30 sty 2015

Podsumowanie stycznia, plan na luty i autobusowa rozmowa

Ciężki to był miesiąc. Przeniosłam się, jak wiecie doskonale, na blogspota i lekko drżały mi nogi ze strachu jak to będzie. Ale jest nieźle - w ciągu 27 dni, bo tyle tu jestem - odwiedziliście mnie 4,001 razy. Napisałam dziesięć postów, najchętniej czytaną recenzją była ta pierwsza, o książce pod tytułem "Złota skóra".
Najwięcej czytelników to oczywiście Polacy. Zaskoczyło mnie to, że na drugim miejscu znalazła się... Francja. I ta 16 z Kenii też mnie zastanawia.




W styczniu przeczytałam tylko jedenaście książek:
1.  "Posłanie z róż" Nora Roberts
2. "Mroczny trop" Alex Kava - recenzja
3. "Urodzone dla śmierci" Lisa Jackson
4. "Patrol zmroku" Siergiej Łukjanienko - recenzja
5. "Sherlock Holmes tom I" - Arthur Conan Doyle - recenzja
6. "Spirale strachu" - Jeffrey Deaver - recenzja
7. "Ogród Kamili" - Katarzyna Michalak
8. "Carnivia. Herezja" - Jonathan Holt - recenzja
9/10. "Ostatni patrol" i "Nowy patrol" - Siergiej Łukjanienko - recenzja
11. "Przebudzenie" Stephen King

Pokusiłam się o dwie filmowe recenzje, co się Wam chyba nawet spodobało, dlatego będą pojawiać się nadal.

Jeśli chodzi o moje serialowe życie, to zostawiając sobie w zanadrzu kilka odcinków Supernatural (żebym miała co oglądać w razie desperacji), zaczęłam oglądać "Pretty Little Liars". Jeśli domyślacie się kim jest A to proszę, nie piszcie mi tego, bo spojlerów to ja nie znoszę.

Siłownia - nadal chadzam, nadal ćwiczę, nadal nie lubię swojego brzucha, ale już niedługo ^^

W lutym mam zamiar przeczytać:

Część z nich upolowałam w Miejskiej Bibliotece. A propo - skończyły się czasy dawnej biblioteki z wielkimi kartotekami, z zapisywaniem ręcznie w kartach kto co wypożyczył. Teraz i moją miejską malutką biblioteczkę dorwała komputeryzacja.

"W milczeniu", "Dlatego mnie kochasz", "Prowincja pełna snów" i "The 100" to książki, które już do mnie dotarły i czekają na przeczytanie.

                               
Rozmowa autobusowa. Wracałam dzisiaj umęczona po zaliczaniu prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (niezwykle ciekawy przedmiot) i chciałam w spokoju poczytać sobie w drodze powrotnej. Niestety los chciał, że za mną usiadły dwie licealistki, które rozmawiały o zbliżającej się maturze. I to rozmawiały tak głośno, że nie można się było skupić na niczym innym jak na słuchaniu ich trajkotania. Oczywiście, nie zdadzą. Oczywiście, to kpina, że każe się im czytać lektury. Oczywiście pani z polskiego ich nie rozumie i każe pisać wypracowania. To wszystko spłynęło ze mnie jak po kaczce, bo sama tak mówiłam przed swoją maturą. Ale później rozmowa zaczęła być intrygująca:
- Ja to chyba na maturze będę ściągała z telefonu - stwierdziła jedna z nich.
- Z telefonu? Ale nie wolno - mądrze zauważyła druga.
I tutaj nastąpił moment kulminacyjny, po którym opadło mi wszystko, nawet powieki.
- Ale ja wolę przemycić ten telefon i spróbować ściągnąć, niż czytać te wszystkie streszczenia lektur.

Dziękuję, dobranoc.

Korzystając z okazji chcę zachęcić Was jeszcze do wzięcia udziału w konkursie wydawnictwa Harlequin. Pod TYM adresem znajdziecie wszystkie szczegóły. Spróbujcie, a nóż widelec się uda.

25 sty 2015

"Carnivia.Herezja" Jonathan Holt

Ile ja się naczekałam na tę książkę... Pierwsza do mnie nie dotarła, zaginęła gdzieś po drodze. Druga wędrowała do mnie przez prawie trzy tygodnie a później pani z poczty przez tydzień odmawiała mi jej wręczenia twierdząc, że to nie jest paczka dla mnie. Ale w końcu! Nareszcie mam ją u siebie.

„Carnivia. Herezja” to druga część kultowej serii Jonathana Holta, której akcja rozgrywa się w Wenecji. Znowu spotykamy Kat Kapo, pierwszą kobietę-kapitana włoskiej policji carabinieri, Holly Boland, analityczkę z amerykańskiego wywiadu, Alda Piolę, pułkownika karabinierów oraz Daniele'a Barbo, genialnego twórcę portalu carnivia.com, który jest wirtualną wersją rzeczywistej Wenecji i miejscem, gdzie ludzie są całkowicie bezpieczni przed identyfikacją.

Podobnie jak w części pierwszej, na początku mamy do czynienia z kilkoma wątkami, które na pierwszy rzut oka w ogóle nie są ze sobą powiązane. Pułkownik Piola zajmuje się śledztwem w sprawie porzuconego na budowie ludzkiego szkieletu pochodzącego z czasów drugiej wojny światowej, Boland i Kapo poszukują porwanej nastolatki, córki amerykańskiego żołnierza, a w Watykanie młody kleryk odkrywa sekret, który nie może przedostać się poza mury watykańskiej biblioteki.

Porywacze stosują na nastoletniej Mii techniki tortur wykorzystywane przez agentów CIA i domagają się wycofania wojsk amerykańskich z terenu Włoch. Holly i Kat zaczynają współpracę z Barbo, walcząc z czasem i nieznanymi sobie przeciwnikami. Twórca carvini.com, który poświęcił portalowi całe życie, poważnie zastanawia się nad jej zamknięciem, bo wie, że to pośrednio przez nią porywacze komunikują światu swoje ohydne zbrodnie.

W książkach Holta najbardziej lubię to, że akcja niezwykle wciąga już od pierwszej strony. Podejrzewam, że gdyby autor pokusiłby się opisać życie seksualne anakondy to lektura i tak byłaby niezwykle ciekawa i wciągająca i z niecierpliwością czekałabym na część drugą („narodziny w rodzinie anakond.”, "sposoby wychowywanie małych anakond w harmonii i miłości"?).

Dużym atutem tej książki są detale, dające nam czas, by odpocząć od akcji. Opisy włoskich kolacji, tradycji, spotykanych tylko w tamtych regionach, uszczknięte chwile codzienności, które pachną włoskim powietrzem nadają lekturze dodatkowej głębi i smaku.

Mnie, z pewnością przez przyszłe (oby!) zboczenie zawodowe, zainteresował następujący fakt, że jeżeli we Włoszech ktoś zostanie porwany, to zapłacenie okupu jest nielegalne i żeby tego uniknąć rząd automatycznie blokuje konta wszystkich bliskich porwanej osoby. Tak samo nas, Polaków, może zadziwiać to, że sex z nauczycielem lub księdzem nie jest karalny, jeżeli dziewczyna lub chłopak mają szesnaście lat. Ale wiadomo było, że Włosi są o wiele bardziej liberalni jeśli chodzi o te sprawy.

„Carnivia” nie tylko zapewni nam miły wieczór, ale i czegoś nas nauczy i będziemy mieli czym zabłysnąć przy niedzielnym obiedzie. 

Mam nadzieję, że historia Kapo i Pioli będzie miała swoją kontynuację i że będę miała możliwość jeszcze raz przenieść się do Wenecji i razem z nimi odkryć kolejną tajemnicę. 

Za możliwość przeczytania dziękuję


23 sty 2015

Pożegnanie z "Patrolami" czyli dlaczego warto czytać rosyjską fantastykę?

Co wytrwalsi czytelnicy moich opinii wiedzą, że nie lubię kiedyś coś się kończy i dotyczy to także końca serii książek, z którymi się zżyłam. Niestety naszedł dziś czas, żeby pożegnać Antona Gorodeckiego, Hestera, Nadię, Swietłanę i innych bohaterów najlepszej rosyjskiej serii fantasy. Pięć książek napisanych przez Siergieja Łukjanienkę podbiło serca tysięcy czytelników, porywając nas w świat Nocnego i Dziennego Patrolu, nierównej walki między dobrem a złem i wprowadzając nas w Zmrok, który sięga coraz głębiej i głębiej.
Dziś przedstawię Wam dwie ostatnie książki, z czym warto zaznaczyć, że „Nowy patrol” to wielka niespodzianka dla fanów, którzy sądzili, że to „Ostatni patrol” zakończy historię. 



Jak w każdej z poprzednich części i „Ostatni partol” składa się z trzech mini powieści, które łączą się w jedną niezwykłą całość. Anton Gorodecki, który jest już Wyższym magiem, poza wszelakimi kategoriami, zostaje wysłany do Edynburga, gdzie zostaje zamordowany przez wampira młody Rosjanin. Główny bohater odkrywa spisek, który może wprowadzić wszystkich Innych tak głęboko w Zmrok, że nie będą mogli stamtąd wyjść. Jak i poprzednich tomach Łukjanienko pisze dwuwarstwowo; pod całą akcją i fabułą kryją się przemyślenia na tematy trudne i kłopotliwe, które jednak tutaj nie przytłaczają, są „zaserwowane” w łagodny sposób.


W najnowszej części autor idzie krok do przodu i zadaje pytania dotyczące śmierci; czy należy się jej bać? Czy faktycznie jest czymś ostatecznym? Czy można zabić dla kogoś? Łukjanienko ma niespotykany dar mówienia z łatwością o sprawach, o których boimy się rozmawiać. Jego rozmyślania uspokajają, wprowadzają ład w czytelnika i sprawiają, że nawet sama śmierć nie wydaje się już taka straszna. 
I tym razem wszystko jest przykryte powłoką fabuły. W tej części pojawia się postać, która dotąd występowała jedynie epizodycznie, prorok, rzadki typ Innego, który ma zdolność przewidywania. Anton, jak we wszystkich poprzednich częściach, musi uratować świat ludzi i Innych, walcząc z własnymi zasadami.

Dlaczego warto czytać rosyjską fantastykę? Bo wymyka się ramom, otwiera przed nami świat, jakiego jeszcze nie znamy a dodatkowo porusza w nas to coś, co położone jest na dnie duszy - człowieczeństwo. "Patrole" nauczyły mnie, że między białym i czarnym istnieje feeria barw, w której prym wiedzie czerwień- kolor miłości i śmierci. Dowiodły także tego, że warto wznieść się poza społeczne podziały i podać dłoń komuś zza muru, by ratować samego siebie.

Jeśli jeszcze nie sięgnęliście po tą serię to gorącą ją Wam polecam. I dziękuję gorąco wydawnictwu Mag, szczególnie pani Uli, za możliwość przeżycia raz jeszcze tej przygody.


21 sty 2015

"Gra tajemnic" - kontrowersyjny film nominowany do Oscara.


Na początek, żeby uniknąć sporów i piorunów, zaznaczę:
Polacy złamali szyfr Enigmy w okolicach sylwestra 1932 roku. Później Niemcy udoskonalili ją a kiedy w 1939 roku rozpoczęli wojnę Polacy nie mieli funduszy, aby prowadzić dalsze prace nad nią i dlatego przekazali całą swoją wiedzę Anglikom i Francuzom, którzy rozpoczęli swoje prace nad rozszyfrowaniem niemieckich wiadomości dotyczących ich dalszych posunięć wojennych. W angielskim zespole znalazł się kontrowersyjny Alan Turing, któremu udało się rozszyfrować kod Enigmy.

A teraz film.
Nie znam się na prawidłowym ustawieniu świateł na planie filmowym, nie zwracam uwagi na to, czy obok pierwszoplanowego bohatera gra nieznany dotąd nikomu statysta, guzik mnie obchodzi wykadrowanie obrazu. Dla mnie w filmie liczą się emocje, czy to wzruszenia, czy śmiechu, zaintrygowanie, ciekawość, nieprzeciętność. Dlatego też jeśli oczekujecie recenzji pełnej mądrych filmowych zwrotów, argumentów o wyższość gry Benedicta nad Keirą czy czegokolwiek tym podobnego, to skierujcie się raczej na profesjonalne strony :)

Alan Turing jest samotnikiem, kontrowersyjnym i niezwykle inteligentnym. Zostaje zwerbowany do grupy kryptologów, by razem z nimi odkryć działanie Enigmy. Jako, że jest człowiekiem butnym i bardzo pewnym siebie, nie zdobywa sympatii współpracowników i przełożonych. Gdy prosi szefa o 100 tysięcy funtów na wybudowanie maszyny, która jego zdaniem rozgryzłaby Enigmę, zostaje odprawiony z kwitkiem, słysząc na pożegnanie, że jeśli chce, to może poskarżyć się samemu Churchillowi.
Turing nie rozumiejąc sarkazmu, albo po prostu go ignorując, faktycznie pisze do premiera Anglii i dostaje potrzebne mu pieniądze a ponadto zostaje szefem swoich współpracowników.

"- Mama mówi, że jestem dziwny.
- Czasami to właśnie takie osoby osiągają coś, o czym inni mogą tylko marzyć."

Zatrudnia też młodą kobietę, Joan, graną przez Keirę Knightley, która z czasem staje się jego przyjaciółką i uczy go, jak zdobywać sympatię kolegów, co Alan czyni na swój własny uroczy sposób. Poważnym tonem opowiada im całkowicie nieśmieszne dowcipy i przynosi jabłka, bo usłyszał od Joan, że powinien czasami wręczyć im jakiś prezent. 

  "Kiedy ludzie ze sobą rozmawiają, nigdy nie mówią o co im chodzi. Mówią coś innego i oczekują, że będziesz wiedział, co mają na myśli."

Pomiędzy wydarzeniami lat wojennych, ukazane są przeszłe i dalsze przełomowe zdarzenia z życia Turinga, który był homoseksualistą i musiał zmierzyć się z nieżyczliwą takim ludziom polityką Anglii. Skazany na chemiczną kastrację, cierpiał w samotności, za jedynego towarzysza mając stworzonego przez siebie Christopher'a, prototyp pierwszego komputera. 

"Świat jest nieskończenie lepszym miejscem właśnie dlatego, że jesteś inny."

Jest to film o trudnych wyborach, o poświeceniu tysiąca, by uratować miliony, o przyjaźni w czasach, gdzie nie można ufać nikomu i o poświęceniu, by ratować tych, na którym zależy najbardziej, nawet kosztem własnej samotności. I według mnie jest to piękny film o wspaniałym człowieku, nierozumianym przez środowisko, zbyt abstrakcyjnym i indywidualnym, by prowadzić normalne życie.Wspaniała gra Cumberbatch'a, którego widziałam na ekranie po raz pierwszy a który wspaniale wczuł się w tą rolę i oddał ją tak realistycznie, że nie raz miałam ochotę wejść w ekran i przytulić tego zagubionego, żyjącego trochę poza rzeczywistością, mężczyznę. 



Czy moim zdaniem film zasługuje na Oscara? Z pewnością zasługuje na to Cumberbatch i muzyka, która doskonale wpasowała się do klimatu tego filmu, stworzona przez Alexandre Desplat.
Jeśli nie oglądaliście to polecam.

19 sty 2015

Ogarnęło mnie przerażenie.



Od opowiadań stroniłam kilka lat. Nie podobała mi się koncepcja kilkustronicowej historii, która była zbyt krótka, żebym zdążyła przyzwyczaić się do bohaterów i miała w sobie zbyt mało akcji, by mnie zainteresować.
Zdanie zmieniłam kilka dni temu za sprawą Jeffrey'a Deaver'a, amerykańskiego pisarza thrillerów, który postanowił wydać zbiór opowiadań tak wspaniałych i przerażających, że mrożą krew w żyłach. Oczywiście, jak to w moim życiu bywa, książka trafiła do mojego domu przez niedopatrzenie; śpiesząc się w bibliotece sięgnęłam po nią z powodu ciekawej okładki (cóż, wąż na drucie nie jest często spotykany w naturze) i nie czytając opisu z tyłu wzięłam ją ze stosikiem innych książek (w tym serię książek Nory Roberts o czterech przyjaciółkach, które zajmują się organizowaniem ślubów. Całkiem pocieszne pozycje, pełne kwiatów, wypieków i miłości. Kto chce recenzję ręka do góry!)
Wracając do książki. Sam autor we wstępie (warto je czytać, bo zazwyczaj są ciekawe) wyznał, że ostatnio opowiadania pisał w szkole średniej jako pucołowaty, niezdarny chłopak i zwykle dotyczyły one pucołowatych, niezdarnych chłopców, którzy ratowali z różnorakich katastrof piękne cheerleaderki. Z niewiadomych powodów tamte opowiadania nie zdobyły zasłużonej chwały a Jeffrey z biegiem lat dopracował swój pisarski warsztat i zaczął wydawać takie bestsellery jak „Kolekcjoner kości” czy „Śpiąca laleczka”.
Za namową kolegi po fachu zdecydował się wydać antologię opowiadań, ponieważ, jak sam pisze:


Opowiadanie przypomina pocisk wystrzelony przez snajpera. Szybki i porażający. W opowiadaniu mogę uczynić zło z dobra, ze zła jeszcze większe zło, a największą przyjemność sprawia mi sytuacja, gdy coś naprawdę dobrego okazuje się naprawdę złe.”

„Spirale strachu” składają się z szesnastu genialnych historii. Nie są schematyczne i ciężko jest odgadnąć zakończenie każdego z nich (mi się to nie udało ani razu, niestety. Jaki będzie ze mnie prawnik?). Czternaście na te szesnaście razy kończyłam lekturę zbierając szczękę z podłogi, bo nie byłam przygotowana na taki obrót sprawy. Bo kto by pomyślał, że zrozpaczona po utracie męża kobieta, która umawia się na randkę, nie ma zamiaru spędzić miło wieczoru, ale zacząć niebezpieczną grę w której stawką jest ludzkie życie?

Jeffrey Deaver dał mi to, czego potrzebowałam; intrygi, zaskoczenia, zdziwienia, przerażenia, mrocznej strony ludzkiego oblicza. Nie spodziewałam się, że krótkie opowiadanie może wywołać ciarki u czytelnika i chociaż doskonale znam najkrótszą straszną historię:

to i tak wygrywają te napisane przez Deaver'a a to dlatego, że ani razu zło, w jego opowiadaniach, nie pochodziło od jakiegoś nadprzyrodzonego stwora. Bohaterami są tylko i wyłącznie ludzie, co czyni "Spirale strachu" jeszcze mroczniejszymi, bo co innego bać się wymyślonego wilkołaka a co innego trząść się w strachu przed własnym sąsiadem, który wygląda na miłego, kochającego wędkarstwo poczciwego pana (kurczę, ja faktycznie mam takiego sąsiada...)

Fanów „Kolekcjonera kości” uszczęśliwi na pewno fakt, że w jednej z historii mamy możliwość spotkać Amelię Sachs i Lincolna Rhymesa. W innym znowu spotykamy samego wielkiego Szekspira i razem z nim przenosimy się na kilka stron do średniowiecznego Londynu, by i tam przeżyć niemały szok.
Tak, to ten miły pan stworzył te przerażające opowiadania.
Jeśli miałabym opisać tą książkę jednym zdaniem to posłużyłabym się słowami samego autora
„czytajcie... i pamiętajcie, że nie wszystko jest takie, jakie się nam wydaje.”

16 sty 2015

Sherlock Holmes - poznajcie rywala Herkulesa Poirota



Do tej pory moim ulubionym literackim detektywem był jajogłowy Belg stworzony przez Agathę Christie. Teraz obok niego na podium staje mr. Sherlock Holmes o pociągłej twarzy i wielce trudnym charakterze.
O ile Poirot jest miłym, przyjaznym ludziom starszym panem w kapeluszu, śmiejącym się w duchu z niepoważnych angielskich zwyczajów, o tyle Holmes jest anglikiem w każdym calu. Zimny, zdystansowany, nie dbający zanadto o uczucia innych ludzi. Zadufany w zachwycie nad własnymi umiejętnościami nie przejmuje się sprawami tak błahymi jak astronomia, polityka czy literatura.

„- Powiada pan, że krążymy wokoło Słońca. Gdybyśmy krążyli wokół Księżyca, jakie by to miało znaczenie dla mnie i dla mojej pracy?”


W pierwszym z trzech tomów wydanych przez wydawnictwo Zysk i S-ka pojawiły się trzy początkowe części przygód Holmesa i Watsona; „Studium w szkarłacie”, „Znak czterech” i, najbardziej chyba znany, „Pies Baskerville'ów”. Są to też pierwsze wspólne chwile dwóch towarzyszy, wybitnego lekarza, rannego w Afganistanie i ironicznego amatora-detektywa. Zamieszkują razem przy Baker Street 221B w Londynie. Watson nie raz próbuje rozgryźć swojego współlokatora, jednakże z marnym skutkiem, Sherlock jest zbyt skomplikowanym człowiekiem i ilekroć zdaje się nam, że Watson znalazł jego słaby punkt, okazuje się to jedynie podpuszczką ze strony detektywa.
Nie mniej, Holmes ceni Watsona jako towarzysza, chociaż najczęściej ośmiesza go, pytając jak widzi daną sprawę, by wiedzieć, jakie rozwiązanie musi najpewniej odrzucić. Tutaj sytuacja jest podobna do relacji Poirot-Hastings, który też nigdy nie potrafił właściwie rozwiązać sprawy i zawsze popełniał błędy, które dla sławnego detektywa, były horrendalne.

„- Obawiam się, drogi Watsonie, że większość pańskich wniosków jest błędna. Kiedy powiedziałem o pańskiej stymulującej roli, chodziło mi, mówiąc szczerze, o to, że przyglądanie się pańskim omyłkom niekiedy naprowadza mnie na właściwy trop.”


Mimo tych wszystkich Holmesowskich wad, jest coś, co nie pozwala czytelnikowi go nie lubić. Być może to jego niezwykła spostrzegawczość, inteligencja, bystrość, szczerość a może niecodzienny urok, kiedy z uporem maniaka twierdzi, że on nie myli się nigdy. Sherlock Holmes to prototyp dzisiejszego doktora Housa i Sheldona Coopera z „Teorii wielkiego podrywu”; nie wiadomo za co ich kochamy, ale tak jest. 

 Arthur Conan Doyle stworzył dwie wyraziste postacie, które zapisały się trwale w kulturze. Każda z trzech książek, które są zamieszczone w I tomie zaskakują mnie rozwiązaniem a to jako czytelnik cenię najbardziej. Nic tu nie jest schematyczne, kryminał łączy się z horrorem i romansem, które oczywiście dla Holmesa są guzik warte, jednak wpływają głęboko na Watsona, który jest skrybą i opisuje ich wspólne przygody. 

Kolorowy wachlarz ludzi, którzy stają na drodze temu duetowi jest wisienką na torcie pełnym dobrej literatury. Każda z postaci ma własną historię i oddziałuje w większym lub w mniejszym sposób na dwójkę głównych bohaterów. Lekarz, który twierdzi, że nad jego rodziną ciąży klątwa; młoda dama, która straciła ojca; morderca, który mści się za śmierć ukochanej to tylko niektórzy z tych przestępujących próg domu przy Baker Street 221B.

 I nie, nie oglądałam serialu. Tak, słyszałam, że jest wspaniały. Jak zwykle jestem do tyłu z tym, co modne.Obiecuję, że nadrobię.

13 sty 2015

"Sędzia" czyli pokusiłam się na filmową recenzję.

Po raz pierwszy pokuszę się o napisanie recenzji filmu. Filmu, który wgniótł mnie w ziemię i na długo nie pozwoli o sobie zapomnieć.
Do polskich kin wszedł w październiku ubiegłego roku, ale obejrzałam go dopiero za namową przyjaciółki kilka dni temu. Pamiętajcie, że to moja pierwsza próba jak krytyka filmowego i nie bądźcie za surowi. 


 Joseph Palmer całe swoje życie spędził w prowincjonalnym miasteczku pracując jako sędzia. Prowadził szczęśliwe życie i miał wszystko, czego może wymarzyć sobie dorosły mężczyzna, dom, piękną żonę i trzech uroczych synów; Glena, który miał szansę zostać znanym sportowcem, Hanka, który był jego oczkiem w głowie i najmłodszego Dale'a, lekko upośledzonego, ale pełnego miłości i oddania. Sądził w rozprawach o drobne przestępstwa, rozsądzał zwaśnionych sąsiadów, kilka razy wydawał wyrok w poważniejszej sprawie. Na sali sądowej popełnił tylko jeden błąd; uwierzył chłopakowi, że jego agresja wobec dziewczyny była błędem, którego nigdy więcej nie powtórzy. Wyrzuty sumienia sędziego Palmera, że mu uwierzył, zaważyły nie tylko na jego dalszym życiu, ale także na relacjach ze środkowym synem.

Hank Palmer przez niemal całe swoje dorosłe życie starał się jak najbardziej różnić od swojego ojca. Z niegdyś ukochanego syna stał się wyrzutkiem, osobą, z którą Joseph chciał spędzać jak najmniej czasu. Hank przeprowadził się do wielkiego miasta i został adwokatem broniącym najbogatszych i najgorszych przestępców. Jego hasło brzmiał „niewinnych na mnie nie stać.” Założył rodzinę, ale jak to w bajkach nie bywa, nie wszystko toczyło się zawsze szczęśliwie. Brak zainteresowania żoną w końcu przyniósł swoje konsekwencje a Hank potraktował to jako osobistą porażkę i wstydził się przyznać do problemów nawet przed braćmi. 


Światy ojca i syna łączą się ze sobą ponownie w momencie, kiedy umiera najważniejsza osoba w ich życiach – żona i matka. Ich trudne relacje nie pozwalają na wspólne opłakiwanie zmarłej, samo przywitanie ojca z synem po latach rozłąki kończy się na podaniu sobie dłoni. Ciężka atmosfera i chłód ze strony ojca sprawiają, że Hank wyjeżdża na drugi dzień po pogrzebie. Jednak jeszcze w samolocie dostaje informacje, że musi wrócić, bronić ojca, który został oskarżony o morderstwo.

Oglądanie ich relacji jest jak jazda na roller-coasterze. Relacja pełna gniewu, niewypowiedzianego żalu i pretensji, podsycana dumną i niezłomnością obu panów sprawia, że trudno jest wyjść na wierzch prawdziwym emocjom. Hank walczy o wolność ojca, chociaż z chęcią pożegnałby się z nim na zawsze. Joseph natomiast nie chce, by jego spuścizna poszła na marne, jednocześnie zaniedbując to najważniejsze co po nim zostaje – syna. Stojąc ramię w ramię na sali sądowej, ciągle walczą między sobą.

Jestem zachwycona grą aktorską, poczynając od głównych bohaterów na epizodycznych postaciach kończąc. Nawet niepozorny strażnik z sądu, gdzie pracował Palmer znakomicie odegrał swoją rolę. Ale bezsprzecznie największe brawa należą się dwóm Robertom, którzy wcielili się w pierwszoplanowe role i Jeremiemu Strongowi, grającego upośledzonego Dale'a, który wolał oglądać świat przez oko kamery niż własnymi oczyma. Nagrywał swoja rodzinę a potem w ciemnej piwnicy tworzył z pojedynczych scen film pokazujący to, co w rzeczywistości nie było – kochającą się rodzinę.

„Sędzia” to film o trudnych relacjach między ojcem a dorosłym synem. To sprawozdanie z trudnej miłości, która ciągle ukryta pod płaszczem ostrożności i niepewności nie miała okazji ukazać się do końca. Jak dla mnie „Sędzia” zasługuje na miasto arcydzieła. Moje serce skradł właśnie tą oschłą męską miłością. 




11 sty 2015

"Patrol zmroku" - niebo nie jest dla Innych.


Mało kto wierzy w prawdomówność legend. W świecie Innych także funkcjonują legendy przykryte warstwą kurzu i niedowierzania. Istnieje historia o księdze Fuaran, napisana krwią wiedźmy o tym samym imieniu, która posiadała wiedzę o tym jak zmienić człowieka w Innego. Została pokonana przez największych magów świata, lecz księga gdzieś przepadła z tysiąclecia na tysiąclecie tracąc miejsce w pamięci Innych.

"Każde dziecko pragnie zostać olbrzymem, dopóki nie zacznie się zastanawiać, po co mu to"

Dzienny i Nocny Patrol zawsze stali po przeciwnych stronach barykady, pilnując nawzajem samych siebie, aby zachować równowagę między dobrem a złem. Pewien niepozorny skrawek papieru sprawił, że te dwie frakcje zmuszone są współpracować ze sobą, aby chronić tajemnice swojego istnienia. Jako trzeci przymusowy sojusznik pojawia się Inkwizycja, która, jak się okazuje, stoi ponad wszystkim.
Główną postacią jest dobrze nam znany w poprzednich części Anton Gorodecki, mag z Nocnego Patrolu, mąż Swietłany i ojciec dwuletniej Nadii. Zostaje oddelegowany przez swojego szefa, by odnaleźć osobę, która wysłała do siedzib obu patroli i Inkwizycji liścik mówiący, że ktoś wyjawił człowiekowi jak zamieniać ludzi w Innych.
Innych, czyli magów, wampirów, wilkołaków i tym podobne drobne ustrojstwo niższego rzędu. Gra toczy się o wysoką stawkę, bo gdyby można było werbować zwykłych ludzi, siły obu Patroli byłyby niepohamowane i zburzyłyby pokój między nimi.
Anton znowu trzyma w swoich dłoniach losy całego świata i musi podjąć decyzje, które uratują lub zgładzą ludzkość. 

  "Inteligentny człowiek, będąc w obcym mieszkaniu, powinien najpierw obejrzeć książki, a potem dopiero resztę"

Z książki na książkę autor jest coraz lepszy; dwie pierwsze części dotyczyły stricto walki dobra ze złem, tutaj mamy do czynienia z walką o ludzkie dusze, która to walka pokazuje, że we wspólnym interesie można walczyć u boku największego wroga. Podczas wykonywania tej misji Anton uczy się, że nie każdy Ciemny Inny musi być od razu zwyrodniałym i brutalnym złym a może się zdarzyć, że znajdują się tacy delikwenci po stronie Jasnych Innych.

Łukjanienko nie boi się odbierać swoim czytelnikom ich ulubionych bohaterów i w tej części mamy z czymś takim do czynienia. Końcówka „Patrolu zmroku” sprawiła, że w oczach zakręciły mi się niechciane łzy. Nie lubię żegnać się z moimi papierowymi przyjaciółmi. 

Jak co książkę z tej serii zachwyciły mnie cytaty, upchnięte mimochodem wśród miliona innych słów, które są tak prawdziwe i piękne, że nie mogę o nich nie wspomnieć. Są i te nostalgiczne ("Jesteś nie tam i nie tutaj. Jesteś podróżnikiem.") i ironiczne ("Krawiec mruczał niezadowolony, że szycie bez drugiej przymiarki to jak ślub z powodu ciąży.") Jeśli nie lubicie fantastyki, bądź rosyjskich książek to warto sięgnąć po Patrole dla tych właśnie cytatów. 

Polecam.

"Niebo nie jest dla nas.
Nie potrafimy latać.
Jedyne, co możemy zrobić, to postarać się nie spaść." 


8 sty 2015

"Mroczny trop" - książka dla miłośników thrillerów i ... psów.

Często jest tak, że sympatia do autora przenosi się na ocenę jego książki. Całe szczęście, że w wypadku „Mrocznego tropu” autorka umieściła osobistą notatkę na samym końcu, bo inaczej nie byłabym w stanie subiektywnie ocenić tej książki.

Ryder Creed jest treserem psów i uczy ich tropienia narkotyków i zaginionych ludzi. Najczęściej trafiają do niego porzucone, niechciane i wygłodzone psy, którym daje drugą szansę a one odpłacają mu się oddaniem i jedyną w swoim rodzaju, psią miłością. Ryder wraz z jedną ze swoich suczek, Grace zostaje wynajęty, by „przewąchać” statek rybacki, który kursuje po wodach Zatoki Meksykańskiej. Ani Grace ani jej pan nie domyślają się jakiego makabrycznego odkrycia mogą tam dokonać...

W tym samym czasie Maggie O'Dell, agentka FBI prowadzi śledztwo dotyczące morderstw powiązanych z kartelem narkotykowym. Ścieżki jej i Rydera krzyżują się a między głównymi bohaterami znowu, jak i w poprzedniej części, zaczyna iskrzyć. Jednak muszą odrzucić na bok miłosne kwestie i starać się ujść z życiem, gdyż jedno z nich znalazło się na liście płatnych morderców.

Niewątpliwie gwiazdą tej książki jest Grace, suczka rady Jack Russell terrier ważąca nieco ponad siedem kilogramów. W tym małym ciele kryje się taki podkład miłości i oddania, że czytając książkę serce może nam się rozpłynąć w zachwycie. Grace jest szalenie przywiązana do swojego pana a przy tym jest jednym z najlepszych psów tropiących o jakich słyszałam. Nie straszne jej upały, ponad metrowe zarośla, zmęczenie ani insekty, które próbują zmylić jej trop. Kiedy Grace dostaje polecenie to stara się je wykonać za wszelką cenę a jest przy tym niezwykle urocza i niestrudzona. Dawno, o ile w ogóle, nie spotkałam się w literaturze z tak charakterystyczną postacią zwierzęcia.

To książka nie tylko dla miłośników thrillerów. To też książka dla wszystkich, którzy lubią psy i chcą przeczytać w końcu dzieło, gdzie pies odgrywa ważną rolę. Zapewniam Was, że pokochacie Grace, tą niepozorną suczkę o ogromnym sercu, jak i pozostałe psy Rydera; dużego i lojalnego aż do przesady Bola, bokserkę Diesel, małego Scouta i wszystkie pozostałe, o których, mam nadzieję, autorka rozpisze się w kolejnych częściach.

I już tłumaczę o co chodziło mi na początku. Cóż, gdybym przed lekturą „Mrocznego tropu” przeczytała notatkę autorki to byłabym już przekupiona. Mimo że nie jest ona dłuższa niż półtorej strony to wywołuje duże emocje. Autorka tłumaczy dlaczego stworzyła książkę właśnie o takiej tematyce, gdzie psy odgrywają ogromną rolę. Wspomina też, że nazwała jedną z postaci imieniem swojego psa, który z odejściem czekał, aż skończy pisać swoją kolejną książkę.

„Mroczny trop” przekonał mnie do twórczości Kavy, bo szczerze przyznam, że wcześniej nie pałałam do niej sympatią. Teraz mam ochotę przeczytać wszystko, co napisała. Dużym plusem jest to, że rozdziały są krótkie, nie „wleką” się przez kilkadziesiąt stron, dzięki czemu akcja wydaje się pędzić w zastraszającym tempie i wsysa czytelnika, puszczając go wolno dopiero po zamknięciu ostatniej strony,

Ach, i jeszcze dwa, niewątpliwe plusy – okładka. Piękna, klimatyczna, jesienna. I sylwetka mężczyzny z psem siedzącym przy jego nodze.
I drugi plus - to, co lubię w książkach najbardziej - ironiczne, sarkastyczne dialogi i opisy:

"- Węże koralowe są zwykle nieśmiałe i potulne. Dlatego rzadko się je spotyka. Lubią się chować. Atakują tylko wtedy, kiedy ktoś im przeszkadza, albo czują się zagrożone.

-Powiedziałbym, że może mu przeszkadzać, że ktoś go wsadził do płóciennego worka i  wepchnął pod siedzenie samochodu."

Oczywiście polecam. Grace i inne psy kupiły moje serce. Czuję, że i Was zauroczą.

5 sty 2015

LBA - 1/2015

Uzbierało się mi aż trzy nominację. Z lekkim poślizgiem, ale odpowiadam. Jak zawsze z przymrużeniem oka, ale do tego już się chyba przyzwyczailiście.

  1. Ulubiony tusz do rzęs?
Oj... Nadal szukam ideału. Wypróbowałam już tuszy tanich i drogich, markowych i tych bezimiennych z allegro i nic. Żaden mnie na dłuższą metę nie zachwyca.
  1. Usta w mocnym kolorze czy delikatnym?
Delikatnym. W mocnej szmince przypominam panią stojącą nocą pod latarnią, niestety.
  1. Sylwestrowy bal czy domówka?
Nigdy nie miałam okazji być na balu sylwestrowym, więc nie mam porównania.
  1. Piwo czy wino?
Oj, po zrobieniu w głowie drzewka decyzyjnego, wypisaniu wszystkich plusów i minusów stwierdzam, że wygrywa piwo. Chociaż ostatnio piłam piwo o smaku śliwki, które było lekko musujące i smakowało jak wino, więc może da się połączyć oba te trunki?
  1. Trzy niezbędne kosmetyki w makijażu?
Podkład, tusz do rzęs i róż. Wtedy mogę wyjść do ludzi bez wywoływania u nich krzyku przerażenia i panicznej ucieczki.
  1. Ulubiona szminka? (marka i kolor)
Ale ulubiona w sensie jaka dobrze na mnie wygląda (czyt. nie wyglądam jak pani stojąca nocą pod latarnią) czy taka która mi się podoba i chciałabym ją używać? W pierwszym wypadku jest to najnormalniejsza w świecie szminka pielęgnacyjna Nivea, w drugim szminka Avon o takim kolorze 

  1. Twoja największa zaleta?
O i masz ci los. Nie wiem. Jakbyś pytała o wady to bym się rozpisała na całą stronę a ty mnie pytasz o coś czego nie wiem. Gadulstwo może być zaletą?
  1. Ulubione danie?
Pierogi ruskie dziś, pierogi ruskie jutro, pierogi ruskie zawsze!
  1. Psy czy koty?
I psy i koty i każde inne zwierzę. No, oprócz karaluchów, bo z nimi bym spać w jednym łóżku nie chciała. Tak, śpię z psem w łóżku i jestem szczęśliwa, że pies chce ze mną spać w jednym łóżku.
  1. Ostatnia książka, którą przeczytałaś?
„Mroczny trop” Alex Kava.
  1. Ulubiony film?
„Mr. Nobody” jest magiczny. Jeśli nie widzieliście, to polecam.
  1. Trzy rzeczy, które chciałabyś dostać pod choinkę.
Wspominałam, że zostałam nominowana do LBA jakiś czas temu? Zapomniałam chyba dodać, że było to jeszcze przed świętami... W takim razie napiszę, co chciałabym dostać na urodziny, które obchodzę w tym miesiącu; karnet na siłownię (a co będę sama płacić ^^), jakąś dobrą książkę (norma, wiem) i niespodziankę. Taką totalną niespodziewaną niespodziankę :)


  1. Gdybyś mogła do końca życia jeść tylko jedną potrawę co by nią było?
Pierogi ruskie dziś, pierogi ruskie jutro, pierogi ruskie zawsze!
  1. Jaki jest Twój ulubiony sposób aktywności fizycznej?
Ćwiczenia cardio.
  1. Jaka jest Twoja ulubiona książka i dlaczego?
Po godzinie zastanawiania się stawiam na „Noelkę” Małgorzaty Musierowicz.
  1. Jakie są Twoje ulubione perfumy?
No cóż, nie wiem jak się nazywają, ale wiem, że pięknie pachniały na dziewczynie, która siedziała koło mnie w autobusie. Wywąchanie połowy zapachów w Sephorze nie pomogło mi dowiedzieć się, jak się one nazywają.
  1. Czego byś nigdy nie zrobiła?
Nie skrzywdziłabym zwierzaka.
  1. Jakie jest Twoje najbardziej szalone marzenie?
Ale ja mam same szalone marzenia!
  1. Gdybyś mogła mieć super moc to jaka by była i dlaczego?
O, to wiem. Chciałabym umieć gadać ze zwierzakami. Razem z Tosią plotkowałabym pół dnia o yorku, który mieszka drzwi obok.
  1. Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz na świecie, to co byś zrobiła?
Wyjdę na zbzikowaną (a któż z nas nie ma jakiegoś bzika?), ale zrobiłam tak, żeby nie było żadnych porzuconych zwierząt.
  1. Czy masz jakiegoś ulubionego Youtubera?
Często oglądam Lisie Piekło (to jej zamiłowanie do wina), Z Dupy (naprawdę lubię tego faceta, wygląda jakby chciał przytulić się do czyjejś piersi. Ewentualnie dupy), ale to Martin Stankiewicz jest moim ulubionym youtuberem (i wcale nie dlatego, że jego pies nazywa się tak jak mój)
  1. Góry, morze czy mazury?
A co tam, wybieram bramkę numer trzy, bo na Mazurach jeszcze nie byłam.
  1. Czego najbardziej się boisz?
Samotności (i zrobiło się smutno.)


  1. Jakie jest Twój must have na zimę?
Ciepłe skarpetki, kocyk, kakao. 
  1. Czy lubisz święta? Jak tak to co u nich lubisz?
Lubię ta całą świąteczną atmosferę, to że wszyscy są razem.
  1. Jaki jest twój ulubiony film/serial?
Bezkonkurencyjnie „Supernatural”. Um, cudowne postaci (szczególnie Dean i Castiel), wciągająca fabuła i te spadające anioły.
  1. Bez jakiego kosmetyku nie mogłabyś się obejść? 

    Szampon do włosów to kosmetyk? Mam bzika na punkcie swoich włosów, muszą być zawsze pachnące i świeże.

  2. Czy masz jakiś sprawdzony prezent na święta?
Nie mam, zawsze kupuję coś na ostatnią chwilę.
  1. Od kiedy prowadzisz bloga?
Teoretycznie od maja 2013 roku, tyle tylko (co pewnie większość z Was wie) prowadziłam go na onecie a całe dwa dni temu (!) przeniosłam się tutaj, pozbawiając platformę onet.pl mojej wspaniałej osoby. Na pewno teraz płaczą rzewnie w poduszkę.
  1. Masz jakieś postanowienia noworoczne? Jakie?
Nie miałam, teraz chcę tylko utrzymać tego bloga przy życiu. Reanimacja trwa!
  1. Jaki kosmetyk mogłabyś polecić?
Nie wiem czy tak można i czy to jest w porządku z całym kosmetycznym światem i porządkiem, ale mam swój sprawdzony sposób na niechciane i niespodziewane pryszcze. Kiedy taki delikwent pojawi się na mojej twarzy, smaruję go maścią Ziaji na opryszczkę/zajady i rano nie ma po nim śladu. Naprawdę to działa!
  1. Jakiej piosenki najczęściej słuchasz?
Michael Buble – Save The Last Dance For Me
  1. Skąd czerpiesz pomysły na bloga?
Jako, że to recenzje książek to wiadomo, że z książek. Chociaż planuję pisać częściej spersonalizowane wpisy, chociaż nie wiem czy czytanie ich wyjdzie Wam na dobre.
  1. Jak często zdarza ci się spóźniać?
Bardzo rzadko. Najczęściej to spóźniam się z recenzjami, ale ciii.

Nikogo nie nominuję, bo wolę odpowiadać niż pytać; całkiem odwrotnie niż w realnym świecie. A jakie są Wasze ulubione książki? Piszcie :)

3 sty 2015

"Złota skóra" Carla Montero





Początek XX wieku. Wiedeń, stolica pełna malarzy, artystów, dziwek i pijaków. Miejsce, gdzie śmietanka towarzyska miesza się z pospólstwem, które nie ma w sobie na tyle choćby ogłady, by zauważyć, że mają zaszczyt mijać na ulicy ludzi sztuki.
W mieście tym żyje i pracuje Karl Sehlackman, detektyw i przyjaciel nijakiego Hugona von Ebenthala, oskarżonego przed laty o zamordowanie swojej ukochanej. Wobec braku dowodów i wstawiennictwa ojca Huga oraz samego Karla, młody człowiek uniknął kary i wyjechał do Ameryki, by leczyć tam duszę po śmierci kobiety, którą kochał całym sercem.
Po kilku latach rozwiązłego trybu życia za oceanem postanowił wrócić, wiedząc, że jemu schorowanemu ojcu nie pozostało wiele życia. Wrócił pewien, że ludzie zapomnieli już o tamtej sprawie i przestali go winić za czyn, którego nie popełnił. Zapomniał niestety, że pamięć społeczeństwa jest trwała i trzeba pokoleń, by zapomnieć o miejskich plotkach i skandalach.
Mając jednak wsparcie przyjaciela i nowej ukochanej, Therese, Hugo postanawia nie przejmować się nieprzechylnymi ludzkimi spojrzeniami. Wszystko jednak się zmienia, gdy pewnej nocy na ulicy zostaje znalezione wypatroszone ciało Therese a podejrzenia znowu padają na młodego von Ebenthala.

"Złota skóra" autorstwa Carli Montero, ma niepowtarzalny klimat. Mimo, że nigdy nie byłam we Wiedniu to czytając książkę oczyma wyobraźni widziałam jego wąskie uliczki, piękne budowle, czułam zapach kurzu unoszącego się nad brukiem. Tak plastycznego języka nie widziałam dawno u żadnej autorki; Carla potrafi tak realistycznie pisać, że ma się wrażenie jakby malowała przed nami fantastyczny obraz, pełen przemocy, miłości, namiętności i przepychu. Dowcipne dialogi i cięte riposty dodają smaczku całej powieści i sprawiają, że chłonie się ją jednym tchem.

Ta książka to nie tylko bardzo dobry kryminał, ale też portal, który cofnie nas 110 lat wstecz, byśmy mogli z perspektywy obserwatora podziwiać tamtejszych artystów, pisarzy i malarzy. Świat, gdzie kobiety były hołubione przez mężczyzn, stawiane na piedestale, gdzie każde ich słowo traktowane było jak rozkaz a każdy komplement jak słowo samego Boga.

"Ona jest aromatem sycącym moje życie oraz głosem nieustannie szepczącym mi do ucha. Jest tym smakiem, który zawsze mam w ustach. Jest złotem wypływającym spomiędzy moich palców i snującym się wolno dymem, bo ona nie jest moja ani niczyja inna."

Serdecznie Wam polecam tą książkę a za swój egzemplarz dziękuję wydawnictwu


Mam nadzieję, że się zadomowicie w moim nowym blogowym mieszkaniu.