19 lip 2017

"Kochając pana Danielsa" - książka, która porwała tłumy, mnie przygwoździła do ziemi.


   Kilka miesięcy temu cała blogosfera zachwycała się książką „Kochając pana Danielsa”. Długo zabierałam się za to, żeby kupić ten tytuł, ale nigdy nie było mi z nim po drodze i dopiero w ubiegłym tygodniu dorwałam ją w empiku. Byłam przekonana, że podobnie jak wy, będę zachwycona i zauroczona historią, jaka rozegrała się na kartach powieści. Cóż… ja to chyba zawsze muszę płynąć pod prąd.

   Zacznijmy od fabuły. Ashlyn straciła swoją siostrę bliźniaczkę, która zmarła w wieku, w którym zdecydowanie nie powinno się umierać. Jej matka zamiast pomóc jej przejść przez żałobę, odtrąciła ją i dziewiętnastolatka trafiła do obcego miasta, gdzie zajął się nią ojciec, którego rola w jej życiu przez wiele lat sprowadzała się do wysyłania upominków z okazji świąt. Na miejscu okazało się, że mężczyzna, który powinien stronić od modelu tradycyjnej rodziny, mieszka z kobietą i dwójką jej nastoletnich dzieci i świetnie sprawdza się jako ojciec. Dla Ashlyn ta wiadomość była jak kolejne wbicie ostrza prosto w serce (patetyczny ton książki mi się udzielił, nie ma co.)

   W międzyczasie dziewczyna poznaje Daniela, który przypominał mi od samego początku pana Darcy’ego; wiecie, taki doskonały, dorosły, ale równocześnie słodki i wstydliwy. Połączyła ich żałoba – ona tęskniła za siostrą, on za rodzicami, którzy zmarli w niewielkich odstępach czasu. I w tym momencie powieść mogłaby się skończyć marszem weselnym, ale jak to w amerykańskich historiach bywa, wszystko musiało się pokomplikować. Okazało się, że Daniel jest nauczycielem Ashlyn i że muszą ukrywać swoją miłość; szczególnie, że jej ojciec był dyrektorem szkoły i z łatwością mógłby przyuważyć, że miziają się ukradkiem w czasie przerw.

   Mimo, że ona miała lat 19 a on 22, to było to wielce niestosowne, żeby się umawiali – w naszej rzeczywistości taka różnica wieku nie jest niczym szczególnie rażącym. Mnie samą dzieli taka różnica wieku od męża! Jasne, mogła po prostu zmienić szkołę, klasę lub zrezygnować z tych konkretnie zajęć, ale tej opcji jakoś nie wzięła pod uwagę. A znała na pamięć dzieła Szekspira, więc zakładam, że była inteligentną osobą.

„Kocham cię powoli. Kocham cię głęboko. Kocham cię szeptem. Kocham cię zapamiętale. Kocham cię bezwarunkowo. Kocham cię czule i ostro, wolno i szybko. Poza czasem i na zawsze. Kocham cię, ponieważ po to się urodziłem.”

Szczerze powiedziawszy, spodziewałam się po tej książce czegoś więcej; dodatkowo zirytował mnie wątek z tym, że zmarła siostra zostawiła swojej bliźniaczce listę rzeczy do zrobienia. Przecież to już było i to tak bardzo kojarzy się z „Ps. Kocham cię”, jak biała sowa z Harrym Potterem. Może jestem niewdzięcznym czytelnikiem, ale uważam, że pewnych motywów, które są bardzo charakterystyczne, nie powinno się powielać, bo powoduje to – jak tutaj – lekki niesmak.

   Drugim minusem była dla mnie zbytnia ckliwość. Pokażcie mi jedną realną parę, która rozmawia w taki sposób jak Ashlyn i Pan Daniels, to obsypię was miedziakami. Jasne, niekiedy zdarzają się bardziej lub mniej romantyczne momenty, ale u nich takie rozmowy były na porządku dziennym. Jednorożce tańczyły żwawo po kolorowej tęczy a ze złotego kociołka wylewały się psotne stworki, trzymające w rękach słodziutkie serduszka. Bleh.

   Skupiając się na plusach, mogę wymienić postać Ryana, chłopaka, dla którego ojciec Ashlyn był ojczymem. Pogodny nastolatek, który miał swoje potwory, skrywane głęboko pod warstwą beztroski i poczucia humoru. Mimo, że był to bohater drugoplanowy, bardzo mi się przypodobał i z chęcią przeczytałabym powieść o nim, jako głównym bohaterze. Chociaż taka prawdopodobnie nigdy nie powstanie, biorąc pod uwagę to, co stało się w „Kochając pana Danielsa.”

   Reasumując, jak zwykle, okazało się, że książka, która porwała tłumy, mnie przygwoździła do ziemi. Nie poczułam tej magii, nie ruszył mnie romantyzm opisany w książce, nie byłam zachwycona kreacjami głównych bohaterów. Miłość Ashlyn i Daniela mogłaby spokojnie się rozwijać, gdyby tylko podjęli jedną inną decyzję. Cóż, nie moja bajka, ale skoro zawiodłam się już na kochanej przez tłumy Collen Hoover, to czemu nie miałabym się zawieźć na „Kochając pana Danielsa”?

„Znacie takich ludzi, z którymi nie widzieliście się całe wieki, a kiedy znowu ich spotykacie, czujecie, jakbyście się w ogóle nie rozstawali? Trzymajcie się ich.” 

41 komentarzy:

  1. Mi się podobało nawet, ale byłam chora jak czytałam, to takie historie do mnie wtedy trafiają :)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja jestem chora to oglądam głupie seriale :D

      Usuń
  2. Nie czytałam, ale takie pierdołowate rozmówki bohaterów bywają odstraszające.
    Chcesz rzucać miedziaki! Nazbierałaś pod Kościołem po ślubie. Cwany lisek z Ciebie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, miedziaki spod kościoła wziął mąż :D mówi, że starczyłoby akurat na piwo :)

      Usuń
    2. To coś słabo rzucali. U nas posypał się ryż. Na rok by go starczyło do pomidorowej haha

      Usuń
    3. U nas też był ryż :) i jedno dziecko zaczęło płakać, bo chciało go zjeść a nim rzucili :D

      Usuń
  3. Ja nawet o niej nie słyszałam :')
    Też mi się zdarza nie lubić czegoś co wszyscy zachwalają xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musimy założyć jakiś klub Nielubiących :D

      Usuń
  4. Słyszałam o niej, ale przyznam się z bólem że jeszcze nie czytałam.. chociaż widzę, że wiele osób sobie chwali ale są też takie jak Ty, które nie są zadowolone z niej. Muszę to sprawdzić, bo fabuła w sumie nawet ciekawa ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdź :) ciekawe do której grupy Ty się zaliczysz :)

      Usuń
  5. Czytałam, byłam zachwycona ;) Gusta i guściki. Ty zawsze krytykujesz z takim humorem, że krytyczne opinie mogłabym czytać u Cb codziennie ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może powinnam publikować na blogu tylko negatywne recenzje? :D Zawsze to jakiś pomysł na sławę :D

      Usuń
  6. Książki nie czytałam, ale kilka recenzji owszem i jakoś nie mam do niej przekonania. Nie moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, to dobrze, że ktoś jeszcze porusza się w moich klimatach ^^

      Usuń
  7. Do poczytania z ciekawości co ludzi zachwyca. Ja wolę bardziej thrillery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thrillery, kryminały i ostatnio fantasy - to mnie najbardziej kręci :)

      Usuń
  8. A ja bardzo pozytywnie wspominam tą powieść i na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ah jeszcze sie taki nie narodził coby każdemu dogodził

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale można próbować być kimś takim :) chociaż ja do tego miana się nie pcham :)

      Usuń
  10. Faktycznie, wystarczy przeczytać zamieszczone cytaty, by cukier zgrzytał pod zębami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cukier w zbyt dużych ilościach szkodzi :)

      Usuń
  11. O nie, będę trzymać się z daleka. Chyba, że powstanie kontynuacja, w której bohaterów zastanie apokalipsa zombie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, już sobie wyobrażam te cytaty! "Kochany, zaraz nas zarażą, ale pamiętaj, że urodziłam się po to, żeby cię kochać!"

      Usuń
  12. Po prostu znam to uczucie.
    Nie przypominam sobie, abym miała do czynienia z tą książką akurat, ale nieraz już miałam tak, że bestseller, który porywa tłumy, mnie totalnie nie zaciekawił.
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  13. A mnie osobiście ta książka zachwyciła :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie czytałam tej książki :D
    Szkoda, że książka nie przypadła Ci do gustu.
    Pozdrawiam!

    lublins.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Mnie też nie porwała, ale miała też swoje plusy. O dziwo mi też motyw z listami przypadł do gustu. Zaś raziła poetycka forma.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam tę książkę w planach i na pewno za kilka miesięcy ją przeczytam. I mam nadzieję, że mnie zauroczy :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeżeli coś podoba się wszystkim, to zapewne będzie to ckliwe romansidło, tak już jest :D I w sumie było od zawsze, od wieków najlepiej sprzedawały się romansy, najpierw tylko francuskie, potem też polskie, teraz anglojęzyczne. W mentalności ludzie jakoś nic się nie zmieniło od wynalezienia druku...

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja chętnie przeczytam :) Może też rzucą mi się w oczy minusy o których wspominasz, jednak chciałabym dać jej szansę, bo zdecydowanie więcej pozytywnych opinii czytałam o tej książce :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Hahahaha ja tez zazwyczaj ide po prad, taka juz chyba moja natura ;) Az z ciekawosc przeczytam ta ksiazke i ciekawa jestem czy zgodze sie z Toba, czy porwanym tlumem :D :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie czytałam i nie mam ochoty - przynajmniej nie teraz ;P

    OdpowiedzUsuń
  21. Raczej nie będę czytać, nie lubię romansów ;-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie zawsze to co porywa tłumy, porywa też nas.

    OdpowiedzUsuń
  23. Teraz jak czytam Twoją opinie, to faktycznie uzmysłowiłam sobie, że istnieją większe wady w tej książce, a jednak mi i tak bardzo się spodobała. Bardzo też polubiłam Ryana, szkoda , że jego wątek nie był jeszcze bardziej rozwinięty i że skończył się jak skończył.

    OdpowiedzUsuń
  24. To była pierwsza książka Pani Cherry, którą przeczytałam jako pierwszą. Książka bardzo mi się podobała, lubię takie historie :)

    Pozdrawiam, dziennikbibliotekarki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń