletkach. Niektóre z nich nawet chodziły na
specjalne zajęcia, na których miały nauczyć się odpowiedniej
postawy i prostych, początkowych kroków. Nieliczne nie zrezygnowały
po kilku tygodniach i baletowi poświęciły swoje życie i stopy,
które potwornie zdeformowane co dzień przypominają im, ile
kosztuje marzenie.
Jednak jest jedna baletnica, która
przeżyła dzięki marzeniu; która w wieku 4 lat zamarzyła o tym,
by zostać baletnicą, chociaż jako dziecko wojny nie miała prawa
mieć tak wygórowanych pragnień.
Mabinty dziękowała Allahowi za to, że
urodziła się „w domu po prawej a nie po lewej”, bowiem w domu
po prawej mieszkało małżeństwo, które wymykało się temu, co
stanowi muzułmańska tradycja; pobrali się z miłości i cieszyli
się z narodzin córki; nie ubolewali nad tym, że Allah poskąpił
im męskiego potomka i mimo że ich córka była cała w „lamparcie
cętki”, jak nazywano tam nieznane im bielactwo, uważali, że
zasługuje na to, co najlepsze. Uczyli ją czytać i mówić w
różnych dialektach.
W domu po lewej mieszkał stryj
Mabinty, który miał trzy żony i czternaścioro dzieci – w tym
trzynaście córek, za to utyskiwał losowi i każdej z żon.
Dziewczynka bała się srogiego krewniaka i miała nadzieję, że
nigdy nie będzie musiała znaleźć się po jego opieką, bo
wiedziała, że w jego domu kobiety traktowane są jak maszynki do
rodzenia dzieci i do przygotowywania posiłków. Jednak do wioski, w
której mieszkali przyszła wojna a wraz z nią karabiny i
śmiercionośne kule, które zabrały jej kochanego papę. Niedługo
potem i jej matka odeszła z tego świata i dziewczynka została
całkiem sama, wyśmiewana z powodu swojego wyglądu.
Stryj oddał ją do sierocińca,
wyrzekając się jej i łączącego ich pokrewieństwa. Mabinty
została nazwana numerem dwadzieścia siedem i była najmniej
lubianym przez opiekunki dzieckiem a to z powodu białych plam
szpecących jej hebanową skórę. Jednak, nauczona przez swojego
papę otwartości i pogody ducha, szybko zyskała w sierocińcu
oddanych przyjaciół a szczególnie inną dziewczynkę, która
również nosiła imię Mabinty.
Ogarnięte wojną państwo, w którym
żyła mała Mabinty szybko stało się miejscem śmiertelnie
niebezpiecznym; zabijano bez powodu, ludzi traktowano gorzej niż
uporczywe muchy, które brzęczą nad uchem i nie dają się odgonić.
Dzieci z sierocińca miały to szczęście, że ich główny opiekun
potrafił znaleźć im domy w samej Ameryce! Wielkim, nieznanym im
świecie, gdzie czekali na nich ludzie, gotowi dać im dom i miłość.
Obie Mabinty zostały adoptowane przez
starsze małżeństwo, które miało już trójkę własnych synów i
pochowało dwóch adopcyjnych chłopców chorych na hemofilię; to
właśnie jeden z nich tuż przed śmiercią poprosił swoją
przybraną mamę, aby na ich miejsce wzięli dziecko z czarnej,
ogarniętej wojną Afryki.
Dziewczynki nie mogły początkowo
odnaleźć się w nowoczesnym świecie; dziwiło ich to, co dla nas
jest czymś najzupełniej normalnym. To, że biorąc ze sklepu co się
chce, wystarczy machnąć plastikową kartą i można brać to dla
siebie. To, że oprócz ryżu, istnieje o wiele więcej rodzajów
jedzenia. Że można spać na piętrowym łóżku i że nie trzeba
przykrywać się liśćmi, ale zwyczajną kołdrą.
Jest to prawdziwa historia nastoletniej
obecnie dziewczyny, która pewnego dnia w ogarniętej wojną Afryce,
znalazła zdjęcie starego magazynu, na którego okładce widniała
baletnica. W tamtym momencie dziewczynka postanowiła, że też
będzie tak tańczyć, że będzie ubierać różowe baletki i płynąć
w powietrzu, zachwycając tłumy. Kiedy była już w nowym domu,
miała nowych rodziców i nowych braci, zaczęła realizować swoje
marzenie, które – patrząc na jej dzisiejsze życie – spełniła
w stu procentach.
Obecnie Mabinty, nazywana przez nową
rodzinę Michaela, tańczy w największych grupach baletowych;
zachwyca tłumy a jej białe plamy na torcie i rękach są – jak
kiedyś powiedziała jej matka – niczym magiczny pył, który
sprawia, że jest kimś wyjątkowym.
„- Skąd będę wiedziała że
chłopak mnie kocha?
- Będzie twoim przyjacielem. Będzie
cię uszczęśliwiał. Da ci przestrzeń i będzie ci wierny. Będzie
szanował twoje wybory. Pozwoli ci wzlatywać i nie będzie próbował
podcinać ci skrzydeł.”
Muszę przyznać, że zwykle nie lubię
czytać takich książek – o wojnie, o cierpieniu, które
faktycznie miały miejsce. Jednak ta daje nadzieję, Obiecuje
ułudnie, że ciężka praca i odrobina szczęścia mogą sprawić,
że wzlecimy w powietrzne i niczym Mabinty wykonany piruet, który
zachwyci wszystkich.
To na pewno poruszająca historia. Mam nawet wrażenie, że skądś ją znam. Może jakiś film o podobnym scenariuszu - nie wiem. Z chęcią bym przeczytała. Sądzę, że by mnie nie zawiodła. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńFilmu nie kojarzę, ale może faktycznie coś takiego było :)
Usuńa ja nie lubię tańca i nie odnalazłabym chyba przyjemnosci w tej ksiazce :P)
OdpowiedzUsuńTeż tańczyć nie lubię :D tzn nie umiem :)
UsuńWydaje się być interesująca, poszukam jej :)
OdpowiedzUsuńSzukaj, szukaj :)
UsuńZaciekawiłaś mnie.
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za książkami z wojną w tle, ale po te o spełnianiu marzeń sięgam bardzo chętnie.
OdpowiedzUsuńPiękna historia na ciężkim tle, to chyba nie dla mnie:/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Całkiem lubię takie historie ^^ Ale nie da się ukryć, że mimo wszystko dziewczyna miała dużo szczęścia.
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia :) Takie książki potrafią nam wiele uświadomić i zmienić nieco podejście do życia :)
OdpowiedzUsuńlubię takie historie, książka zdecydowanie dla mnie:)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
O, tak zwana historia pisana przez życie :-) Bardzo lubię tego typu literaturę. Jeśli wypływa z niej jakiś morał, to mam tę pewność, że sposób dojścia do niego został przetestowany na żywym organizmie i ma dla mnie większą wartość niż najbardziej wysublimowana historia z morałem wymyślona przez wybitnego pisarza :-)
OdpowiedzUsuńTaniec? Dla mnie totalna abstrakcja.
OdpowiedzUsuńTaniec jako tako mnie nie interesuje, ale myślę, że książka może być ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńczytałam, bardzo podobała mi się ta książka:)
OdpowiedzUsuńwidziałam juz kilka recenzji i każdy sobie chwali ową pozycję:)
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać. Polecam Ci także "Balerina życie w tańcu" :)
OdpowiedzUsuńHistoria o marzeniach w ciężkich czasach i okolicznościach- wydaje się warta uwagi, więc nie mówię jej nie.
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że historia Mabinty zapada w pamięć. Książkę czytałam ja jakiś czas temu, ale doskonale ja pamiętam.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jestem zaczarowana w tej recenzji. To historia, którą z chęcią przeczytam. :) Myślę, że jeżeli reżyserowie nie spapraliby roboty - to byłby z tego naprawdę świetny film. :
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę jakiś czas temu i uświadomiła mi, że jeżeli chodzi o marzenia, zawsze trzeba w nie wierzyć. Niesamowita historia. Czytając ją współczułam głównej bohaterce, ale i ogromnie ją podziwiałam. Szacunek.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tego typu książki, ta jest już na mojej liście!
OdpowiedzUsuńTo idealna książka dla mnie, tyle lat tańczyłam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sara's City