Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Antoinette van Heugten. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Antoinette van Heugten. Pokaż wszystkie posty

25 mar 2015

"Smak tulipanów" Antoinette van Heugetn

   Rodzinne sekrety ukryte pod warstwą kurzu i wstydu zawsze mnie ciekawiły, dlatego też z chęcią sięgnęłam po nową książkę Antoinette van Heugten "Smak tulipanów" (i dlatego też poszłam na prawo.)

    Główną bohaterką jest młoda lekarka mieszkająca w Houtson, Nora, która dzieliła swoje życie z matką i malutką córeczką, Rose, do czasu aż jeden nieznany sprawca zamordował starszą kobietę a drugi porwał małą Rose.

"Odnajdę moja córkę. Powiedz swoim ludziom, żeby szli przodem, podążali za mną albo, do diabła, zeszli mi z drogi!" 

   Oszalała z rozpaczy Nora postanowiła nie czekać na wyniki mozolnego śledztwa policji i sama ruszyła śladem przeszłości swojej matki, by odzyskać córkę. Na podstawie odnalezionych w domu dokumentów, które nie przedstawiały jej rodziców jako dobrych i nieskazitelnych ludzi, jak zawsze o nich sądziła, wyrusza do Holandii, skąd oboje pochodzili. Tam mierzy się z historią swojej rodziny i całego świata, zagłębiając się w przygnębiające dzieje drugiej wojny światowej. Odnajduje także swoją dawną miłość, ojca Rose. W "Smaku tulipanów" gorycz historii miesza się ze słodkością miłości.

    Cieszy mnie też to, że w "Smaku..." wojna nie jest przedstawiona jedynie jako siedlisko zła i śmierci; Antoinette nie bała się pokazać, że z dala od linii frontu, w strachu i konspiracji także rodziła się miłość - silna, wyjątkowa i niekiedy tragiczna - która łączyła ludzi stojących po dwóch stronach barykady.

    Autorka zastosowała niezwykle ryzykowny zabieg i już w czwartym rozdziale książki powiadomiła czytelnika o tym, kim był morderca a kim porywacz. Kojarzy mi się to z serialem o detektywie Colombo, gdzie pierwszą sceną było zawsze pokazanie samego morderstwa a później widz mógł delektować się oglądaniem miotającego się wśród dowodów i poszlak detektywa. Na całe szczęście nie ujęło to książce niczego a może nawet i większość z Was potraktuje to jako egzotyczną i nowoczesną zaletę (bo w końcu trzeba jakoś się jakoś wyróżnić na tyle miliona innych autorów.)

   Często w dialogi postaci wplatane są holenderskie słówka, które mi osobiście niestety psuły przyjemność czytania, ponieważ holenderski znam na równie dobrym poziomie jak język ludu mieszkającego w dorzeczu Amazonki a ani autorka ani tłumaczka nie pokusiły się na przetłumaczenia wtrącanych co chwilę słówek.

"- Może nie, ale co możemy zrobić innego oprócz poszukania?
- Vooruit! Biorę się do roboty - oświadczyła Marijke i zniknęła w głębi korytarza."

   Moi drodzy parafianie, co oznacza entuzjastyczne (jak wynika chyba z kontekstu?) Vooruit! ?

    Oprócz tej jednej wady "Smak tulipanów" czyta się bardzo przyjemnie i z pewnością będę wyczekiwała kolejnych książek Antoinette. A sam tytuł ma też znaczenie historyczne - jak wiadomo tulipany to symbol Holandii. W czasie wojny kiedy głód ogarnął cały kraj, ludzie zmuszeni byli żywić się cebulkami tych kwiatów, co zakrawało na kpinę; okupacja spowodowała, że umierający ludzie zjadali symbol wolności swojego kraju - ale cóż, życie składa się z samych absurdów.
   Książkę polecam, szczególnie tym z Was, którzy lubią odkrywać rodzinne tajemnice, nie boją się czytać o bestwialstwach wojny i wierzą w prawdziwą miłość.

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu