„Często zdumiewa mnie, jak zawiłe
są linie kreślone palcem przypadku i jak bardzo losy nasze zależą
od tych poplątanych bazgrołów.
Gdyby na przykład ulica Armii
Czerwonej nie była w sierpniu rozkopana do imentu, Bebe i Dumbo nie
spotkaliby się koło fontanny. Zapewne spotkaliby się nieco
później, w innym punkcie miasta, ale kto wie, czy wtedy zwróciliby
na siebie uwagę?”
Beata, zwana Bebą i Konrad Bitnerowie
byli dziećmi bardzo samodzielnymi; nie mieli innego wyjścia, bowiem
ich ojciec postanowił założyć w Brazylii nową rodzinę
zapominając jakby o tej, którą już miał za żelazną kurtyną a
matka była artystką a to samo przez się rozumie, że nie miała
głowy do tak przyziemnych spraw jak gotowanie czy sprzątanie domu.
Oczywiście sławna Józefina Bitner kochała swoją córkę stojącą
u progu dorosłości i syna, który był jeszcze w tym wieku, w
którym jeździ się na kolonie; nie umiała ona tylko wyrażać tej
miłości w sposób typowo matczyny. Była raczej matką-amerykanką
niż matką-polką.
Jako, że w Jeżycjadzie wszystko jest
powiązane, nikogo nie powinien zdziwić fakt, iż Józefina była
daleką kuzynką Kłamczuchy, czyli Anieli Kowalik, niespełnionej
aktorki, która swego czasu – klik – przeniosła się z dnia na
dzień do Poznania znad dalekiej Łeby, gnana uczuciem miłości i
przeznaczenia.
Z owej miłości nic nie wyszło,
jednak dzięki temu losy Anieli potoczyły się tak, że na obecnym
etapie Borejkowej rzeczywistości jest ona suflerką w teatrze a nie
pakowaczką ryb w nadmorskiej fabryce.
Zrządzeniem losu Józefina postanawia
pozostać w Ameryce, do której wyjechała na kilka tygodni a opiekę
nad swoimi skarbami powierzyła Anieli. Warto tutaj zaznaczyć, że
Kłamczucha nie zmieniła się za bardzo od czasów licealnych i jej
największym problemem w dorosłym życiu było to, że nie miała ona
jeszcze okazji odrzucić zaręczyn, mimo że miała już lat dwadzieścia
pięć.
Już z pierwszych stron dowiadujemy się
co dzieje się u głównych bohaterów serii – Ida zerwała
zaręczyny i postawiła wszystko na karierę lekarską (jej
hipochondria nie poszła na marne!) Cesia i Hajduk doczekali się
trójki dzieci, piękny Pawełek w końcu się ustatkował a Gabrysia
została znowu oszukana przez Pyziaka i samotnie wychowywała dwie
córeczki. Aniela zaś ciągle mieszkała na walizkach, ciągle nie
miała swojego miejsca na ziemi i troszkę ją to uwierało, prawdę
mówiąc.
W roku 1988 trzecia z kolei Borejkówna
ma zaszczyt nazywana być licealistką, z wszelkimi łączącymi się
z tym wadami i zaletami. Natalia w przeciwieństwie do sióstr nie
jest orłem z żadnego przedmiotu i nawet poczciwym wróblem trudno
ją nazwać; łapie dwóję za dwóją i dotyczy to też języka
polskiego, który przecież dla żadnej Borejkówny nie powinien być
trudny i niezrozumiały. Coś jednak Natalię hamuje, dręczy i mimo
że wie dużo to nie potrafi tego przelać na kartki opatrzone nazwą
SPRAWDZIAN.
W tej części na scenę wkracza
wyjątkowy Bernard Żeromski, który zawsze kojarzył mi się z
Hagridem z „Harry'ego Pottera” - brodaty, wysoki, szeroki w
ramionach i kompletnie nieprzystosowany do życia w brutalnym
społeczeństwie. Bernard był artystą i świat postrzegał jako
miejsce na plewienie dobra; niestety nie wszyscy mieszkańcy globu mieli zamiar dostosowywać się do bernardowych światopoglądów i
czynili zło, co zawsze go raniło tak, jakby to jemu to zło
wyrządzano osobiście.
„- Nigdy nie miałeś brody na
przykład.
- Miałem – oświadczył Bernard. -
Lecz ogoloną.”
Bernard miał ucznia zwanego Dumbem,
który został wyrzucony z wrocławskiego liceum i był zmuszony
przenieść się do Poznania. Tam spotkał Bebe i tę dwójkę od
razu coś magicznego połączyło, w przeciwieństwie do Bernarda i
Anieli, bowiem ta magiczna więź istniała jedynie ze strony
wielkoluda o czułym sercu. W światopoglądzie Anieli wprawdzie
istniał jakiś przyszły mąż, jednak miał on być lekarzem lub
prawnikiem a nie artystą. Poza tym miał być zabójczo przystojny a Bernard był po prostu uroczy z wyglądu.
Ogromną rolę, po raz kolejny, odegrał
mało zauważalny profesor Dmuchawiec; człowiek schorowany, ale
nadal pełen wigoru i jasnego umysłu. Jego trafne spostrzeżenia nie
raz zmieniały życie jego dawnych wychowanków i innych młodych
ludzi, którzy stanęli na jego drodze. Dmuchawiec przypomina mi
niejednokrotnie o tym jak w starożytności dbano o osoby starsze;
przypisywano im wielką mądrość życiową i słuchano ich rad –
całkiem inaczej niż obecnie, kiedy „gderanie starych” zbywa się
machnięciem ręki.
Książki Musierowicz to także proste
odpowiedzi na pytania, które nurtują każdego chyba człowieka.
Wcale nie filozoficzne, niezbyt rozległe i ani trochę nie patetyczne,
tylko zwyczajne i po prostu – ludzkie,
„- Ale niech mi Basia powie, czemu ja
muszę żyć w takich czasach? - wybuchnął goryczą pan Karolek.
- Bo tak się Panu Bogu podobało –
wyjaśniła mu staruszka.”
"Brulion Bebe B." to kolejna część serii, w której możemy obserwować przemianę Kłamczuchy z trzpiotki w mądrą i dojrzałą kobietę. To także kolejny hołd dla Dmuchawca, który - patrząc z obecnej perspektywy mojego jestestwa - jest tak naprawdę osią całej Jeżycjady. Borejków jest tutaj jak na lekarstwo i są oni głównie reprezentowani przez dorastającą Natalię, która nigdy nie była moją ulubienicą, jednak pomimo tego książka i tak spełnia swoje najważniejsze zadanie - umila czas, przenosi w przeszłość i przypomina, co jest w życiu ważne.
PS - Naskrobałam już recenzję książki "Kamień i sól" i chciałabym ogłosić wszem i wobec, że jutro pojawi się na blogu - po dłuższej przerwie - niepochlebna recenzja. To taka zapowiedź, żebyście byli przygotowani na to, że nie będę jutro zbyt miła i dla książki i dla autorki. Będzie rzeź.
Tytuł mi się kojarzy skądś, ale opis już w ogóle nie. :)
OdpowiedzUsuńKsiążki Pani Musierowicz są jakieś, takie… naprawdę wyjątkowe. :D
OdpowiedzUsuńJutro rzeź? Aż tak kiepsko? Ojacie.
A wiesz,że tej części nie czytałam. Wstyd!
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Dzięki tej książce dowiedziałam się, co to są limeryki i nauczyłam się je pisać :D No i Bernard na zawsze pozostał moim ideałem artysty i człowieka, jest po prostu mega, i w tej książce, i w dalszej części swojego życia :) Mogłabym założyć jego fanklub.
OdpowiedzUsuńChyba przestanę komentować tą serię, bo to kolejna książka której nie czytałam;p
OdpowiedzUsuńUwielbiam Jeżycjadę i przeczytałam wszystkie książki, które do tej pory wyszły. Nawet jeśli Borejków jest jak na lekarstwo, to i tak wspaniale się to wszystko czyta i wtapia w klimat Musierowiczowego Poznania :)
OdpowiedzUsuńi ten nick xd
UsuńNie lubię jakoś Polskich autorów :)
OdpowiedzUsuńTo chyba jedna z części Jeżycjady, którą pamiętam najsłabiej, ale czytałam na pewno bo zapoznając się z Twoją recenzją skutecznie odświeżyłam sobie pamięć :)
OdpowiedzUsuńPrzez Twoje recenzje mam ochotę zacząć czytać Jeżycjadę w kolejności, żeby wreszcie zorientować się w relacjach między bohaterami.
OdpowiedzUsuńMam tak samo:)
UsuńJa też mam ochotę powtórzyć wszystko! :)
UsuńAgato, widzisz co narobiłaś? :)
UsuńHej, ja to czytałem. chyba. okładkę kojarzę. coś musiało być na rzeczy :) albo inną książkę z tej serii. jakoś mi się dzieciństwo przypomniało :)
OdpowiedzUsuńjak co środa, dowcip do Ciebie woła :D
OdpowiedzUsuńNeil Armstrong ląduje na Księżycu. Wysiada z lądownika i mówi:
- To jest mały krok dla człowieka, ale duży dla... Zaraz, co to?
Patrzy, a parę metrów dalej pali się ognisko, przy którym siedzi trzech facetów. Rozmawiają i pieką kiełbaski. Okazuje się, że są to Ukrainiec, Egipcjanin i Polak.
- A wy co tu robicie? - pyta zbity z tropu Armstrong.
- No, ja akurat doiłem krowę i jak pieprznęło w Czarnobylu, to aż tu doleciałem - mówi Ukrainiec.
- A ja - mówi Egipcjanin - chodziłem po piramidach i tak jakoś mnie przerzuciło.
- No a ty? - pyta Polaka.
- K***a, nie wiem. Z wesela wracam.
Czytałam ''Opium w rosole'' tylko od tej autorki, ale tak dawno, że już wcale tej pozycji nie pamiętam!
OdpowiedzUsuńCzekam na tą niepochlebną recenzję, muszę przyznać, że lubię niepozytywne opinie, mają w sobie to ''coś'', czego nie mają pozytywne... :)
Buziaki!
StormWind z bloga cudowneksiazki.blogspot.com/
Pamiętam czytałam kilka książek z tej serii ale tej chyba nigdy! melodylaniella.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKojarzę Dmuchawca, aczkolwiek niezbyt dobrze. Może to i dobrze, że rodzina Borejków została w tym tomie odsunięta na drugi plan.
OdpowiedzUsuńOgień i woda nie bardzo mi się podoba, dlatego nie sięgałam po Kamień i sól. Czekam w takim razie na Twój jutrzejszy wpis, bo tak sądziłam, że ja też nie będę zadowolona.
Bardzo lubiłam tę książkę wiele lat temu, ale moją ulubioną z cyklu Jeżycjada jest Opium w rosole:)
OdpowiedzUsuńi tą część mam w swej pamięci :)
OdpowiedzUsuń"Brulion Bebe B." nie czytałam, ale za to "Kłamczuchę" i "Opium w rosole" - lektury z gimnazjum :D
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej książki, ale bardzo podobało mi się Opium w rosole. :)
OdpowiedzUsuńMusierowicz muszę nadrobić, ale przyznam, że najbardziej rzuca się w oczy ta czerwona zapowiedź jutrzejszej rzezi :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo ja czekam na rzeź. Nie rozczaruj mnie ;)
OdpowiedzUsuńIle tam jest postaci O.O Trochę trudno to ogarnąć jak się nie czytało książek, ale staram się nadążać :)
OdpowiedzUsuńnie czytałam, ale z chęcią przeczytam. ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de
A ja pamiętam, że mi się podobała, ach co to byly za czasy
OdpowiedzUsuńjako nastolatka uwielbiałam książki Musierowicz ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam tę książkę ma neizwykły klimat
OdpowiedzUsuń