Mimo że lat mam już 23, nie mieszkam
w miejscu oddalonym zbytnio od cywilizacji, ba, studiuję w dość
dużym mieście i to już od 4 lat, to z teatrem jakoś nigdy mi nie
było po drodze.
Oczywiście chadzało się do przybytku
sztuki w latach szkolnych, ale wtedy bardziej liczyło się jedzenie
po kryjomu paluszków i szturchanie tych siedzących z przodu,
aniżeli faktyczne oglądanie tego, co działo się na scenie.
Ponadto raz wzięli nas na „Anię z Zielonego Wzgórza”, której
szczerym uczuciem nienawiści nie trawię i się jakoś od sztuki
odsunęłam.
Jednak los dał, że w ubiegły piątek
razem z koleżanką miałyśmy okazję wybrać się na spektakl.
Wieczorową porą, do Teatru imienia Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie,
wydarzenie było dość mocno rozreklamowane, więc nie byle jaka to
była gratka. Wystroiłyśmy się jak szpaki na Wigilię przy paśniku
i poszłyśmy na spotkanie z Sztuką przez wielkie S.
Pierwszy szok – ludzie są w
jeansach. I flanelowych koszulach. Ok, kilkoro z nich może i było
ubranych dość elegancko jak my, ale większość przyszła jakby z
ulicy. W dodatku z plecakami. No cóż, może tak się teraz tam
chodzi, niemniej szok przeżyłam, bo w telewizji zawsze pokazują,
że w takie miejsca trzeba się ubrać ładnie. Zostawmy jednak ten
temat i przejdźmy dalej.
Teatr. Miejsce piękne, artystyczne,
wszędzie wielkie plakaty, które w niczym nie przypominają tych
kinowych, ale oko cieszą. Temperatura powyżej stopni 25, co tylko
mnie, stworzenie iście ciepłolubne cieszyło, reszta się pociła.
Weszłyśmy do środka, zgrabnie
omijając obiektyw kamery telewizyjnej (a była i telewizja, takie to
było wydarzenie!) i zasiadłyśmy w sali. Pierwszy dzwonek, drugi
dzwonek, trzeci i się zaczęło. Wyszedł pan w długim brązowym
płaszczu i rozluźniał publiczność. Interakcja z widownią na
plus. Koleżanka cieszyła się, że siedzimy z tyłu, bo nie chciała
w interakcje żadne wchodzić. Po chwili się zaczęło. Historia
bardzo prosta... o dziewczynce, którą na stercie śmieci zjadł
lew.
"Kiedy się ginie w katastrofie samolotu, to przecież umiera się w niebie."
Próżno byłoby próbować opowiedzieć
to, co widziały moje oczy. A widziały same cuda. Przez większość
czasu siedziałam z niekulturalnie rozdziawioną buzią i w głowie
miałam tylko: 'Boziu, jakie to ładne jest”, co najmniej jakbym
widziała małego szczeniaczka. Głęboka scena, dym, bębny, muzyka
– już sam początek był niecodzienny. Sztuka była trudna, nie do
końca oczywista i klarowna, ale o to w tym wszystkim chodziło. Na
scenie sami młodzi aktorzy, wątpię, czy któryś z nich miał
więcej jak 27 lat. Grali sceny wstydliwe, głupie, poważne,
tragiczne – a wszystko z obłędnym wdziękiem.
Pokazywali oni w krótkich scenach opowieści, które łączyły się ze sobą w dziwny, niekontrolowany sposób a miały jedno tylko przesłanie: "Inni mają gorzej." Nie obyło się bez scen z podtekstem erotycznym, bez scen brutalnych, jak morderstwo czy gwałt, nie zabrakło też scen dość obrzydliwych. A jednak ta cała brzydota, ten dosadny język, to wszystko było naprawdę piękne.
I znowu – interakcja. Niektóre sceny
wymagały od nich podejścia do widowni i mówienia wprost do niej.
Opowiadania głupich historyjek małej grupie widzów, bo gdyby
próbować słuchać ich wszystkich to powstawał tylko szum. Miało
się wtedy wrażenie, że przez chwilę aktor jest tylko nasz, że
gra tylko dla nas.
Bywały i sceny śmieszne, jak
podskakujący na scenie pan, z rękami uniesionymi ku górze i
wołający „Jestem Paszczakiem, jestem Paszczakiem!”. Tego nie
zapomnę chyba do końca życia! Podobnie jak tekstu mojej
przyjaciółki, z którą tego dnia randkowałam, która podczas
pięknej sceny, kiedy to w równym rzędzie z przodu stały lampiony
z Maryją (chyba) a w tle aktorzy klęczeli w okręgu i modli się na
głos a na środku siedział mężczyzna i się smarował czymś
błotopodobnym a cała scena zaczęła się kręcić i dym krążył
w około nich – ja w pełnym zachwycie i zdumieniu, ze łzami
prawie że w oczach słyszę przy uchu - „Prawie jak szopka u
Braciszków!”.
Dla wyjaśnienia – w jednym z kościołów w
naszym mieście, u tak zwanych Braciszków, co roku wystawia się
ruchomą szopkę dla dzieci – taką przeogromną. Była już kiedy
ja byłam mała i jest nadal i nadal zachwyca.
Całe przedstawienie trwało 160 minut
i było mi mało. Chętnie posiedziałabym tam dłużej, ponapawała
się tą atmosferą i innością. To o wiele lepsze niż oglądanie
filmów w kinie, nawet jeśli są w HD, 3D a nawet i 8D. W teatrze ma
się do czynienia z prawdziwymi, żywymi ludźmi, którzy grają na
żywo. Nie powtarzają jednej sceny po kilkanaście razy, nie mają
możliwości zrobienia efektów specjalnych jak w hollywoodzkich
produkcjach a jednak wymiatają.
I zdecydowanie są niedoceniani. Brad
Pitt, Matt Demon, Demi Moore i inni bogaci, znani i wiecznie pięknie
mogą nisko pochylać głowy przed tymi, którzy grają na scenie. Bo
to jest dopiero Sztuka, zagrać na żywo, idealnie, za pierwszym
razem. Bez kaskaderów, bez reżysera krzyczącego co chwilę
„cięcie!”, bez poprawek i bez graficznego poprawiania obrazu.
Teatr żyje. Ta scena naprawdę
oddycha. I być może głupio to brzmi, bo przed piątkiem sama bym
tak uważała. Ale byłam. Zobaczyłam. Poczułam ten klimat. I chcę
tam wracać. Do teatru, gdzie gra się naprawdę.
Jeśli będziecie mieli możliwość
obejrzenia sztuki „Lew na ulicy” to polecam serdecznie i gorąco.
Ja uwielbiam oglądać w teatrze spektakle komediowe :)
OdpowiedzUsuńNie byłam na komedii jeszcze, ale teraz to wszystko ponadrabiam :D
UsuńSuper! Musiało być naprawdę inspirująco! W teatrze byłyśmy kilka razy ale nie zawsze odpowiadał nam spektakl. Ten wydaje się być w naszym guście :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę go polecam :)
UsuńTeż chętnie bym szła do teatru :)
OdpowiedzUsuńTo następnym razem wezmę Cię ze sobą :P
UsuńUwielbiam teatr, niestety rzadko bywam:(
OdpowiedzUsuńCeny biletów niestety są takie, jakie są :(
UsuńJak ja Cię doskonale rozumiem! Teatr w przeciwieństwie do kina to przeżycie, wydarzenie, emocje i oczywiście najważniejsze jest tu i teraz, każdy spektakl jest niepowtarzalny :>
OdpowiedzUsuńA w temacie strojów, ja ostatnio miałam dokładnie odwrotnie, od razu z zajęć wpadliśmy grupą do teatru i tacy mocno nierozgarnięci wpadliśmy na eleganckie panie i panów w garniturach. Może nie było morderczego wzroku z ich strony, ale momentalnie się skurczyliśmy do rozmiaru mrówek, tak tylko żeby nas nikt nie widział ;>
Dokładnie! I kino może się schować :)
UsuńHah, to może ja byłam w tym eleganckim stroju :D chociaż nie, ci co byli w koszulach jak ja byłam, to raczej na mnie patrzyli jakbym się niepotrzebnie stroiła :D
Dawno nie byłam w teatrze.
OdpowiedzUsuńNadrabiaj kochana :)
UsuńUwielbiam teatr. Sama grałam w teatrze amatorskim ponad 3 lata. Był taki czas, że bywałam w teatrze bardzo często. Ciesze się, że Ci się podobało :)
OdpowiedzUsuńO, tego to o Tobie nie wiedziałam :) może wrócisz do grania? :)
UsuńJa staram się być ze 2-3 razy w roku w teatrze, choć przyznam, że nie jest to najtańsza rozrywka... Widzę, że miło spędziłaś czas, a to najważniejsze. :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie, ale nie ma się co dziwić, w końcu aktorzy sporo się napracują :)
UsuńJa już dawno nie byłam w teatrze. Czas się wybrać :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej sztuce. W teatrze bywam od czasu do czasu, raz nawet przerabiałam tai, że byłam częścią inscenizacji. Polecam, niezapomniane wrażenie :)
OdpowiedzUsuńO, ja grywałam tylko w szkolnych przedstawieniach :)
UsuńJa w teatrze ostatni raz byłam w szkole podstawowej. Ale usprawiedliwiam się, że do najbliższego mam 84 km.
OdpowiedzUsuńRaz na jakiś czas możesz się wybrać :)
UsuńLubię teatr, choć niestety jakoś rzadko w nim bywam, przyznaję, że znacznie częściej wybieram kino, choć masz rację scena żyje:)
OdpowiedzUsuńJa mam 2 i w teatrze nigdy nie byłam..ale mam w planach wyjazd do teatru muzycznego
OdpowiedzUsuńNa zimę chciałabym się wybrać na musical jakiś :)
Usuńja kochaaam teatr! <3 mogłabym tam być co weekend, jednak.. no bilety też swój kosztują.. :D
OdpowiedzUsuńAle teatr jest mega!
A kosztują, nie ma się co oszukiwać :(
UsuńSwego czasu chodziłam do teatru raz na miesiąc (głównie na komedie:)), ale niestety teraz trudno mi przewidzieć wolny weekend, a tak na ostatnią chwilę to nigdy nie ma biletów :( Co do strojenia się, to ja tam wolę iść do teatru elegancko ubrana i trochę drażni mnie, że ludzie przychodzą w jeansach i flanelowych koszulach :P
OdpowiedzUsuńZgadzam się też, że aktorzy teatralni są często niedocenieni. Tyle się mówi i pisze o celebrytach i innych sezonowych gwiazdkach, ale moim zdaniem podziw należy się właśnie aktorom w teatrze, którzy tak potrafią czarować, że widz nie chce, żeby spektakl kiedykolwiek się skończył :)
Dokładnie. Powinien powstać Pudelek Teatr :D
UsuńWyczuwam niszę na rynku :D
UsuńHa, zakładamy? :D
UsuńNo pewnie :D
Usuńja w teatrze dawno nie byłam....
OdpowiedzUsuńLeon, marsz to teatra!
UsuńPowiem ci kochana, że do teatru chodzę bardzo rzadko. Nawet do kina chodzę raz na kilka miesięcy. Dlaczego sama nie wiem bo lubię sztuki teatralne. Może to brak czasu. Muszę się zorganizować :-)
OdpowiedzUsuńBędę Cię motywować :)
UsuńMusze chyba i ja się wybrać, dawno już nie byłam
OdpowiedzUsuńSama kiedyś grałam i wiem, że teatr to magia :) jeśli będziesz miała możliwość, to zobacz sobie "Mayday" - polecam :)
OdpowiedzUsuńBędę pamiętać :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńja byłam w teatrze rok temu, na "Zemście"- uwielbiam! chodziłabym częściej, ale mój narzeczony jakiś taki jest... nie kulturalny :P
UsuńMusisz to w nim zmienić :P najlepiej przed ślubem, bo potem ponoć już się nie da :D
Usuńmój to akurat oporny egzemplarz i już przed ślubem nie chce się zmieniać :P
UsuńTo możesz go bić :P
UsuńDawno nie byłam w teatrze :). A chętnie bym się wybrała na taką sztukę.
OdpowiedzUsuńW czwartek pierwszy raz od bardzo dawien dawna wybieram się do teatru, mam nadzieję, że będzie mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńTo czekam na Twoją relację :)
UsuńNiestety w tym roku w teatrze nie byłam, ale za to w operze :) I za tydzień jestem wolontariuszką na festiwalu filmowym, więc trochę się ukulturalniam w końcu, bo wcześniej to aż wstyd, że omijałam takie miejsca :)
OdpowiedzUsuńO, opera też mi się marzy :)
UsuńJa założyłam sobie, że odwiedzę teatr w ciągu roku przynajmniej dwa razy. I kicha. :( Spektakle, które mnie interesują są w Warszawie - a mi jakoś tam nie po drodze. :(
OdpowiedzUsuńOjć :(
UsuńTeż muszę się kiedyś wybrać. :) magiczne przezycie napewno ;)
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawe to ostatnie zdjecie:)
OdpowiedzUsuńW teatrze ostatni raz byłam jakieś 20 lat temu(mam 28), więc nie wiele z tego pamiętam. Jedynie co to, że trochę mi się nudziło i nie bardzo wiedziałam, dlaczego Ci ludzie skaczą po tej scenie. Lubie czytać książki, oglądać stare dobre filmy, ale do teatru mnie nie ciągnie. Może kiedyś spróbuję iść, tak z ciekawości, ale nie wiem czy prędko :)
OdpowiedzUsuńMoże po 20 latach będziesz miała inne spojrzenie na skaczących po scenie ludziach :)
UsuńTeż chciałabym poczuć ten klimat! :-)
OdpowiedzUsuńKocham teatr <3
OdpowiedzUsuńKiedyś chodziłam do teatru często, a teraz niestety bardzo rzadko ; ostatnio ponad rok temu...
Najbardziej lubię sztuki komediowe.
Ja w teatrze byłam tylko raz, jak byłam w przedszkolu, więc to się nie liczy;) Ale mam w planach kiedyś się wybrać :)
OdpowiedzUsuńW teatrze nie byłam... WIEKI> Aż wstyd się przyznać. Ale taką sztukę obejrzałabym z zapartym tchem :) całuski!
OdpowiedzUsuń