Główną bohaterką jest młoda lekarka mieszkająca w Houtson, Nora, która dzieliła swoje życie z matką i malutką córeczką, Rose, do czasu aż jeden nieznany sprawca zamordował starszą kobietę a drugi porwał małą Rose.
"Odnajdę moja córkę. Powiedz swoim ludziom, żeby szli przodem, podążali za mną albo, do diabła, zeszli mi z drogi!"
Cieszy mnie też to, że w "Smaku..." wojna nie jest przedstawiona jedynie jako siedlisko zła i śmierci; Antoinette nie bała się pokazać, że z dala od linii frontu, w strachu i konspiracji także rodziła się miłość - silna, wyjątkowa i niekiedy tragiczna - która łączyła ludzi stojących po dwóch stronach barykady.
Autorka zastosowała niezwykle ryzykowny zabieg i już w czwartym rozdziale książki powiadomiła czytelnika o tym, kim był morderca a kim porywacz. Kojarzy mi się to z serialem o detektywie Colombo, gdzie pierwszą sceną było zawsze pokazanie samego morderstwa a później widz mógł delektować się oglądaniem miotającego się wśród dowodów i poszlak detektywa. Na całe szczęście nie ujęło to książce niczego a może nawet i większość z Was potraktuje to jako egzotyczną i nowoczesną zaletę (bo w końcu trzeba jakoś się jakoś wyróżnić na tyle miliona innych autorów.)
Często w dialogi postaci wplatane są holenderskie słówka, które mi osobiście niestety psuły przyjemność czytania, ponieważ holenderski znam na równie dobrym poziomie jak język ludu mieszkającego w dorzeczu Amazonki a ani autorka ani tłumaczka nie pokusiły się na przetłumaczenia wtrącanych co chwilę słówek.
"- Może nie, ale co możemy zrobić innego oprócz poszukania?
- Vooruit! Biorę się do roboty - oświadczyła Marijke i zniknęła w głębi korytarza."
Moi drodzy parafianie, co oznacza entuzjastyczne (jak wynika chyba z kontekstu?) Vooruit! ?
Oprócz tej jednej wady "Smak tulipanów" czyta się bardzo przyjemnie i z pewnością będę wyczekiwała kolejnych książek Antoinette. A sam tytuł ma też znaczenie historyczne - jak wiadomo tulipany to symbol Holandii. W czasie wojny kiedy głód ogarnął cały kraj, ludzie zmuszeni byli żywić się cebulkami tych kwiatów, co zakrawało na kpinę; okupacja spowodowała, że umierający ludzie zjadali symbol wolności swojego kraju - ale cóż, życie składa się z samych absurdów.
Książkę polecam, szczególnie tym z Was, którzy lubią odkrywać rodzinne tajemnice, nie boją się czytać o bestwialstwach wojny i wierzą w prawdziwą miłość.
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu