Kilka tygodni temu pokazałam Wam tajemniczą czarną kopertę, w której znajdowały się cztery fotografie, list oraz piękna bransoletka. Z tego co pamiętam, byliście bardzo zainteresowani książką, która była wtedy zapowiadana. Dzisiaj mam zaszczyt przedstawić wam jej przedpremierową recenzję.
To, że ludzie się rozstają nie jest
niczym dziwnym; po czasie w niektórych związkach mija data
przydatności do spożycia i należy odejść, żeby nie zatruć się
sfermentowaną atmosferą.
Olivia od zawsze była zamkniętą w
sobie dziewczyną; od najmłodszych lat życie boleśnie ją
doświadczało, co spowodowało, że wybudowała wokół siebie
mur nie do przebicia. Stroniła od chłopaków, od rozrywkowego życia
i miała tylko jedną przyjaciółkę, której potrafiła zaufać. Na
studiach była typową prymuską, która chciała osiągać jak
największe wyniki, by w przyszłości stać się wziętym adwokatem,
pławiącym się w luksusie i w brudach swoich klientów. Wszystko
jednak zmieniło się w momencie, gdy – jakże banalnie to zabrzmi!
- zainteresował się nią najprzystojniejszy mężczyzna na
kampusie. Caleb miał wszystko – charyzmę, sławę, pieniądze,
perspektywy i wygląd, który powodował, że nikt nie mógł się mu
oprzeć.
Jeżeli myślicie, że ta książka
jest o tym, jak to szara myszka pokochała gwiazdę sportu i żyli razem długo i szczęśliwie, to na szczęście jesteście w błędzie.
Cała akcja książki „Mimo
moich win” rozpoczyna się kilka lat po rozstaniu Olivii i Caleba;
rozstaniu bolesnym, które nastąpiło z winy dziewczyny. Cicha
myszka w ciągu kilku lat związku tak mocno zawładnęła sercem
sportowca, że po zerwaniu nie mógł się pozbierać; stał się
wrakiem samego siebie, cieniem swojej dawnej charyzmy, niewolnikiem dziewczyny, która już nie była jego. Jednak później
znalazł nową dziewczynę, Leah, która otoczyła go opieką i która
sprawiła, że Caleb znowu stanął na nogi. I wszystko dla Leah
skończyłoby się jak w Disney'owskiej bajce, bo pierścionek już
był kupiony i czekał schowany w szufladzie, gdyby nie to, że Caleb
w wyniku wypadku stracił pamięć. A potem przypadkowo spotkał
Olivię, która wykorzystała daną od losu szansę i na nowo chciała
spędzić chociaż kilka dni z dawną miłością. Przynajmniej do
momentu, gdy nie odzyska on pamięci i nie dowie się, jak bardzo jej
nienawidzi.
Czy
zachowanie dziewczyny było moralne? Czy można w ogóle rozpatrywać
tą sytuację w istocie moralności? Przecież miłość nie jest
racjonalna, nie jest moralna i nie podlega żadnym zasadom. Olivia
skrzywdziła przed laty Caleba, ale – co widoczne jest w książce
na pierwszy rzut oka – kochała go nadal, miłością tak wielką,
że aż dusiła się od jej nadmiaru. Także on, który nie wiedział
kim jest … a może wiedział, tylko udawał?
"Myślę, że po tym jak pierwszy raz ofiarujesz swoje serce, nigdy go już nie odzyskasz. Reszta twojego życia to tylko pozory, że nadal je masz."
Być
może wszystko znowu skończyłoby się jak w bajce, gdyby na scenę
nie wkroczyła Leah; kobieta zakochana, kobieta bogata, kobieta
zdolna do wszystkiego. Zagroziła Olivii, że jeżeli nie wyjedzie i
nie zostawi ich na zawsze, powie Calebowi kim ona jest i co mu kiedyś
zrobiła. Jak mocno złamała mu serce a ona będzie zmuszona znowu
dostrzec wyraz rozczarowania i bólu w jego oczach. Więc Olivia
wyjechała, zatarła za sobą wszelkie ślady i próbowała żyć
pełnią życia, ale jak to możliwe, skoro jej serce zostało setki
kilometrów za nią? Rany się zabliźniają, ale zawsze zostaje
blizna, mniej lub bardziej widoczna. Patrząc na siebie w lustrze,
dostrzegając pieprzyk, który był całowany przez drugą osobę,
lub czesząc włosy, które on odgarniał ręką, przypominają się
te chwile, kiedy serce było najszczęśliwsze.
Jednak
oczy z czasem przestają dostrzegać w pieprzyku tą drugą osobę a
mózg przestaje kojarzyć dany zapach z zapachem skóry najmilszego w
świecie. Olivia zaczęła żyć na nowo, zaczęła spełniać swoje
pasje, została adwokatem i wspinała się po szczeblach kariery;
pozwoliła nawet wejść pewnemu mężczyźnie do swojego serca i z
uśmiechem patrzyła w przyszłość. A wtedy znowu Caleb się
odezwał i poprosił ją, by broniła jego żony – tej
znienawidzonej Leah – w sądzie. By sprawiła, że policjanci
zdejmą kajdanki z jej rąk i że będą mogli być na nowo
szczęśliwym małżeństwem.
Jak
widzicie ta historia nie jest prosta, łatwa i mimo że opiera się
na znanych wszystkim schematach, wymyka się im i ukazuje coś
całkiem innego. To kolejna książka z cyklu „co by było, gdyby
nie było Walta Disney'a i jego szczęśliwych zakończeń?”
Kogo
wybierze Caleb? Swoją największą, pierwszą miłość, która
wdarła się do jego serca i która w brutalny sposób je podeptała?
Czy Leah, której nie kocha jakoś nadzwyczajnie, ale która jest
dobra i słodka i która pomogła pomóc mu się pozbierać wtedy,
gdy był potrzaskany niczym tafla szkła? Jako, że jest to pierwszy
tom trylogii, można być pewnym, że ich historia będzie się
jeszcze kołem toczyła a każdy czytelnik będzie mógł
zweryfikować, kto w całej tej historii jest tym dobrym a kto tym
złym. Po pierwszym tomie mogę stwierdzić, że „tym złym” jest
Caleb, który nie potrafi zdecydować się na jedną z kobiet,
zrywając definitywnie kontakt z tą drugą. Ale cóż... my,
kobiety, zawsze sądzimy, że wina leży po stronie testosteronu.
Druga
część będzie miała premierę w październiku tego roku; tak więc
pozostało nam tylko czekać i rozmyślać nad epilogiem, w którym
to Olivia miała na sobie suknię ślubną... ale więcej wam nie
powiem, musicie przeczytać sami.
„Caleb
był moją niedoskonałością.”
A już jutro zapraszam was do wszystkich polskich księgarni, gdzie można będzie kupić świeżutki, niczym poranna bułeczka, egzemplarz tej książki.