Po pierwsze – dziękuję za tyle
miłych komentarzy pod ostatnim postem! Dla tych, którzy to ominęli
przypominam nasze perypetie z szukaniem idealnej sali na wesele Pstryk!
Część druga powinna być w zasadzie
częścią pierwszą, ale kto spodziewałby się po mnie prawidłowej
chronologii. Dzisiaj więc o tym jak wyglądały zaręczyny i
uprzedzam – nie były one typowe i sztampowe, chwała niebiosom.
Tak więc, zacznę od tego, że
oczywiście niczego się nie spodziewałam. A gdybym się spodziewała
i miałabym obstawiać ten dzień to obstawiałabym całkowicie inną
porę i inne miejsce. Rzecz działa się w Wigilię Bożego
Narodzenia. Na początku listopada mój najwspanialszy coś
pobrzdąkiwał pod nosem, że jestem zaproszona do niego na rodzinną
wigilię, jednak miesiąc później temat magicznie ucichł a ja
stwierdziłam, że zląkł się zbyt szybkiego wprowadzania mnie na
rodzinne łono i trzeba się z tym jakoś pogodzić. W akcie odwetu,
niczym dziecko w przedszkolu, i ja go na swoją wigilię
rodzinną nie zaprosiłam, chociaż nawet o to nie zabiegał.
Zabiegał za to o to, żebym koniecznie
kupiła światełka na choinkę. Koniecznie niebieskie. Nalegał tak
bardzo, że w końcu sam pojechał do miasta, kupił je i założył
na choinkę. Stwierdziłam, że w porządku, ma może jakieś
oczekiwania względem wyglądu mojej domowej choinki i kim ja jestem
żeby go oceniać. A tak szczerze to w mojej głowie się tłukło
- co on ma z tymi światełkami, do jasnej Anielki!?

Po czterdziestu
minutach mojego proszenia, żebyśmy wrócili do domu, żebym mogła
się ogarnąć i odpocząć przed pasterką z chłopem moim, w końcu
towarzystwo się ruszyło i razem ruszyliśmy do domu. Szkoda tylko,
że tempo naszej jazdy wynosiło 30 kilometrów na godzinę, gdyż była zima (było ponad 10 stopni ciepła i zero lodu na
drodze) a poza tym moja mama koniecznie chciała pooglądać
dekoracje w ogrodach obcych ludzi. Mieszkamy cztery kilometry od
babci, jechaliśmy do domu dwadzieścia minut. Pod domem mama stwierdziła, że pójdzie jeszcze z psem na spacer a ja mam iść do
domu. Zmęczona i z bolącą głową powlokłam się więc po
schodach, gdyż mieszkam w bloku i co zobaczyłam? Nie, nie pięknie
udekorowaną klatkę schodową, nie kucyka przywiązanego do moich
drzwi ani nie mojego najwspanialszego ubranego w surdut. Zobaczyłam
klucz w drzwiach!
Moja pierwsza myśl brzmiała: „włamali się mi do domu i ukradli
telewizor.” Wiem, głupie, bo skąd włamywacze mieliby klucze. I dlaczego akurat ten telewizor taki ważny się dla mnie zrobił? W
te pędy chwyciłam za telefon i dzwonię do rodzicielki, co by mnie
wspomogła, zanim maniakalny morderca wbije mi siekierę w czaszkę i
informuje ją, że w drzwiach tkwi klucz i co ja mam robić i że
panikuję. Mama kazała mi wejść do środka. Nie ma co, w tamtej
chwili pomyślałam, że może to jakiś spisek i chce się mnie
pozbyć. Więc weszłam, na lekko drżących nogach.
A w mieszkaniu było ciemno. Słychać było kolędę graną z radia,
choinka świeciła na niebiesko to po to te cholerne światełka!
a obok stał mój najwspanialszy elegancko ubrany z bukietem z biało-niebieskich
kwiatów. I co ja mogłam pomyśleć w takiej sytuacji? Chcecie
zgadywać? Lepiej nie. Moja myśl brzmiała - „matko moja,
przecież ja smażyłam karpia!”.
A potem to już się potoczyło niczym w komedii romantycznej, chociaż muszę przyznać, że człowiek w takiej chwili nie wie co ma zrobić i jak należy się zachować. Ogólnie to wszystko pamiętam jakby przez lekką mgłę.
Oczywiście, cała moja rodzina była wtajemniczona w ten spisek i dlatego tak długo jedli rybę. Żeby mój kochany zdążył od siebie do domu przyjechać do mnie i wszystko przygotować. Tylko o tym kluczu w drzwiach zapomniał. Moja mama niczym skowronek zachwycała się nie samym faktem zaręczyn a tym, że dotrzymała tajemnicy. I wyjaśniło się dlaczego babcia nie chciała mnie poratować tabletką - musiałam być jak najmożliwiej trzeźwa i świadoma, żebym potem nie mogła zwalić winy na tabletkę.
Minęło już prawie pół roku od tego pięknego wieczora, a to co najważniejsze jest już zaplanowane. Zaplanowane są także pozostałe części tego cyklu a dokładniej:
- nauki przedmałżeńskie,
- pierwsze niepoważne przymierzanie sukni,
- burzenie weselnych stereotypów, czyli czego u nas nie będzie,
- łut szczęścia w związku z fotografem i orkiestrą.
Piszcie o czym chcielibyście przeczytać a ja się znowu uzewnętrznię. I jeśli chcecie, to opowiedzcie, jak u was wyglądał dzień zaręczyn. Z chęcią poczytam.
Ojejku, piękna historia, niczym z książki :)
OdpowiedzUsuńGratuluję i życzę powodzenia na tej nowej życiowej drodze!
napolceiwsercu.blogspot.com
Haha, książki nieromantycznej ;)
Usuńo proszę widzę planów ogrom;)
OdpowiedzUsuńA trzeba :)
UsuńPięknie i bardzo romantycznie. Nawet ten zapomniany klucz w drzwiach dodaje całej historii uroku :)
OdpowiedzUsuńKlucz bezsprzecznie dodał dreszczyku emocji całej tej historii :)
UsuńMa fantazję Twój man, masz piękne wspomnienie tego dnia;)
OdpowiedzUsuńNie napisałaś jak Ci się oświadczył. Najważniejsza rzecz :D
OdpowiedzUsuńOświadczyny to były już takie typowe :) uklęknął, zapytał i o :)
UsuńUrocza historia. :) Niespodzianka się udała :D
OdpowiedzUsuńJa o swoich zaręczynach publicznie powiedzieć nie mogę, bo trzeba by to było ocenzurować, ale było tak, jak chciałam :D
OdpowiedzUsuńNauki przedmałżeńskie - mogę Ci je streścić w kilku słowach: najlepiej mieć tyle dzieci, ile Bóg da, antykoncepcja to zuoooooo, a jak bierzesz tabletki, to jesteś cała w plamach. To jest masakra jakaś :P
To najważniejsze :) i może jednak kiedyś o nich opowiesz :)
UsuńU nas na naukach tak źle nie było, ale czeka nas jeszcze poradnia :)
Poradnia też jest boska. Padło pytanie: ile chcecie mieć dzieci. Ja na męża, mąż na mnie - no kurka, nie ustaliliśmy zeznań. To mówię, że dwójka będzie ok. Na co pani z poradni mówi: będziecie mieć tyle dzieci, ile Pan Bóg da. Już wiedziałam, że sobie nie pogadamy :P a jak zaczęła tłumaczyć wykresy z temperaturą to już kompletnie odleciałam. Mogła mi to równie dobrze po hebrajsku mówić, robiąc chińskie wstawki - efekt byłby ten sam. Ale co się dziwić, stara panna mi mówiła, jak robić dzieci :P na szczęście te pierdoły już za mną i mam końcowe odliczanie do ślubu kościelnego :)
UsuńFajnie to wszystko zorganizował, tak romantycznie :-)
OdpowiedzUsuńPiękna historia :)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia :) Dobrze mieć takie piękne wspomnienia :D Ja już prawie 4 lata po ślubie, czas szybko leci
OdpowiedzUsuńI jak jest w małżeństwie? :) Jest się co pchać w cały ten biznes? :D
UsuńPiękna historia :D Chętnie poczytam o wszystkim na ten temat.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
a mnie dziś wkurzyli z zaproszeniami na moje wesele i chodzę nabuzowana:/
OdpowiedzUsuńchętnie poczytam o tym, czego u Was nie będzie:)
Co zrobili? :)
Usuńno proszę jaki spisek rodzinny, mama dumna z siebie pewnie sporo zdrowia kosztowała ją ta dyskrecja:) musiała sie męczyć...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Raczej czuła radochę, że ja o niczym nie wiem a ona wie ;)
Usuń:))
UsuńAle romantycznie, postarał się chłopak :)
OdpowiedzUsuńJa sama sobie się kiedyś oświadczę z braku laku, to zrobię to tak jakbym chciała. Już wiem, że powiem głośne Tak miłości do samej siebie;)
https://sweetcruel.wordpress.com/
Miłość do samej siebie jest najważniejsza! :P
UsuńNiebieski to Twój ulubiony kolor jak wnioskuję? ;)
OdpowiedzUsuńA historia świetna!
Jak się okazało, tak :D
UsuńDobrze, że jesteś dość spokojną osobą, bo ja bym była już tak wnerwiona, ze bym odmówiła :D Ale ogólnie świetnie wybrany termin - na pewno go nie zapomnicie, łatwiej świętować i w ogóle bardzo rodzinny.
OdpowiedzUsuńNie jestem spokojną osobą :D to był szok, nie było czasu na nerwy :)
UsuńZ uśmiechem na twarzy się czyta takie opowieści :) U nas w tym roku wybije 5 rocznica ślubu, a nasz maluszek skończy 2 latka w tym czasie :)
OdpowiedzUsuńJak romantycznie:) Zwłaszcza ten telewizor i karp;p A tak serio, to miał głowę, że wybrał światełka pasujące do pierścionka:)
OdpowiedzUsuńJa to wiedziałam o swoich zaręczynach chyba już na tydzień przed;p Hehe;p Mój narzeczony niezbyt dyskretnie próbował się dowiedzieć jaki mam rozmiar pierścionka;p No ale i tak było pięknie:)
Ale Ci zazdroszczę. Ja byłam już raz zaręczona i były narzeczony też oświadczył mi się w wigilię, jednak nie wyglądało to tak romantycznie jak w Twoim przypadku.
OdpowiedzUsuńHistoria naprawdę jak z komedii romantycznej :) Postarał się narzeczony :) Zastanawiam się tylko co z tym niebieskim? To Twój ulubiony kolor?
OdpowiedzUsuńpiękna historia ach... :) i światełka w tonacji pierścionka:D
OdpowiedzUsuńNaprawdę można Ci pozazdrościć. Mam nadzieję, że będziesz nas na bieżąco informować o przebiegu wszystkich planów weselnych i przedstawisz swoją suknię oczywiście! ;)
OdpowiedzUsuńAle mieliście fajne zaręczyny. :)
OdpowiedzUsuńUroczo ;D A ten klucz w drzwiach to taki drobny szczegół, żeby zwrócić uwagę, że nie ma nic idealnego, o! Ale Apap miał sprawić, że nie byłabyś przy zdrowych zmysłach? Jeden Apap?! o_____O
OdpowiedzUsuńWow postarał się :D I jak wszystko zaplanował :D Jestem pod wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńI opisuj wszystko :)
piękna historia, to musiała być magiczna chwila :)
OdpowiedzUsuńohh wspaniala historia! postaral sie facet :)
OdpowiedzUsuńależ to sobie obmyślił ten twój Szafirowy :D
OdpowiedzUsuńWspaniała historia ahhh.. :)
OdpowiedzUsuńSuper zaręczyny:) Orginalne... :) Mój mi się oświadczył gdy wyszłam z łazienki z ręcznikiem na głowie:)
OdpowiedzUsuńNiesamowite zaręczyny. Gratuluję Ci :)
OdpowiedzUsuńhttp://tamczytam.blogspot.com
Piękna historia i opowiedziana równie pięknymi słowami! Naprawdę potrafisz zainteresować i od początku sama dumałam, po co mu te niebieskie lampeczki :)
OdpowiedzUsuńZabawna historia :D Każdy piszę swoją, a Twój narzeczony widocznie tak to sobie wymyślił :)
OdpowiedzUsuń>FOXYDIET<
Czyli ciekawie się zaczęło :)
OdpowiedzUsuńJakie knowania rodzinki.
to juz za mna ;)
OdpowiedzUsuńciekawa historia :)
OdpowiedzUsuńNo ładnie! Aż mi się ciepło zrobiło na serducho - to raz. Dwa, że ta Twoja historia troszkę mnie przygnębiła, bo jednak człowiek samotny, to człowiek smutny w pewnym momentach. Ten taki trochę smutny był.
OdpowiedzUsuńNiebieskie lampki zawsze spoko! No i postarał się chłopak, szczęściara z Ciebie i tyle! <3
Ojejku, ale z niego romantyk! :)
OdpowiedzUsuńMarzą mi się nietypowe zaręczyny, ale "mój" jeszcze ma sporo czasu, aby je wymyślić :D
Pozdrawiam i zapraszam do mnie :*
Piękna historia, będziesz miała co wspominać:)Przypomniało mi to oświadczyny mojego męża, też mnie zaskoczył:)
OdpowiedzUsuńZaręczyny jak z bajki. Trzeba przyznać, ze pomysłowe bardzo. No, no - a myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w książkach i filmach ;) Pozdrowionka! :)
OdpowiedzUsuńJak romantycznie :))
OdpowiedzUsuńNa naukach przedmałżeńskich mój mąż dowiedział się w jaki sposób poznać dni płodne u kobiety: ma ona wtedy rumiane policzki, bardziej czerwone usta i błyszczą jej się oczy! Poważnie! Czyli.... mamy dni płodne po każdym wypitym drinku ;p
OdpowiedzUsuńA zaręczyny cudne!
Wspaniałe zaręczyny Ci partner urządził, jak w filmie :) Mój też zaszalał, wywlókł mnie na wschód słońca, kiedy byliśmy nad morzem w Darłówku:)
OdpowiedzUsuńWalc wiedeński niekoniecznie jest wolny :) Właśnie się uczę tańczyć i wymyśliłam sobie szybszą wersję :)
OdpowiedzUsuńCiekawa historia, życzę Wam powodzenia :)
To dobrze, że się oświadczył...a nie skroił jednak telewizora ;)
OdpowiedzUsuńPięknie to wszystko ujęłaś w słowa i dobrze, że wyjaśniła się kwestia niebieskich lampek, bo bardzo mnie to zaciekawiło. Pozostaje mi tylko życzyć powodzenia w tym ciężkim okresie przygotowań do ślubu.
OdpowiedzUsuńOj trzeba się napracować przed tym cudownym dniem :)
OdpowiedzUsuńO jaaa ,ale fajowo! Hi hi, w końcu nam zdradziłaś tajemnicę zaręczyn! :) Genialnie, i duma mamusi, ty nawet sobie nie wyobrażasz ile biedną musiało to kosztować :D
OdpowiedzUsuńSwietny wpis. Super się czytało. Planowanie wesela to niemałe wyzwanie :)
OdpowiedzUsuń