Strony

18 cze 2016

Planujemy wesele! Część druga – jak się to wszystko zaczęło.



   Po pierwsze – dziękuję za tyle miłych komentarzy pod ostatnim postem! Dla tych, którzy to ominęli przypominam nasze perypetie z szukaniem idealnej sali na wesele Pstryk!
    Część druga powinna być w zasadzie częścią pierwszą, ale kto spodziewałby się po mnie prawidłowej chronologii. Dzisiaj więc o tym jak wyglądały zaręczyny i uprzedzam – nie były one typowe i sztampowe, chwała niebiosom.

   Tak więc, zacznę od tego, że oczywiście niczego się nie spodziewałam. A gdybym się spodziewała i miałabym obstawiać ten dzień to obstawiałabym całkowicie inną porę i inne miejsce. Rzecz działa się w Wigilię Bożego Narodzenia. Na początku listopada mój najwspanialszy coś pobrzdąkiwał pod nosem, że jestem zaproszona do niego na rodzinną wigilię, jednak miesiąc później temat magicznie ucichł a ja stwierdziłam, że zląkł się zbyt szybkiego wprowadzania mnie na rodzinne łono i trzeba się z tym jakoś pogodzić. W akcie odwetu, niczym dziecko w przedszkolu, i ja go na swoją wigilię rodzinną nie zaprosiłam, chociaż nawet o to nie zabiegał.
    Zabiegał za to o to, żebym koniecznie kupiła światełka na choinkę. Koniecznie niebieskie. Nalegał tak bardzo, że w końcu sam pojechał do miasta, kupił je i założył na choinkę. Stwierdziłam, że w porządku, ma może jakieś oczekiwania względem wyglądu mojej domowej choinki i kim ja jestem żeby go oceniać. A tak szczerze to w mojej głowie się tłukło - co on ma z tymi światełkami, do jasnej Anielki!?

    W Wigilię, jak co roku, pojechałam do babci, smażyłam karpia, kleiłam uszka i myłam rodową zastawę tradycyjnie pełną kurzu, tak więc już podczas kolacji wyglądałam jak siedem nieszczęść. Ale co tam, obecni byli sami najbliżsi, więc się nie przejmowałam lekko rozmazaną kreską na powiece i zmierzwionym włosem. Po zjedzeniu wszystkiego co wcześniej pomogłam smażyć/gotować/przyprawiać/podjadać przyszedł czas na coroczny powrót do domu. Tyle, że wtedy ciotka i mama postanowiły posiedzieć dłużej niż zwykle. Mnie po całym dniu bolała głowa, babcia odmawiała mi dania tabletki, co dodatkowo mnie irytowało, bo co mi jeden apap zaszkodzi, moje dwie kochane plotkary siedziały i rozmawiały o niczym i nawet kuzyn, który zwykle zbiera się szybciej niż wypada, siedział twardo na swoim miejscu i skubał rybę w tempie walca wiedeńskiego. Czyli powoli, chociaż nie wiem, czy walc wiedeński jest aż tak wolny.

    Po czterdziestu minutach mojego proszenia, żebyśmy wrócili do domu, żebym mogła się ogarnąć i odpocząć przed pasterką z chłopem moim, w końcu towarzystwo się ruszyło i razem ruszyliśmy do domu. Szkoda tylko, że tempo naszej jazdy wynosiło 30 kilometrów na godzinę, gdyż była zima (było ponad 10 stopni ciepła i zero lodu na drodze) a poza tym moja mama koniecznie chciała pooglądać dekoracje w ogrodach obcych ludzi. Mieszkamy cztery kilometry od babci, jechaliśmy do domu dwadzieścia minut. Pod domem mama  stwierdziła, że pójdzie jeszcze z psem na spacer a ja mam iść do domu. Zmęczona i z bolącą głową powlokłam się więc po schodach, gdyż mieszkam w bloku i co zobaczyłam? Nie, nie pięknie udekorowaną klatkę schodową, nie kucyka przywiązanego do moich drzwi ani nie mojego najwspanialszego ubranego w surdut. Zobaczyłam klucz w drzwiach!

    Moja pierwsza myśl brzmiała: „włamali się mi do domu i ukradli telewizor.” Wiem, głupie, bo skąd włamywacze mieliby klucze. I dlaczego akurat ten telewizor taki ważny się dla mnie zrobił?     W te pędy chwyciłam za telefon i dzwonię do rodzicielki, co by mnie wspomogła, zanim maniakalny morderca wbije mi siekierę w czaszkę i informuje ją, że w drzwiach tkwi klucz i co ja mam robić i że panikuję. Mama kazała mi wejść do środka. Nie ma co, w tamtej chwili pomyślałam, że może to jakiś spisek i chce się mnie pozbyć. Więc weszłam, na lekko drżących nogach.

    A w mieszkaniu było ciemno. Słychać było kolędę graną z radia, choinka świeciła na niebiesko to po to te cholerne światełka! a obok stał mój najwspanialszy elegancko ubrany z bukietem z biało-niebieskich kwiatów. I co ja mogłam pomyśleć w takiej sytuacji? Chcecie zgadywać? Lepiej nie. Moja myśl brzmiała - „matko moja, przecież ja smażyłam karpia!”. 
   A potem to już się potoczyło niczym w komedii romantycznej, chociaż muszę przyznać, że człowiek w takiej chwili nie wie co ma zrobić i jak należy się zachować. Ogólnie to wszystko pamiętam jakby przez lekką mgłę. 
   Oczywiście, cała moja rodzina była wtajemniczona w ten spisek i dlatego tak długo jedli rybę. Żeby mój kochany zdążył od siebie do domu przyjechać do mnie i wszystko przygotować. Tylko o tym kluczu w drzwiach zapomniał. Moja mama niczym skowronek zachwycała się nie samym faktem zaręczyn a tym, że dotrzymała tajemnicy. I wyjaśniło się dlaczego babcia nie chciała mnie poratować tabletką - musiałam być jak najmożliwiej trzeźwa i świadoma, żebym potem nie mogła zwalić winy na tabletkę. 

   Minęło już prawie pół roku od tego pięknego wieczora, a to co najważniejsze jest już zaplanowane. Zaplanowane są także pozostałe części tego cyklu a dokładniej: 
- nauki przedmałżeńskie, 
- pierwsze niepoważne przymierzanie sukni, 
- burzenie weselnych stereotypów, czyli czego u nas nie będzie,
- łut szczęścia w związku z fotografem i orkiestrą. 

   Piszcie o czym chcielibyście przeczytać a ja się znowu uzewnętrznię. I jeśli chcecie, to opowiedzcie, jak u was wyglądał dzień zaręczyn. Z chęcią poczytam.


62 komentarze:

  1. Ojejku, piękna historia, niczym z książki :)
    Gratuluję i życzę powodzenia na tej nowej życiowej drodze!

    napolceiwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. o proszę widzę planów ogrom;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie i bardzo romantycznie. Nawet ten zapomniany klucz w drzwiach dodaje całej historii uroku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klucz bezsprzecznie dodał dreszczyku emocji całej tej historii :)

      Usuń
  4. Ma fantazję Twój man, masz piękne wspomnienie tego dnia;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie napisałaś jak Ci się oświadczył. Najważniejsza rzecz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oświadczyny to były już takie typowe :) uklęknął, zapytał i o :)

      Usuń
  6. Urocza historia. :) Niespodzianka się udała :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja o swoich zaręczynach publicznie powiedzieć nie mogę, bo trzeba by to było ocenzurować, ale było tak, jak chciałam :D
    Nauki przedmałżeńskie - mogę Ci je streścić w kilku słowach: najlepiej mieć tyle dzieci, ile Bóg da, antykoncepcja to zuoooooo, a jak bierzesz tabletki, to jesteś cała w plamach. To jest masakra jakaś :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najważniejsze :) i może jednak kiedyś o nich opowiesz :)
      U nas na naukach tak źle nie było, ale czeka nas jeszcze poradnia :)

      Usuń
    2. Poradnia też jest boska. Padło pytanie: ile chcecie mieć dzieci. Ja na męża, mąż na mnie - no kurka, nie ustaliliśmy zeznań. To mówię, że dwójka będzie ok. Na co pani z poradni mówi: będziecie mieć tyle dzieci, ile Pan Bóg da. Już wiedziałam, że sobie nie pogadamy :P a jak zaczęła tłumaczyć wykresy z temperaturą to już kompletnie odleciałam. Mogła mi to równie dobrze po hebrajsku mówić, robiąc chińskie wstawki - efekt byłby ten sam. Ale co się dziwić, stara panna mi mówiła, jak robić dzieci :P na szczęście te pierdoły już za mną i mam końcowe odliczanie do ślubu kościelnego :)

      Usuń
  8. Fajnie to wszystko zorganizował, tak romantycznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękna historia :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Życzę powodzenia :) Dobrze mieć takie piękne wspomnienia :D Ja już prawie 4 lata po ślubie, czas szybko leci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak jest w małżeństwie? :) Jest się co pchać w cały ten biznes? :D

      Usuń
  11. Piękna historia :D Chętnie poczytam o wszystkim na ten temat.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  12. a mnie dziś wkurzyli z zaproszeniami na moje wesele i chodzę nabuzowana:/

    chętnie poczytam o tym, czego u Was nie będzie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. no proszę jaki spisek rodzinny, mama dumna z siebie pewnie sporo zdrowia kosztowała ją ta dyskrecja:) musiała sie męczyć...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Ale romantycznie, postarał się chłopak :)
    Ja sama sobie się kiedyś oświadczę z braku laku, to zrobię to tak jakbym chciała. Już wiem, że powiem głośne Tak miłości do samej siebie;)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłość do samej siebie jest najważniejsza! :P

      Usuń
  15. Niebieski to Twój ulubiony kolor jak wnioskuję? ;)

    A historia świetna!

    OdpowiedzUsuń
  16. Dobrze, że jesteś dość spokojną osobą, bo ja bym była już tak wnerwiona, ze bym odmówiła :D Ale ogólnie świetnie wybrany termin - na pewno go nie zapomnicie, łatwiej świętować i w ogóle bardzo rodzinny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem spokojną osobą :D to był szok, nie było czasu na nerwy :)

      Usuń
  17. Z uśmiechem na twarzy się czyta takie opowieści :) U nas w tym roku wybije 5 rocznica ślubu, a nasz maluszek skończy 2 latka w tym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Jak romantycznie:) Zwłaszcza ten telewizor i karp;p A tak serio, to miał głowę, że wybrał światełka pasujące do pierścionka:)
    Ja to wiedziałam o swoich zaręczynach chyba już na tydzień przed;p Hehe;p Mój narzeczony niezbyt dyskretnie próbował się dowiedzieć jaki mam rozmiar pierścionka;p No ale i tak było pięknie:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ale Ci zazdroszczę. Ja byłam już raz zaręczona i były narzeczony też oświadczył mi się w wigilię, jednak nie wyglądało to tak romantycznie jak w Twoim przypadku.

    OdpowiedzUsuń
  20. Historia naprawdę jak z komedii romantycznej :) Postarał się narzeczony :) Zastanawiam się tylko co z tym niebieskim? To Twój ulubiony kolor?

    OdpowiedzUsuń
  21. piękna historia ach... :) i światełka w tonacji pierścionka:D

    OdpowiedzUsuń
  22. Naprawdę można Ci pozazdrościć. Mam nadzieję, że będziesz nas na bieżąco informować o przebiegu wszystkich planów weselnych i przedstawisz swoją suknię oczywiście! ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ale mieliście fajne zaręczyny. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Uroczo ;D A ten klucz w drzwiach to taki drobny szczegół, żeby zwrócić uwagę, że nie ma nic idealnego, o! Ale Apap miał sprawić, że nie byłabyś przy zdrowych zmysłach? Jeden Apap?! o_____O

    OdpowiedzUsuń
  25. Wow postarał się :D I jak wszystko zaplanował :D Jestem pod wrażeniem :)
    I opisuj wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  26. piękna historia, to musiała być magiczna chwila :)

    OdpowiedzUsuń
  27. ohh wspaniala historia! postaral sie facet :)

    OdpowiedzUsuń
  28. ależ to sobie obmyślił ten twój Szafirowy :D

    OdpowiedzUsuń
  29. Super zaręczyny:) Orginalne... :) Mój mi się oświadczył gdy wyszłam z łazienki z ręcznikiem na głowie:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Niesamowite zaręczyny. Gratuluję Ci :)
    http://tamczytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  31. Piękna historia i opowiedziana równie pięknymi słowami! Naprawdę potrafisz zainteresować i od początku sama dumałam, po co mu te niebieskie lampeczki :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Zabawna historia :D Każdy piszę swoją, a Twój narzeczony widocznie tak to sobie wymyślił :)
    >FOXYDIET<

    OdpowiedzUsuń
  33. Czyli ciekawie się zaczęło :)
    Jakie knowania rodzinki.

    OdpowiedzUsuń
  34. No ładnie! Aż mi się ciepło zrobiło na serducho - to raz. Dwa, że ta Twoja historia troszkę mnie przygnębiła, bo jednak człowiek samotny, to człowiek smutny w pewnym momentach. Ten taki trochę smutny był.
    Niebieskie lampki zawsze spoko! No i postarał się chłopak, szczęściara z Ciebie i tyle! <3

    OdpowiedzUsuń
  35. Ojejku, ale z niego romantyk! :)
    Marzą mi się nietypowe zaręczyny, ale "mój" jeszcze ma sporo czasu, aby je wymyślić :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  36. Piękna historia, będziesz miała co wspominać:)Przypomniało mi to oświadczyny mojego męża, też mnie zaskoczył:)

    OdpowiedzUsuń
  37. Zaręczyny jak z bajki. Trzeba przyznać, ze pomysłowe bardzo. No, no - a myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w książkach i filmach ;) Pozdrowionka! :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Na naukach przedmałżeńskich mój mąż dowiedział się w jaki sposób poznać dni płodne u kobiety: ma ona wtedy rumiane policzki, bardziej czerwone usta i błyszczą jej się oczy! Poważnie! Czyli.... mamy dni płodne po każdym wypitym drinku ;p
    A zaręczyny cudne!

    OdpowiedzUsuń
  39. Wspaniałe zaręczyny Ci partner urządził, jak w filmie :) Mój też zaszalał, wywlókł mnie na wschód słońca, kiedy byliśmy nad morzem w Darłówku:)

    OdpowiedzUsuń
  40. Walc wiedeński niekoniecznie jest wolny :) Właśnie się uczę tańczyć i wymyśliłam sobie szybszą wersję :)
    Ciekawa historia, życzę Wam powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  41. To dobrze, że się oświadczył...a nie skroił jednak telewizora ;)

    OdpowiedzUsuń
  42. Pięknie to wszystko ujęłaś w słowa i dobrze, że wyjaśniła się kwestia niebieskich lampek, bo bardzo mnie to zaciekawiło. Pozostaje mi tylko życzyć powodzenia w tym ciężkim okresie przygotowań do ślubu.

    OdpowiedzUsuń
  43. Oj trzeba się napracować przed tym cudownym dniem :)

    OdpowiedzUsuń
  44. O jaaa ,ale fajowo! Hi hi, w końcu nam zdradziłaś tajemnicę zaręczyn! :) Genialnie, i duma mamusi, ty nawet sobie nie wyobrażasz ile biedną musiało to kosztować :D

    OdpowiedzUsuń
  45. Swietny wpis. Super się czytało. Planowanie wesela to niemałe wyzwanie :)

    OdpowiedzUsuń