UWAGA!: Przed przeczytaniem zaparz sobie melisę bądź łyknij coś na uspokojenie.
Jest nieomylna. Idealna. Wie jak pocałować paluszek, żeby przestał boleć i co powiedzieć, żeby podnieść na duchu. Nigdy się nie myli i nie popełnia błędów. Nie ma dla niej spraw niemożliwych; jeśli trzeba to poruszy niebo i ziemię, i zawsze dostaje to, czego chce. Niczego się nie boi, za to wszyscy boją się jej. Pachnie świeżym chlebem i mieszanką najpiękniejszych kwiatów. Gotuje lepiej niż najznakomitszy szef kuchni i nie używa gotowych półproduktów. Jest dobra, kochana i wyrozumiała. Jedyna. Mamusia.
Z pewnością każdy z nas przynajmniej raz w życiu spotkał się z Nim. Uwielbianym, stawianym na piedestale, jedynym i wyjątkowym chłopcem. Który jest zbyt inteligentny, zbyt przystojny i zbyt wartościowy, by spotykać się z byle jaką dziewczyną. Jeśli coś mu się nie udaje, to jest to tylko i wyłącznie wina niesprawiedliwego systemu i wrednych ludzi. On się nie myli, on myśli nieszablonowo. Nie popełnia błędów, to inni go do nich zmuszają. Nie rani, jest po prostu szczery i prawy. Gdyby tylko chciał, mógłby wszystko, ale jest zbyt skromny, bo startować na prezydenta i/lub modela. Wyjątkowy on. Maminsynek.
Głęboki wdech. I wydech. Naprawdę dawno żadna książka nie wyprowadziła mnie tak z równowagi. I jest to komplement dla autorki, Nataszy Sochy, bo napisała ją świetnie. Genialnie przedstawiła toksyczną relację jaka niekiedy łączy matkę z synem. Całą tą irytację budził we mnie główny bohater - Leander - zapatrzony w mamusię jak w święty obrazek. Zasłużył na miano najbardziej irytującej postaci wszech czasów. A teraz trochę szczegółów.
Leander i Matka od zawsze byli razem. W gruncie rzeczy reszta ludzkości tylko im przeszkadzała. Ich historia zaczęła się od porodu, kiedy to bezimienna Matka powiła małego Leandra na poddaszu własnego domu, przekonana, że w szpitalu wyrządzą mu krzywdę. Od chwili gdy wzięła go w ramiona wiedziała, że jest kimś wyjątkowym - chłopcem, na którego czekał świat. Tyle tylko, że ona nie zamierzała się nim dzielić. Chuchała i dmuchała na niego na każdym kroku a mały Leander dorastał w otoczeniu zapachu świeżo upieczonego chleba i smaku galaretek, które Matka przygotowywała mu ilekroć był smutny. Ojciec chłopca przestał nim być już w zasadzie wtedy, gdy Matka dowiedziała się, że jest w ciąży i podziękowała mu krótkim "dziękuję". Nie wiadomo czy dziękowała za cały związek, który przeżyli czy za to, że uczynił z niej Matkę, w każdym razie niedługo po narodzinach syna, ojciec spakował się i odszedł, uciekając przed niezwykle silną relacją łączącą jego żonę z ich dzieckiem.
Oczywiście w życiu Leandra przyszedł i czas na kobiety i związki. Niestety, te nie mogły zrozumieć relacji jakie łączyły go z Matką i czepiały się naturalnego przecież! faktu, że od 23 grudnia do 3 stycznia ich facet był niedostępny dla świata, bo był to czas zarezerwowany na pieczenie pierników z Matką, wspólne ubieranie choinki i picie wina przed kominkiem w sylwestrowy wieczór.
Próbowały odciągnąć go od matczynej piersi prośbą, groźbą, podstępem i podlizywaniem się. Niestety jedna po drugiej się poddawały, podkulając ogon i odchodząc do innego mężczyzny, który być może nie miał romantycznego imienia, ale za to potrafił myśleć samodzielnie.
"Podała gotowy ryż z torebki polany śmietanowym sosem i niedoprawione warzywa. Matka spróbowała odrobinę, następnie wytarła usta serwetką i bez słowa wyszła z mieszkania. Natychmiast za nią pobiegłem."
Książka podzielona jest na dwie części; w pierwszej z nich narratorem jest sam Leander, który opisuje swoje sielankowe dzieciństwo i naprawdę zastanawia się nad tym dlaczego rówieśnicy nie pałali do niego zbytnią sympatią. Punktem kulminacyjnym mojej cierpliwości względem tegoż osobnika był moment kiedy Matka przyjechała do niego zaraz po jego pierwszym razie z dziewczyną:
"- Mama?
Spojrzała na mnie z rozczuleniem.
- Przepraszam, po prostu nie mogłam usiedzieć na miejscu. Poza tym to ważny dzień w twoim życiu, więc chciałam być blisko - pogładziła mnie po policzku.
- Nie musisz przepraszać. Trochę się wystraszyłem, że coś się stało - przytuliłem ją. - A gdzie spałaś?
- W samochodzie.
Ależ musiało być jej niewygodnie!"
Biedna Matka! Musiało być jej niewygodnie, czekając w samochodzie pięćdziesiąt metrów od namiotu, gdzie jej syn tracił dziewictwo. Gdyby dziewczyna Leandra była tak miła to osobiście rozbiłaby obok namiot dla mamusi, co by jej niewygodnie nie było. Wcale się nie dziwię, że ich związek nie wypalił - wredna była ta dziewoja i tyle. W ogóle nie dbała o wygodę Matki.
Oddychaj spokojnie. To tylko książka. Druga część opowiadana jest z perspektywy Amelii; ostatniej z dziewczyn naszego wspaniałego głównego bohatera, która zaparła się w sobie i zdecydowała, że zdobędzie go za wszelką cenę, z Matką czy też bez niej. A czy się jej to udało to musicie już sprawdzić sami, moje postrzępione nerwy nie mogą już pisać o tym dziwnym męskim osobniku z dziwnym imieniem, które zapewne źle odmieniam.
"Niektóre kobiety zarzucały mi, że je nieustannie porównuję ze swoją Matką. To nieprawda. Te porównania niejako narzucały się same, bez mojego udziału."
Moje kochane! Niech nas Bóg chroni przed maminsynkami i stawia na naszej drodze tylko normalnych facetów, którzy mają zdrową relację ze swoimi mamami. Na szczęście wiem, że są i tacy. A i niektóre Mamy są bardzo miłe i takich przyszłych Pań Mam sobie życzmy.